niedziela, 13 grudnia 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki 7




At last! Doczekaliście się.  Właśnie skończyliśmy z Pico konsultacje w sprawie najnowszego rozdziału i zamieszczamy! (Znaczy się zamieszczam sam, ale Pico jest obecny duchem i gg :D)
Jakiś niezaspokajający ten rozdział wyszedł, ale jak namawiam Pico, żeby rozkręcać akcję :) to on ItaSasu napisał (zaspokajające :P), zamiast wziąć się za życie seksualne Akatsuki.  No nic jeszcze trochę nad nim popracuję :> i osiągnę cel. 
Tymczasem musimy wymyślić opisy postaci, które zostaną niedługo wprowadzone do fabuły i które znacząco na nią wpłyną, przynajmniej przez jakiś czas. Wzmianka już w tym rozdziale :)


(mały braciszek swojego aniki :P) Chico

______________________________________

    Stanęli przed wielką bramą do wioski Miodu, jak na dziś to zostało im tylko znalezienie noclegu i doczekanie do rana, żeby dopiero wtedy rozejrzeć się po miasteczku. Podróż była tak przyjemna, że prawie zapomnieli, iż są na misji.  Czuli się trochę jak na wycieczce, w tych „normalnych” ciuchach, bez piętna Czerwonych chmur.  Była to miła odmiana i cała trójka oddychała zachłannie świeżym powietrzem.  Czerwonowłosemu lalkarzowi brakowało do pełni szczęścia tylko dłoni jego blondynka w swojej, ale nie chciał nic w tym kierunku robić, gdyż nie wiedział jak na to zareaguje, a nie chciał go stawiać w niezręcznej sytuacji przed Itachim.  Szedł jednak blisko niego i muskał palcami wierzch jego delikatnej ręki przy każdej dogodnej okazji.  Dei myślał sobie przez moment, że gdyby szli za ręce to być może Uchiha nawet by tego nie zauważył, ale ostatecznie dał temu spokój, wychodząc z tego samego założenia co jego ukochany, że nie chce stawiać nikogo w niezręcznej sytuacji.  Sharinganowiec dla odmiany zamyślał się nad swoją przeszłością i nad tym, jak wiele w jego życiu zmieniło się w tak niepokojąco krótkim czasie.  Myślał szczególnie dużo o swoim ototo ...  O najbliższej mu osobie i czuł też doskonale, że kiedyś się jeszcze spotkają.  Całkiem możliwe, że nie za długo.  Uśmiechnął się na samo wspomnienie ich wszystkich wspólnych dni, ale z drugiej strony nie wiedział co teraz dzieje się w głowie Sasuke.
Czuł głuchy ból docierający do niego, jedynie w takich momentach, z otchłani podświadomości.  Takich momentach jak ten, kiedy to las i wszystko dookoła kojarzyły mu się z nie tak dawnym przecież dzieciństwem.  Dzieciństwem, którego każdy dzień spędzali razem.  Potem kiedy dorastali, o dziwo nie zmieniło się to, a nawet zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej.  To bolało najgorzej...  Morderstwa, których był winien nie dawały odczuć się ani w połowie tak bardzo.
- Pewnie mnie nienawidzi. – szepnął do siebie, a najgorsze obawy chwyciły go za gardło.  Przystanął. 
- Kto cię nienawidzi, Itachi? – zapytał zdumiony Dei odwracając się w jego stronę.  Sasori automatycznie również się zatrzymał robiąc to samo.  Obaj patrzyli na czarnowłosego w oczekiwaniu.
- Mój brat...
- To ty masz brata? – zakrzyknął Deidara.
- Nie mów, że nie słyszałeś nigdy o klanie Uchiha, a zwłaszcza o ostatnich znaczących dla niego wydarzeniach? – szturchnął go Skorpion.  Blondyn pokiwał tylko przecząco głową. 
- Eh, gdzie ty żyjesz. – westchnął.
- Wybacz – obruszył się Dei – ale ja jeszcze całkiem nie dawno, byłem prawym obywatelem własnej wioski i nie miałem dostępu do świeżych plotek z życia największych typów spod ciemnych gwiazd, jacy chodzą po tej ziemi! – denerwował się, ale zaraz mina mu zrzedła, kiedy dotarło do niego jak to zabrzmiało.  – P-przepraszam Itachi. – jęknął. 
- Nie, masz rację. – odpowiedział Uchiha ze spuszczoną głową. – I być może to ja jestem największym z nich, albo chociaż spod najciemniejszej gwiazdy. – uśmiechnął się gorzko. 
- Itachi...
- Wyrządziłem tak wielką krzywdę najdroższej mi osobie.  Zabiłem wszystkich, zostawiłem go, a sam jestem tutaj.  Mniejsze zło... To wszystko dla jego dobra, ale on nigdy się o tym nie dowie.  Teraz na pewno mnie nienawidzi. – zakończył swoją krótką i chaotyczną odpowiedź, bo nie miał zamiaru niczego nikomu bardziej wyczerpująco tłumaczyć, bo też nie miał pojęcia jak można choć trochę przybliżyć coś tak okropnego.  Poza tym, po co ktoś miałby poczuć jego ból.  To nie możliwe z resztą.
- Chodźmy już – odrzekł próbując zignorować to okrutnie dławiące uczucie, któremu niepotrzebnie pozwolił wyjść na zewnątrz. – Chciałbym jeszcze dziś wieczór wypić butelkę sake. – Minąwszy kolegów ruszył przodem.  Do końca drogi zapanowała ciężka cisza i tylko Sasori z Deidarą wymienili kilka smutnych i zaniepokojonych spojrzeń.  Zdaje się, że każdy ma za sobą jakąś przeszłość, która nigdy go nie opuści, nawet jeśli bardzo by się starał, ale też taką, której nie wyrzekł by się z nic w świecie.  W rezultacie nie chcielibyśmy chyba, pozbyć się ani jednej z nich.

Stanęli w recepcji jednego z pierwszych hoteli jakie spotkali w wiosce i Itachi bez chwili zastanowienia poprosił o pokój dla trzech osób na jedną noc. 
Wnieśli do pokoju swoje rzeczy i zgodnie zdecydowali, że dziś już nic nie zrobią, ale przydałby się chętny, który skoczy do najbliższej restauracji po coś na wynos.  Na ochotnika zgłosił się Sasori, ponieważ zawsze lubił być rozeznany w terenie i uznał, że to dobra okazja, żeby się rozejrzeć po centrum. 
Po jego wyjściu zaległa trochę niezręczna cisza.  Deidara krzątał się po pokoju, wypakowywał swoje rzeczy, rozłożył swój futon i zabrał się za rozkładanie posłania Sasori’ego.  Itachi położywszy się zaczął przyglądać się pracy blondyna.  Ten, gdy po dłuższej chwili poczuł na sobie czyjś wzrok, odwrócił się i również na niego spojrzał.  Uchiha uśmiechnął się jakoś dziwnie i zapytał:
- Dlaczego to robisz?
- Co robię? – zdziwił się, naprawdę nie rozumiejąc o co mu chodzi. 
- Dlaczego rozkładasz mu łóżko?
- No, bo poszedł po nasze jedzenie.  Chyba jest na miejscu zrobić w zamian taką drobnostkę? 
- No tak, ale rozłożyłeś jego futon bardzo blisko swojego... – odrzekł robiąc zawadiacką minę i chcąc go sprowokować do wyznań. 
- N-no tak jakoś mi się rozłożyło – jąkał się momentalnie się rumieniąc – Można przecież odsunąć... – zdenerwowany popychał łóżko przyjaciela bardziej w stronę ściany.  Itachi cały czas uśmiechał się pod nosem widząc reakcje Deidary, niemniej jednak nie zamierzał przestać drążyć tematu. 
- Wiesz, powiem ci szczerze, że jak pierwszy raz spotkałem ciebie i Skorpiona wtedy w laboratorium, to nie mogłem pojąć co też w nim widzisz. – Dei nastawił uszu i zaczerwienił się jeszcze bardziej zdając sobie sprawę z tego, że jego uczucia są łatwiej rozpoznawalne niż to mu się wydawało i z lekkim przerażeniem zastanawiał się, czy aby przypadkiem już wszyscy o nich nie wiedzą. – Ale, wtedy myślałem jeszcze, że Sasori jest Hiruko... To znaczy myślałem, że to jego prawdziwa postać. – długowłosy musiał się rozweselić tym wyznaniem.  Nigdy nie podejrzewał, że ktoś mógł nie wiedzieć, ale z drugiej strony to racja, bo skąd Uchiha miał niby mieć takie informacje. – Potem jak już zobaczyłem prawdziwego Saso to wszystko się wyjaśniło. – mrugnął do niego zaczepnie. 
- Um, co masz na myśli Itachi?
- No mam na myśli to, że już mnie nie dziwiło dlaczego tak ci się podoba.  Sasori to bardzo ładny chłopak, prawda? – policzki Blondyna płonęły, ale kiwnął głową, że się zgadza z tą niewątpliwie trafną opinią. – mam nadzieję, że w końcu uda ci się go skutecznie poderwać. – „Poderwać?”, pomyślał trochę zaskoczony, jakoś nigdy nie patrzył na to w ten sposób.  Co prawda od początku żywił cieplejsze uczucia do swojego partnera, chciał być z nim i mu pomagać, ale nie podrywał go... chyba.  Tak mu się przynajmniej zdawało.  Nigdy nie myślał o tym. – Ej, Deidara! – blondyn zamrugał gwałtownie oczyma – co się tak zamyśliłeś?
- Itachi... – wiedział, że nie ma potrzeby niczego ukrywać, poza tym, skoro sam zaczął temat – No, bo my z Sasorim to w sumie już jesteśmy razem. – powiedział cicho, trochę jednak zawstydzony zaistniałą sytuacją. 
- Co?! Ho ho, no to mnie zaskoczyłeś! Jak ci się to udało? Saso nie wygląda na ckliwego i uczuciowego typa.
- Nic w sumie nie zrobiłem, to jakoś tak samo wyszło, że my oboje... No, wiesz. – ciągnięcie tego tematu było dla Deidary w pewnym stopniu krępujące.  Uchiha uważał, że to urocze i gdyby nie to, że „Pain był jego przeznaczeniem”, jak sobie to w myślach nazywał, to pewnie zainteresowałby się blondynkiem.
- O cholera! – jęknął żałośnie Itachi przerywając sobie własny tok myślowy – A ja głupi wziąłem wspólny pokój!!
- To nic, przecież jest misja... – podrapał się po blond czuprynie jeszcze bardziej zakłopotany, kiedy tylko wyobraził sobie, co też Itachi musi mieć na myśli sugerując osobny pokój dla nich.
- No niby tak, ale jednak. Para młoda powinna mieć odrobinę prywatności. – wyszczerzył się w jego stronę.
- Jaka para młoda? – usłyszeli głos Skorpiona, który właśnie stanął w progu.
- Ty i Dei – odpowiedział zadowolony czarnowłosy – właśnie ubolewałem nad moim nietaktem, że nie zamówiłem dwóch pokoi, ale mam wymówkę, którą była moja niewiedza o waszym związku, gołąbeczki, – trajkotał dziarsko – bo dopiero przed chwilą wyciągnąłem tę informację od Dei’a. – Sasori uśmiechnął się pod nosem, co Deidara przyjął z ulgą, bo wiedział, że nie jest na niego zły, że wszystko powiedział. 
- No to może w zamian ty też sypniesz jakąś ciekawostką na swój temat Uchiha, hm? – czerwonowłosy załapał rozrywkowy humor wiedząc, że nie będzie musiał grać kumpla Deidary, i że sprawa się rozwiązała sama.
- Chcesz usłyszeć historie erotyczne z mojej burzliwej przeszłości, czy może te, które planuję na najbliższą przyszłość? – podchwycił zabawę Itachi, którego alter-ego było nałogowym graczem w butelkę. 
- Przyszłość działa na wyobraźnię. Jak sądzisz Dei? – blondyn pokiwał energicznie głową na znak, że się z nim zgadza, po czym usadowił się na podłodze między nogami swojego chłopaka, który położył mu brodę na ramieniu. Gdyby byli dwoma puszystymi króliczkami pewnie zastrzygliby uszami z ciekawości co usłyszą od Uchihy.

****

Pain usiadł na jednym z krzeseł w głównym holu i w zamyśleniu przyglądał się efektom wspólnej pracy.  Miał cichą nadzieję, że wszystko jest tak, jak to sobie wyobrażał Itachi.  Nie wiedział dlaczego, ale bardzo mu na tym zależało.  Chociaż nie!  Wiedział dlaczego mu zależało, przecież to był pomysł Uchihy, żeby tak pomalować pokój.  „Tak Pain, wymyśl jeszcze głupszą wymówkę.” – wytknął sam sobie, wiedząc, że próbuje się okłamywać, bo czuł już, że powód ów jest inny.  Nie wiedział jeszcze co o nim dokładnie sądzić, ale odczuwał lekki strach i... ekscytację.  
Oprócz generalnych porządków, jasnoróżowych ścian i wielkiej tęczy na jednej z nich dodali także duże lustro, żeby, jak mówiła Konan: „Każdy mógł kontrolować stan swojej fryzury”.  To był w sumie jej pomysł i o dziwo spodobał mu się.  Odgarnął z czoła długi kosmyk rudych włosów i podszedł, by przejrzeć się w „najnowszym nabytku”.  „Może w końcu czas pokazać mu się w innych ciałach?” - rozmyślał jednocześnie poprawiając kucyk swojej Ścieżki Zwierząt.  Nagle rozległ się straszny huk. 
- Hidan, do cholery!  Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wpuszczał tego szczura do mojego pokoju!!! - wrzasnęła niebieskowłosa z głębi korytarza. 
- To nie jest szczur!  Zresztą on sam tam wszedł! - 
- Nie obchodzi mnie to!  Wynocha! 
Painowi już opadały ręce.  Bite pięć dni ta dwójka nieustannie się kłóciła.  Nim się obejrzał zobaczył Hidana niosącego na rękach swojego szopika.  Rudowłosy zmarszczył tylko gniewnie brwi. 
- No co? To ona panikuje! - wyjęczał głaszcząc zwierzaczka po jedwabistym futerku.  Lidera irytowały już takie głupie odzywki, ale zgniótł tylko w ręce sreberka od pralinek i spokojnym, surowym głosem oznajmił:
- Zajmij się magazynem, jest tam jeszcze spory bałagan. 
- Nooo i co jeszcze?  Cały czas haruję i nawet sobie odpocząć nie mogę... - zaczął narzekać, ale ujrzawszy groźnego Rin'negana oddalił się szybko w stronę magazynu mamrocząc cos pod nosem do swojego szopa, który jako jedyny w tym towarzystwie był zdolny do odrobiny empatii (albo po prostu to był zwyczajowy i niezmienny współczujący wyraz jego pyszczka). 
Lider westchnął odwracając się z powrotem do lustra, powoli godząc się ze swoim niemożliwym do ogarnięcia uczesaniem i rozwijającym się z prędkością rzeżuchy uczuciem do Itachi’ego Uchihy. 
****
    Gdy następnego dnia Lider otworzył oczy, poczuł coś co nie zdarzało mu się aż tak często.  Jeszcze rozespany wsunął rękę pod kołdrę i podążył nią w stronę najgorętszego miejsca swojego ciała.  Westchnął.  Przymknął powieki, spod których jeszcze nie zniknął obraz Uchihy.  Pain był już świadomy tego, że Itachi go interesuje, ale żeby od razu taki sen, w którym czarnooki bierze go w dosyć niedelikatny sposób w miejscu, w którym wszyscy mogliby ich zobaczyć, tzn. w świeżo wyremontowanym salonie??  Jego seksualność nigdy jakoś nie dawała mu się za bardzo we znaki, ale teraz z powodu Uchihy obudziła się ze swojego stuletniego snu, niczym śpiąca królewna muśnięta wargami pięknego księcia, i obecnie była pełna życia i ochoty do figli.  Westchnął jeszcze głębiej zaczynając robić sobie dobrze.  Przywoływał w myślach twarz Itachi’ego, jego uwodzicielskie spojrzenia, kocie ruchy i długie ciemne włosy okalające miękkimi liniami jego sylwetkę.  Ugniatając własne sutki marzył o tym, żeby robił to Uchiha.  Przypominał sobie jego zapach i przyjemny tembr głosu, kiedy mówił coś tylko do niego.  Zmysły Paina płonęły żywym ogniem, kiedy nagle zgrzytnął zamek w drzwiach i zaskrzypiały zawiasy, a do kwatery wkroczył Zetsu.  Lider zerwał się szybko do siadu, zarówno przestraszony jak i cholernie niezadowolony, że ktokolwiek musiał najść go w takim momencie, i starając się nie oddychać zbyt szybko warknął:
- Zwariowałeś? Musisz tak wpadać i straszyć ludzi?!
- Przecież wszedłem powoli – zdziwił się Zetsu – Przyniosłem ci radosną nowinę – odrzekł przechodząc do rzeczy.
- Hmm? Jaką znowu nowinę. – chciał wstać, ale w ostatniej chwili jednak oprzytomniał na tyle, żeby stwierdzić, że jednak rozsądniej będzie zostać pod kołdrą.  Wyciągnął rękę po zwój. 
- Nie krępuj się, - zagadnął beztrosko Zetsu – przecież już widziałem cię nago. 
- Spadaj. – uciął Lider – Mam zamiar szybko rzucić okiem na te pierdoły i kładę się dalej spać. – Skłamał, mimo iż wiedział, że Aloes na bank wie co mu przerwał, gdyż nienaturalne było jego wejście do pokoju drzwiami, zamiast przez ścianę.  Najmniej martwiło go, że przyłapał go właśnie Zetsu, bo wiedział, że zachowa takie rewelacje dla siebie i nie będzie też mu ich wypominał, jak to z pewnością zrobiłby na przykład Hidan lub ktoś jego pokroju. - A co z pięcioogoniastym? Udało ci się czegoś dowiedzieć?
- Niestety nie znalazłem niczego podejrzanego.  Wioska tego Jinchuuriki broni go jak cholera.
Informacją jaką wyczytał Pain okazała się być zapowiedź przybycia Hebi do kryjówki Akatsuki.  Lidera ani trochę nie zdziwiła taka „towarzyska wizyta”, gdyż nowopowstała, rebeliancka drużyna zbiegłych ninja pod dowództwem Sasuke Uchihy, należała do jednych z groźniejszych i najmniej przewidywalnych w świecie shinobi.  Mieli okazję poznać się osobiście niedawno, zaraz po przeprowadzce do nowej kryjówki.  „Ciekaw jestem, czy ma to jakiś związek ze wstąpieniem Itachi’ego do naszych szeregów i jakby co, mam nadzieję, że obejdzie się bez nieprzyjemności.”  

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Sorrrrrrrrrry za to czekanie!!!/One-shot



 Notka już na pewno pojawi się w tym tygodniu! Studia jednak są trochę bardziej czasochłonne niż się spodziewałem (te ciągłe imprezy :P), ale już zabraliśmy się za kolejny rozdział i jesteśmy w połowie. :) Tymczasem będąc daleko od Chico, podczas samotnych wieczorów, łkając z tęsknoty (no dobra, może trochę przesadziłem) napisałem, a może raczej napisało mi się takie małe opowiadanko, które kiedyś dawno już zacząłem, więc pomyślałem, że może chcielibyście się z nim zapoznać (tak dla zabicia nudy).
Opo jest Sasuke-Itachi i chyba jasne jest co mnie inspirowało. ;) Wybaczcie ten ogólny infantylizm i idealizację, które zawładnęły tym opowiadaniem, ale mam jakieś takie zboczenie w tym kierunku, jak mniemam z racji tego, że jestem starszym bratem. :)
P.S. Jakby co to Sasu ma tutaj z jakieś 13-14 lat. To tylko tak wygląda, że ma mniej. Poza tym on trochę gra inaczej zachowując się przy Itachim, a inaczej przy swojej drużynie na przykład; ale po co ja to piszę, przecież sami zauważycie.
     (głupi)Pico ^_^
______________________________________________ 

      Tego wieczora Itachi, jak zwykle udał się na górę do pokoju Sasuke, żeby powiedzieć mu dobranoc.  Podszedł do drzwi i pierwszą jego myślą było, żeby wpaść do środka z krzykiem i wystraszyć brata, ale po chwili jakoś przestała mu się ta myśl wydawać zabawna i zrezygnował z niej.  Zamiast tego podszedł po cichu do drzwi i niemalże bezszelestnie nacisnął klamkę.  Zajrzał do wewnątrz.  Sasuke stał przy łóżku odwrócony do niego tyłem.  Miał na sobie jedynie spodnie od piżamy, a na głowie puchaty ręcznik, którym wycierał mokre włosy.  Itachi podszedł do niego, usiadł na łóżku i rozczulony tym widokiem, przejął czynność osuszania.  Mały Sasuke najpierw się wzdrygnął na dotyk czyichś rąk na swojej głowie, ale kiedy tylko, zerkając spod ręcznika, zanotował, że to jego aniki , opuścił ręce kładąc je na jego udach, które miał teraz po obu stronach swojego ciała, przymknął oczka i poddał się opiekuńczym gestom brata.  Po dłuższej chwili Itachi stwierdził, że już wystarczy.  Zsunął ręcznik z głowy malca, na co ten zamrugał nie całkiem zadowolony, a Itachi zachichotał. 
- Z czego się śmiejesz? – zapytał Sasuke nie wiedząc czy zawstydzić się, czy strzelić focha. 
- Bo... twoje włosy... sterczą na wszystkie strony i... i wyglądasz tak ślicznie... i zabawnie. – odparł nie przestając mrużyć oczu w uśmiechu.  Sasuke najpierw zarumienił się troszkę, gdyż słowa, tak jak i dotyk brata, sprawiły mu przyjemność, ale zaraz potem fuknął, zmarszczył nos i przybliżył się do twarzy Itachi’ego oraz patrząc mu w oczy powiedział zuchwale:
- To teraz mnie uczesz, skoro tak mnie rozczochrałeś! – nie udało mu się jednak ukryć swojej pierwszej reakcji.  Serce Itachi’ego zabiło radośnie.  Tak bardzo kochał swojego ototo.  Chciał się nim opiekować i uczyć go, chciał przebywać z nim jak najczęściej, dać mu wszystko czego tylko zapragnie; bronić go, jeżeli zaszłaby taka potrzeba i rozpieszczać ku niezadowoleniu obojga rodziców.  Uwielbiał takie chwile jak ta, pełne przekomarzania się i bliskości.  Sasuke z zadowoloną minką, że uda mu się zatrzymać brata na dłużej, wsadził mu w dłoń grzebień i usadowił się na łóżku między jego nogami.  Starszy rozczesał starannie ciemne kosmyki Sasuke, delikatnie muskając przy tym jego kark i blade ramiona.  Mały sapnął cichutko i oparł się o klatkę piersiową brata, ten objął go od tyłu i cmoknął w czubek głowy.  Chciałby go w tej chwili wyściskać i całować jego plecy, barki, szyję, twarz, powieki kryjące te piękne czarne i błyszczące oczy, usta... ale wiedział, że mógłby wystraszyć tym swojego ototo. Poza tym, czy powinien był w ogóle myśleć tak o swoim bracie? Nie, nie zrobi nic takiego.  Nie ma mowy, żeby zniszczył tą piękną i czystą więź, która ich łączy.  Za nic w świecie! 
      Trwali w swoich objęciach już dłuższą chwilę, wdychając nawzajem swój zapach. 
- Ototo! – odezwał się nagle Itachi, wyrywając się z zamyślenia – Musisz się ubrać. Jesteś już cały zmarznięty. – dokończył zatroskanym głosem pocierając jego szczupłe ramionka.  Sasuke wyrwany z błogiego uczucia, wstał, wziął z krzesła górę od piżamy i zaczął nieporadnie przeciągać ją sobie przez głowę.  Itachi pociągnął brzeg koszuli w dół, aby mu to ułatwić.  Mały wsunął ręce w rękawy i natychmiast, zupełnie niespodziewanie gwałtownym ruchem przylgnął do brata. 
- Co się stało? – zapytał zaskoczony Itachi.  Tamten nie odpowiedział od razu, tylko usiadł okrakiem na jego kolanach i wtulił się w jego brzuch obejmując w talii. 
Z jednej strony Itachi cieszył się wylewnością braciszka, ale z drugiej obawiał się tego, że mały tak go - jak mu się wydawało - nieświadomie prowokuje, kiedy on właśnie starał się skupić na pozbyciu się  zupełnie jednoznacznych myśli.  Nie wynikały one jednak ze zwykłego pożądania, ale z tego, że kochał go bezwarunkowo i naturalnie.  Można by rzec – lekko, gdyby to coś wyjaśniało.  Lecz nie tak, jak kocha się własne rodzeństwo, bo pojęcie braterska miłość zdecydowanie nie ogarnia nawet w połowie więzi jaka ich łączyła. 
      Itachi zdając sobie sprawę ze swoich uczuć, krył je jak najdokładniej, choć nie zawsze z pełnym powodzeniem, co nie raz sam sobie miał za złe.  Wyrzuty te nie były nawet jego własnymi wyrzutami, ale raczej wyrzutami ludzi w ogóle.  Bo czyż to nie ludzie osądzają i wytyczają granice, swoim i tak już ciasnym umysłom? Czyż to nie ludzie łamią sobie serca i życia?  Na pewno, ale zatraceni w tym już przestali to dostrzegać.  Dlatego też, nie są w stanie odnaleźć najjaśniejszych dróg swojego i - jakże to oczywiste - cudzego szczęścia.  Tymczasem Sasuke w całej swojej niewinności podążał ufnie za znakami swojej podświadomości, podążał ścieżką, która wiodła go z dala od obłudy, rezygnacji i najzwyklejszego cierpienia.  Trapił się nią, ale nie chciał z niej zawracać, przeczuwając, że wszystkie inne prowadzą do nikąd.
– Itachi, bo ja... – zaczął drżącym głosem.  Nie, nie bał się.  To tylko to uczucie, które zawsze miał będąc przy nim, i które ostatnio nasiliło się i nie dawało spokoju.  Tak bardzo chciał być blisko, bardzo blisko.  Serce biło mu szybko, a przyjemne dreszcze czające się w różnych zakamarkach jego ciała, uwalniał każdy subtelny dotyk brata. 
      Wahał się jeszcze chwilę, czy powinien się tego wstydzić, czy powiedzieć mu, że potrzebuje jego dotyku i czułości.  Jednocześnie obawiał się, bo przecież już wiedział o tym, że ktoś może mu przez to „zabrać” brata; co było dla niego w równym stopniu absurdalne co realne.  Istniało jednak wyjście z tej sytuacji – jak bezpieczna klatka zawieszona pod sufitem, do której nikt z dołu nie zdoła zajrzeć, a wielu nawet jej nie zauważy.
- Co, Sasuke? Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. – zagadnął Itachi, chcąc podnieść młodszego na duchu, gdyż widział, że ten najwyraźniej się czymś trapi. 
- Mogę nii-san? – podniósł głowę zerkając w jego stronę. 
-  Oczywiście.  Wiesz, że zawsze ci pomogę. – zapewnił nie podejrzewając o co chodzi. 
- No bo... ja tylko chciałbym... – mówił już całkiem zawstydzony, ale pewny tego co chce powiedzieć i tulił się jeszcze mocniej ukrywając twarz w ramionach brata. – chciałbym, żebyś nie tylko mnie przytulał, ale też dotykał i... i całował. – skończył jednym tchem.  Itachi osłupiał, kiedy tylko zorientował się co tak naprawdę właśnie zakomunikował mu jego ototo
- Itachi. – szepnął kiedy tylko poczuł mocniejszy uścisk brata.  Przysunął się więc do niego bliżej, tak, żeby otrzeć się o jego krocze własnym, i żeby tym gestem rozwiać wszelkie wątpliwości co do tego co przed chwilą powiedział.  Aniki westchnął nie mogąc uwierzyć, że właśnie dzieją się rzeczy, o których on nawet nie pozwalał sobie myśleć.  A teraz jego ukochany braciszek chce, żeby...
- Naprawdę chcesz? 
- Tak nii-san, bardzo. – odrzekł ośmielając się już spojrzeć mu w oczy i wiercąc się na jego biodrach, co podniecało ich obu coraz bardziej.  Itachi nachylił się i polizał brata po uchu. 
- Rumienisz się, Sasuke. – powiedział, bo jego obawy, które tak długo go męczyły nareszcie zostały przepędzone i to za sprawą kilku wymarzonych wręcz słów i gestów drugiej osoby. 
- Ty też, nii-san. – odrzekł już odważniejszy ototo i zarzucił ramiona na szyję brata, uniósł się trochę i też go polizał tyle, że po wargach.  Natychmiast po tym pocałowali się kilka razy delikatnie.  To był ich pierwszy zupełnie nie braterski pocałunek.  Usta Itachi’ego były miękkie, ciepłe i tak przyjemnie mokre, cudowniejsze niż się spodziewał. 
- Jesteś słodki ototo. – zamruczał Itachi kiedy tylko się od siebie oderwali. Ich oddechy stały się przyspieszone, a w oczach migały iskierki pożądania. 
- Jeszcze, Itachi. – wysapał Sasuke chwytając za przód jego koszulki i przyciągając go do siebie.  Ten zdążył tylko uśmiechnąć się nieznacznie po czym wpił się w usta braciszka, zadowolony, że mu się spodobało.  Ich nabrzmiałe wargi ślizgały się swobodnie zwilżone wspólną śliną, dreszcze podniecenia promieniowały z podbrzusza na całe ciało.  Nagle Itachi poczuł jak mały nieśmiało próbuje dostać się językiem do wnętrza jego ust.  Fakt, że zrobił to jako pierwszy, jeszcze bardziej rozpalił długowłosego. Natychmiast więc rozchylił wargi wpuszczając go do środka i mruknął z aprobatą, gdy tylko poczuł gładki języczek brata ocierający się o jego własny.  Kompletnie zatracony w coraz śmielszym pocałunku prawie nie zauważył kiedy Sasuke  sięgnął do jego kucyka i pociągnął za wstążkę rozwiązując ją.  Długie do pasa, błyszczące włosy Itachi’ego rozsypały się po plecach i okoliły jego twarz. 
- Dlaczego rozpuściłeś mi włosy, urwisie? – zapytał przerywając pocałunek. 
- Bo lubię twoje włosy. – odrzekł ujmując w dłoń kilka kosmyków spływających po piersi Itachi’ego.  Pocałował je i przytulił do policzka. – Takie miękkie... 
W tym momencie dziewiętnastolatek nie wytrzymał.  Jednym ruchem chwycił małego w pasie i położył sobie między nogami na łóżku, na którym do tej pory siedzieli.  Sasuke pisnął zaskoczony, a on pochylił się nad nim i powiedział:
- Od dziś już zawsze będę miał związane włosy, nawet podczas snu.  Nikt nie zobaczy mnie bez kucyka czy warkocza, prócz ciebie.  Tylko ty będziesz mógł je rozpuszczać i tylko tobie pozwolę ich dotykać.
Sasuke zaskoczyły słowa brata i zafascynowały jednocześnie.  Poczuł, że jest dla niego kimś ważnym, wyjątkowym i jedynym, a obietnica, którą mu przed chwilą złożył jest tego potwierdzeniem.  „Jak dobrze, że mu wszystko powiedziałem... i jak mogłem myśleć, że mój Itachi kocha mnie mniej niż ja jego.” – myślał, póki jeszcze sytuacja mu na to pozwalała. 
- I-itachiii... – zaczął, z trudem wypowiadając słowa, gdyż brat właśnie podciągnął jego koszulę i zaczął całować go po brzuchu.  Jedną dłonią gładził jego bok, a drugą się podpierał. - Ja... obiecuję, że... że niczyich włosów nie będę... Tylko twoich. – wysapał i wplótł palce w jego czarne pasma.  Po tych słowach Itachi natychmiast zabrał się intensywniej do pieszczenia małego.  Ściągnął z niego górę od piżamy, którą nie dawno sam kazał mu założyć i obsypał pocałunkami jego szyję, tors i brzuszek.  Od czasu do czasu przerywał, by pocałować go w usta.  Były to pocałunki pełne pasji i namiętności, przy których języki splatały się ze sobą i poznawały wnętrze ust kochanka masując policzki i podniebienie.  Sasuke wił się z rozkoszy pod swoim aniki i wydawał z siebie najcudowniejsze dźwięki, z których nawet nie do końca zdawał sobie sprawę.  Jeszcze nigdy nie czuł tak wielkiego podniecenia, które może przyćmić wszystko co dzieje się dookoła i powodować fale rozkoszy zalewające z za każdym razem większą siłą jego ciało. 
Itachi z kolei nawet w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie, że jego ototo może czuć to samo co on, a co od miesięcy starał się ukrywać, stłumić, bądź też wybić sobie z głowy, zupełnie bezskutecznie, a teraz... A teraz on sam mu powiedział, że chce, żeby go „dotykał i całował”.  O mało nie doszedł na samo wspomnienie tych słów, które mały wyszeptał kryjąc twarz wtulony w jego pierś. 
Z tymi myślami, cały czas liżąc jeden z sutków Sasuke, zjechał dłonią do jego spodni i chwycił jego stojącą męskość, na co brat wydał z siebie głośny gardłowy jęk i zachłysnął się powietrzem, a kiedy zaczął poruszać ręką, tamten nie uciszył się już nawet na moment. 
- Aaah! Nii-san... a-aah! To... jest takie... ahh... – nie potrafił dokończyć czegokolwiek co chciał powiedzieć.  Wydawało mu się, że już nie może czuć większej przyjemności niż ta, którą czuł teraz, do momentu kiedy jego członek nie znalazł się w gorących i mokrych ustach Itachi’ego, który zaczął go ssać i pieścić językiem na przemian, poruszając głową w górę i w dół.  Saske pod wpływem tego nowego, jakże intensywnego doznania, zaczął stękać jeszcze głośniej. 
- Nii-san! – krzyczał rzucając głową na boki i wypychając biodra do góry – Już nie... mogę... A-aaaah!! – doszedł w jego ustach wyginając się w łuk.  Itachi spuścił się sekundę po nim od samego patrzenia i słuchania brata. 
- Jesteś bardzo głośny. – stwierdził opadając na pościel obok niego.  Sasuke otworzył oczy, które cały czas miał zaciśnięte i oddychając ciężko odpowiedział:
- Nie mogłem tego powstrzymać. 
- I nawet nie próbuj.  Przynajmniej wiem, że jest ci dobrze i doszedłem od samego słuchania cię – odrzekł i przycisnął wyczerpanego brata do siebie. 
- Ja... robiłem to już kiedyś sam, ale... to przed chwilą jest nie do porównania. – Itachi rozczulił się tym szczerym wyznaniem.
- Cieszę się, że sprawiłem ci przyjemność. Ty mnie też, nawet nie wiesz jak wielką.
- Czy to znaczy, że teraz będę mógł... będziemy?
- Pewnie, urwisie. Kiedy tylko będziesz miał ochotę. 
- Yyy... czyli cały czas? – zaśmiał się Sasuke. 
- No nie! Mój mały braciszek, a taki niegrzeczny! – wołał „oburzony” Itachi – bo jeszcze posądzę cię o potajemne czytanie książek dla dorosłych Kakashiego! – zaśmiał się.
- Hmm... To nie byłby taki głupi pomysł. – zastanowił się Sasuke.
- Ja ci dam nie głupi pomysł!! – wrzasnął Itachi i zdzielił go po głowie jaśkiem.  Na tą scenę do pokoju wkroczyła ich matka. Zobaczywszy, że śmieją się i dokazują zamiast spać powiedziała:
- No ładnie, Itachi. Miałeś dopilnować, żeby Sasuke poszedł spać, a nie się z nim zabawiać! Co ja z wami mam!  Sasuke, ubieraj się w tej chwili! Zobacz, cały jesteś pogryziony przez komary! Ile razy mówiłam, żeby nie otwierać okna przy włączonym świetle?! – utyskiwała cały czas podchodząc do okna, żeby je zamknąć, a Sasuke jak najszybciej założył koszulę, aby tylko mamie nie przyszło do głowy przyjrzeć się z bliska tym „ukąszeniom”.  Spojrzał na brata, który z trudem tłumił śmiech i sam się roześmiał. 
- Co was tak niby śmieszy? Do łóżek, ale już! – zarządziła, po czym ucałowała każdego w czoło i poszła na dół przygotować śniadanie dla Fugaku, który wcześnie rano miał wyruszyć na długoterminową misję. 
      Obaj bracia nie bardzo mogli zasnąć dzisiejszej nocy, lecz w końcu sen spadł jak kojący balsam na ich rozgorączkowane emocjami głowy. 
 ****
      Ranek został przywitany przez Sasuke z nietypowym jak na niego entuzjazmem.  Cała drużyna siódma przeżyła niemały szok gdy Uchiha na dzień dobry zaszczycił każdego promiennym uśmiechem. 
- Sasuke, czy ty oszalałeś, czy to twoja nowa technika „Powalającego uśmiechu”, która ma na celu zupełne wytrącenie z równowagi przeciwnika? Jeżeli tak, to udało ci się nas nią zaskoczyć. – skomentował Naruto, który na widok uśmiechającego się przyjaciela rzeczywiście zdębiał. 
- Moje techniki zawsze będą dla ciebie niedoścignionym ideałem, młotku. – zreflektował się czarnooki dodając do uśmiechu zadziorny wyraz twarzy. 
- „Może Sasuke w końcu przejrzał na oczy i uśmiecha się do wizji naszej wspólnej przyszłości jak tylko mnie zobaczył? Yatta! Nareszcie!” – fantazjowała po cichu Sakura.  Kakashi nic nie powiedział. 


sobota, 24 października 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 6




No cóż, sorry że tak długo. Wiemy z własnego doświadczenia jakie to irytujące czekać na jakąkolwiek notkę.
  Chico ostatnio stwierdził, że: "Więcej radości od pomalowania paznokci daje tylko pomalowanie ich na różne kolory." Haha! Jest moim mistrzem mądrości życiowych! ^_^



___________________________________



Był już późny wieczór, kiedy w siedzibie Akatsuki zaczynało robić się cicho.  Jeszcze tylko pojedyncze osoby szwendały się po kuchni robiąc kakao i tylko z niektórych łazienek dobiegał szum wody.  Prawie wszyscy byli już przygotowani, by wyruszyć na jutrzejsze misje.  Prawie wszyscy, gdyż pewien czerwonowłosy miał do załatwienia jeszcze jedną bardzo ważną sprawę. 
Wyszedł niepostrzeżenie z pokoju, korzystając z nieobecności współlokatora, który brał prysznic, i właśnie zmierzał ku drzwiom ostatniej z kwater.  Miał nadzieję, że uda mu się porozmawiać z Konan na osobności i że będzie ona dla niego tak dobra, że spełni jego prośbę. 
- Konan, - zapytał uchyliwszy drzwi – mógłbym cię prosić na chwilkę? – wszedł dalej nie otrzymawszy odpowiedzi. 
- Konan jest zajęta, ale ja chętnie ci pomogę. – zobaczył Orochimaru półleżącego na łóżku.  Jego skóra była jeszcze wilgotna po kąpieli i miał na sobie zarzucony niedbale szlafrok. – Cokolwiek sobie zażyczysz. – syczał uwodzicielsko i odruchowo oblizał się swoim wężowym jęzorem, pożerając wzrokiem Sasori’ego stojącego przed nim w piżamce z krótkimi spodenkami. 
- Phi!  Jedyne co potrafisz zrobić z kartką papieru, to oślinić ją gapiąc się na mnie!  Wybacz więc, ale obawiam się, że nie możesz mi pomóc. – prychnął Skorpion nauczony doświadczeniem, że należy ucinać głupie gadki Sannina i nie wdawać się w dłuższe konwersacje tego typu. 
- Nie wiesz co mówisz. – Wąż podniósł się z posłania i przygładził zachęcającym gestem kołdrę obok siebie – Nikt nie może dać ci tego co ja. – ciągnął – Przekonaj się. 
- „Właśnie, że może.” – pomyślał spokojnie czerwonowłosy ignorując natręta – „Możemy sobie dać o wiele więcej.” – westchnął uśmiechając się do siebie – „Przecież to z jego powodu tu przyszedłem...”
Nagle drzwi łazienki otworzyły się na oścież, a w progu stanęła owinięta ręcznikiem Konan. 
- Oro, ty nieokrzesańcu!  Musisz zaczynać!? – wbiła w niego gniewne spojrzenie – Sasori nie przyszedł na randkę z tobą, a nawet gdyby to już mu się jej odechciało! – to powiedziawszy pociągnęła Saso za sobą do łazienki. 
- Ej, a dlaczego ty się możesz z nim zamykać w łazience, a ja nawet...
- Bo on chce przelecieć mnie, nie ciebie! Nie przeszkadzaj!! – zachichotali oboje z Sasorim. 
- No.  To musi być poważna sprawa skoro zjawiasz się o tej porze. – zagadnęła zupełnie innym, przyjaznym tonem. 
- Tak.  To znaczy nie. W sumie to głupota, ale nie powinna ci sprawić kłopotu, więc pomyślałem, że mogłabyś mi pomóc. – zaczął główkując jak zaargumentować swoją prośbę, żeby nie wyszło głupio. „Prosto i bez podtekstów.”- zdecydował – Bo widzisz ja jestem niepełnoletni – był prawie pewny, że zarumienił się przy tym słowie – i nie chciałbym zawieść na misji z tego powodu. – zerknął na dziewczynę uśmiechającą się ze zrozumieniem – Szczególnie misja w mieście pełna będzie takich sytuacji, że nie wskazane jest, żebyśmy się rozłączali... nocą... – mówił coraz ciszej.
- Pewnie, że nie możesz zostawić kompanów! Szczególnie na misji.  Jeszcze, by ktoś próbował poderwać ci Dei-kun! – wyszczerzyła się mrugając porozumiewawczo. 
„Boże,” - myślał Skorpion, - „skąd ona to wszystko wie?” 
- To nie tak! Ja-ja to dla bezpieczeństwa. – chciał jeszcze wybrnąć, ale było już za późno.
- Oczywiście, że dla bezpieczeństwa.  Przecież o tym mówię.  Nie powinieneś puszczać Deidary na imprezy samego.  Bardzo dobrze, że się nim opiekujesz, Dei musi być szczęśliwy, hm?
- No-no mam taką nadzieję, że będzie. – odrzekł – Ale skąd ty wiesz, że on, że ja, że my, no wiesz...
- Ahaha... – zaśmiała się troszkę zakłopotana – Trudno było nie zauważyć jak Deidara zachowuje się względem ciebie, a potem kiedyś... Eh, przechodziłam przypadkiem koło magazynu... I niechcący zobaczyłam jak ślicznie razem wyglądacie. 
- Ah, no tak. – westchnął. 
- Widzę, że nawet porzuciłeś Hiruko.
- Nie chcę w niej chodzić jeśli nie muszę.  Jest brzydka i wiem, że Dei jej nie lubi.  Ma przecież służyć do walki, a poza tym jest mi bez niej wygodniej.  No więc ja chciałem... Czy mogłabyś sfałszować moje fałszywe papiery?
- Pewnie – wyciągnęła przed siebie otwartą dłoń, na której zmaterializował się nowy dowód osobisty Skorpiona.  O rok starszego Skorpiona. 

****

Wróciwszy do kwatery, Sasori zastał bardzo nieoczekiwany widok.  Blondyn znajdował się na środku pokoju wraz ze swoim... Łóżkiem.  Precyzując usiłował przepchnąć je w stronę przeciwległej ściany, przy której stało posłanie Skorpiona.  Ponieważ Dei wcale nie zauważył jego przyjścia, które zostało zagłuszone szuraniem, postanowił mu troszkę pomóc.  Postawił na nogi jedną ze swoich kukieł siedzących w kącie i kazał jej popchnąć łóżko.  Blondyn, który kątem oka zobaczył zbliżającą się lalkę, wskoczył wystraszony tak niespodziewaną sytuacją na łóżko, jakby chcąc ukryć to co przed chwilą robił.  Nic to niestety nie dało, bo mebel znajdował się już daleko od swojego zwyczajnego miejsca, ale to był odruch.  Nie zdawał sobie pewnie nawet sprawy jak zabawnie wyglądał, kiedy marionetka kierowana nitkami czakry przesunęła go razem z posłaniem, łącząc oba łóżka w jedno duże. 
- Oj, Sasori, nie jesteś zły, że ja tak bez pytania? – jęknął zmieszany blondynek. 
- Szczerze mówiąc, dziwię się, że sam nie wpadłem na ten pomysł. – odparł zadowolony czerwonowłosy – Cały czas myślałem, że będziemy się cisnąć na jednym łóżku. – mówiąc to położył się na materacu obok siedzącego Dei.
- To znaczy, że zostawimy łóżka złączone? – zawołał Deidara, a jego oczy zabłysły ze szczęścia. 
- Nawet wtedy, gdy będziesz miał mnie dość. – pokazał mu zaczepnie język.
- Ja nigdy nie będę miał cię dość, Sasori. – odrzekł smutno, bo właśnie pomyślał co będzie, jeżeli to on kiedyś znudzi się Skorpionowi. 
- Nie myśl tak.
- Jak? – wystraszył się.
- Zmartwiłeś się, że kiedyś będę miał cię dość, prawda? – zgadł czerwonowłosy.
- Skąd wiesz, że tak pomyślałem?
- Bo mówiliśmy o tym, a potem zrobiłeś się smutny. – pociągnął go do siebie tak, żeby Dei się na nim położył. 
- Nie znudzisz mi się.  Nie bądź głupi. – szepnął prosto w jego usta i pocałował je delikatnie.  Blondyn ochoczo odwzajemnił pocałunek i podniósł się do siadu opierając się o pierś partnera.  Następnie przerzucił jedną nogę na drugą stronę jego ciała, aby móc wygodnie usiąść na jego biodrach. 
- Cieszę się. – powiedział cichutko i położył swoją jasnowłosą głowę na klatce piersiowej przyjaciela.  Leżał cichutko i słyszał jak bije jego serce.  Czuł jak ich ciała się stykają, czuł ciepło i...
- Dei. – odezwał się Skorpion po chwili milczenia – Dei, ja znowu...
- Um, ja też. – przyznał wiercąc się i wracając do siadu.  Deidara miał ubraną jedynie koszulę nocną, więc Sasori zaczął masować jego nagie uda powoli i drażniąco oddychając coraz szybciej z powodu blondyna ocierającego się o jego członka pośladkami.  Dei czuł się trochę dziwnie mając Saso pod sobą, jego wstydliwość sprawiała, że wolał być raczej zdominowany. 
- Oj, nie zaglądaj! – pisnął naciągając na siebie koszulę, kiedy czerwonowłosy próbował podnieść ją do góry. 
- Dlaczego nie?  Przecież już cię widziałem. – zapytał w miarę przytomnie.
- Ale to krępujące, kiedy jestem... W takim stanie.
- W jakim? Kiedy masz erekcję. – kontynuował, już lekko rozbawiony bardzo zawstydzonym oraz bardzo podnieconym chłopakiem. 
- Uuhmmm! Nie mów tak. – zacisnął powieki i pokręcił gwałtownie głową, a jego długie włosy rozsypały się po ramionach. 
- Ale przecież masz.  No hej, nie wstydź się mnie. 
- Ja nie ciebie, tylko tak ogólnie. – mówił cały czerwony – Właściwie to ciebie najmniej. – Sasori uśmiechnął się i pocałował Deidarę.  Potem delikatnie ujął dłonie chłopaka i wsunął je sobie pod bluzkę, a sam podwinął w końcu jego koszulę.  Różowy penis blondyna był cudownym widokiem.  Przeszło mu nawet przez głowę, że miałby ochotę go polizać i wziąć do ust, ale ostatecznie zdecydował się na co innego.  Chwycił Dei za biodra i przesunął go trochę w dół, jednocześnie zsuwając spodnie swojej piżamy tak, że teraz ich członki się stykały i obaj mogli je widzieć.  Saso chwycił je oba na raz i zaczął rozmasowywać nagromadzony na czubkach śluz, a potem pocierać je  dłonią.  Deidara wbił wzrok w ten obrazek i za nic nie potrafił go oderwać i słyszał tylko jęki rozkoszy rozchodzące się po pokoju.  Pochylił się trochę, podpierając jedną ręką, a jego włosy łaskotały Sasori’ego jakby przyłączając się do pieszczot.  W pewnym momencie stała się rzecz raczej przez Saso niespodziewana.  Dei objął ręką poruszającą się dłoń Skorpiona i zacisnął jego palce na ich członkach. 
- Trochę. Mocniej, Saso... – wyszeptał drżącym głosem. 

****

Rano zapanowała ogólna krzątanina i zamieszanie.  Ktoś jadł śniadanie, ktoś pakował zapomniane rzeczy, ktoś właśnie opuszczał kryjówkę. 
Itachi ubrany już w cywilne ciuchy, siedział przy kuchennym stole razem z Painem i Konan.  Spostrzegł, że ten pierwszy jest dziś jakoś wyjątkowo przygnębiony, czy może raczej smutny i nieobecny myślami.  Chcąc go rozweselić zaproponował, aby pomalowali całą kryjówkę na tęczowo.  To chyba jednak nie podziałało, bo w odpowiedzi usłyszał tylko, że propozycja zostanie rozpatrzona.  „Co on taki oziębły i formalny z samego rana?” pomyślał sobie przygaszony zdystansowanym zachowaniem rudowłosego i nie wiedzieć dlaczego, próbował znaleźć w tym choć cień swojej winy.  Do tego z minuty na minutę bliżej było do wymarszu na misję... Do co najmniej kilkudniowej rozłąki w tym niewyjaśnionym i nie wróżącym niczego dobrego nastroju.  Chociaż być może Uchiha był trochę zbyt bardzo przewrażliwiony na punkcie jakichkolwiek sygnałów, mniej lub bardziej świadomie wysyłanych przez Lidera. 

****

Kakuzu siedział na łóżku i lekko przysypiając wkładał do torby kilka ciuchów, których zapomniał spakować wieczorem.  Strasznie nie lubił wychodzić na misję tak wcześnie rano, Hidan – jego stały towarzysz - również.  Zawsze udało im się jakoś sprytnie wylawirować, że wychodzili najpóźniej zyskując chociaż te dwie dodatkowe godziny snu.  Ale dziś było inaczej.  Hidan, mimo iż nie ma  żadnej plenerowej misji i może spać do oporu, wstał przed Kakuzu i teraz przed lustrem uważnie przylizywał swoje włosy pod grubą warstwą żelu.  Może chciał się pożegnać z przyjacielem i poświęcił się wstając tak wcześnie?  Jejku jakie to by było miłe, ale… nie w jego stylu. 
- Tego Lidera naprawdę porąbało.  Odkąd ten Uchiha tu przylazł całkiem zdziwaczał. – nagle z łazienki dobiegł głos szarowłosego, który rozpoczął typowy dla siebie monolog. 
-Przegrupowanie? Też mi coś! Od zawsze chodziliśmy w tych samych drużynach i było dobrze, a ten nagle z takim czymś wyskakuje.  Ale to i tak nic, cholera jasna!  Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby przedstawiciel jakiejś supermrocznej organizacji terrorystycznej remontował swoją siedzibę.  To takie nie fair… ja tu mam zostać i sprzątać tę cholerną dziurę, a ty se w najlepsze będziesz hasał po świecie…  Nie no, w sumie to tak fajnie nie masz, bo Oro idzie z tobą… nigdy nie wiadomo co temu zbokowi strzeli do łba.  Ej, a będziesz tęsknił? W końcu pierwszy raz idziesz na misję bez swojego starego druha.  Pamiętasz jak raz schlaliśmy się tak, że nie mogliśmy trafić do kryjówki?  O!  Albo jak nie chciałeś uwierzyć, że jestem nieśmiertelny i wbiłeś mi te dwie katany w brzuch? – po czasie w jego głosie można było usłyszeć nutkę nostalgii.  Zaraz pewnie by się rozkleił gdyby nie dziwna odpowiedź jaką otrzymał w zamian za swoją przemowę.
- Ooo, jaki jesteś śliczny… - odezwał się przymilnym głosem Kakuzu –  i jakie masz śliczne oczka… - Hidan nie wierzył własnym uszom.  Wiedział, że jego „brat zombie” może tęsknić, ale, żeby aż tak?  Poczuł się trochę zbyt bardzo nieswojo niż powinien słysząc takie słowa z jego strony. 
- Ej, Kakuzu, słuchasz mnie? – spytał podejrzliwie wychylając głowę zza framugi.  Jednak jakoś nie chciało mu się ufać tym czułym słówkom.  I bardzo dobrze, że wykazał się sceptycyzmem, bo okazało się, że brązowowłosy bawi się w najlepsze z szopem nie zwracając najmniejszej uwagi na wywody kumpla i to do futrzaka, a nie do niego były skierowane te zawstydzające słowa.  
- Eee… no… ja się chciałem tylko pożegnać z… no… szopikiem… - wybełkotał zakłopotany Kaku widząc jego obrażoną minę.
- Ja tu się przed tobą otwieram, a ty tak perfidnie mnie olewasz. – rzucił z pretensją i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Ma humory jak rozpuszczona nastolatka… - Kakuzu nie mógł wyjść z podziwu dla zmienności nastrojów przyjaciela. 

piątek, 25 września 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 5



______________________________


- Co to miało być? – Kisame zrobił śmieszną minę mającą wyrażać zdumienie, jak tylko Lider opuścił ich pokój.
- Jest uroczy, prawda? – odrzekł Itachi przeciągając się na łóżku zadowolony.
- Ja tam nie wiem, czy uroczy czy nie. Chodziło mi o ten cyrk co tu przed chwilą odstawiłeś. W życiu nie widziałem, żeby Lider tak się zachowywał, jakby... Jakby... – zastanawiał się nad właściwym określeniem, które jakoś nie przychodziło mu do głowy.
- Jakby był onieśmielony? – pomógł mu czarnowłosy zerkając w jego stronę filuternie.
- No właśnie. – odmruknął Rekin nie wiedząc czy pytać o coś jeszcze czy lepiej już nie.
- On jest jak dziki kociak, muszę go oswoić, żeby dał się pogłaskać. – wygłosił Itachi z przymkniętymi powiekami, jakby rozkoszując się tym co dopiero ma nastąpić.
- Mów co chcesz, ale ja za cholerę nie widzę w Liderze kota, a już na pewno nie „kociaka”. – mamrotał Hoshigaki kontynuując swój slideshow głupkowatych min.
- To dobrze – zawyrokował Uchiha – bo inaczej musiałbym cię wyeliminować jako rywala.
- Ach. – odpowiedział niejednoznacznie, gdyż nie bardzo chciał się przyznać, że dalej nie do końca rozumie.
- Pain jest... – czarnowłosy ciągnął nie zwróciwszy większej uwagi na współlokatora – jak mały kot. Chce napić się mleka, które podsuwasz mu w miseczce i chce, żebyś podrapał go za uchem, ale boi się podejść, tylko dlatego, że jeszcze nikt nigdy nie dawał mu żadnej miseczki ani nie wyciągnął do niego ręki. Kiedy już w końcu podejdzie do ciebie i przekona się o twoich dobrych zamiarach, będzie twój. – zakończył z błyskiem w oku.
- Hm. – odezwał się Kisame uśmiechając się pod nosem – w takim razie mam nadzieję, że uda ci się go „oswoić”, jak powiedziałeś.
- O! Dzięki stary, za psychiczne wsparcie. – zaśmiał się Uchiha. Kisame szczerze wierzył w sukces Itachi’ego, tym bardziej, że widział w nim szansę dla siebie, bo skoro „kociak Pain” nie chciał być oswojony przez Konan... 

****

Uchiha właśnie stanął przed drzwiami do kwatery Hidana i Kakuzu. „Zapukać, czy nie?” – zastanawiał się. „Pain nie zapukał, to może i wszyscy w Akatsuki tak robią...? A, chrzanić to.” – otworzył gwałtownie drzwi, trochę zbyt gwałtownie... Wyglądało to tak, jakby zaraz miał krzyknąć: „To napad!!”. Itachi’emu w oczy jako pierwszy rzucił się Kakuzu siedzący po turecku na swoim łóżku z lusterkiem w ręce, palcami drugiej zaś dłubiący coś w okolicach oczu. Wystraszony zerwał się na równe nogi i pobiegł szybko do łazienki. „Czy mi się wydaje, czy on miał różowe oko?” – przeszło czarnowłosemu przez głowę. Nie rozwodził się nad tym długo, bo przerwał mu głos Hidana wypełzającego spod toaletki podnosząc z podłogi swój pierścień Akatsuki przyozdobiony kłębami kurzu. (Nigdy nie chciało mu się odkurzać za meblami to teraz ma.).
- Co ty, w Lidera się bawisz, że tak wpadasz do cudzego pokoju bez pukania? Widzisz? Przez ciebie Kakuzu zajął mi kibel! – narzekał dmuchając na pierścionek.
- G-gome... Nie wiedziałem... – Itachi czuł się trochę zakłopotany, to rzeczywiście nie było miłe, tak wparować do kogoś bez ostrzeżenia...
- Dobra, nieważne. Coś ty się tak wyelegancił? Na imprezę idziesz, czy co? – kontynuował szarowłosy unosząc zaczepnie brwi.
- Co? Ja? - Itachi udał, że nie wie o co mu chodzi, ale zdawał sobie sprawę z tego jak wygląda. Miał na sobie przecież czarne rurki podkreślające jego długie nogi, a na górze (tak przekornie) granatowy T-shirt z Hello Kitty z lizakiem w łapce.
– Ha ha ha! – roześmiał się po chwili – No pewnie, że się wyeleganciłem, bo Lider zwołał jakieś mroczne zebranie, na którym prawdopodobnie dowiemy się jakichś super-tajnych informacji dotyczących jutrzejszego dnia. – zażartował Uchiha rozluźniając się.
- A, no chyba, że tak. – uśmiechnął się Hidan pomyślawszy, że Uchiha to spoko chłopak i do tego zabawny, jak jego koszulka z lizakiem.
- No, w każdym razie wszyscy w głównym pomieszczeniu o 20. Lecę, muszę jeszcze zawiadomić Sasori’ego i Deidarę.
- A u Konan i Oro już byłeś? – zapytał posiadacz szopa.
- Nieee... – uśmiechnął się z satysfakcją Itachi. – Kisame to zrobił. Całe szczęście, bo ten stary zboczuch znów chciałby się do mnie kleić. – skrzywił się jak po cytrynie, żeby zobrazować jak byłoby to nieprzyjemne.
- Haha, no fakt. To na razie. – pożegnał go. Uchiha kiwnął mu głową i zniknął w głębi korytarza zamykając za sobą stalowe drzwi.
- Poszedł już? – szepnął konspiracyjnie Kakuzu wychylając głowę z łazienki.
- Poszedł, poszedł...Po coś ty uciekał?? To wyglądało jeszcze bardziej podejrzanie. Tylko zwrócisz na siebie jego uwagę i ciekawość. – pouczył go z poważną miną.
- No co ty?! Chciałeś, żeby mnie zobaczył bez szkiełek?! – rzucił obrażony.
- Sorry stary. – Hidan najwyraźniej nie do końca pojmował czym aż tak przejmuje się jego kumpel
- Hidan, jesteś okropny! – syknął i ponownie zaszył się w łazience.
- Za co to!? – jękną rozpaczliwie – Ja chcę do kibla!!

****

Wchodząc do kwatery Sasoriego i Deidary Itachi wiedział już, że lepiej zapukać. Zrobił to i bardzo szybko usłyszał głos zapraszający go do środka. No właśnie... Głos... O ile sobie przypominał nie mógł to być głos Dei, aczkolwiek, był równie miły i łagodny, ale zupełnie inny. Tym bardziej nie był to ochrypły i raczej straszny głos Saso...
Cofnął się krok do tyłu i obejrzał drzwi przed którymi stał, aby przekonać się, że jednak stoi przed właściwymi. W tym momencie usłyszał kolejne, tym razem ponaglające „Proszę.”. Nacisnął klamkę i zobaczył leżące na łóżku Deidary dwie postacie. Jeden to na pewno był uśmiechający się do niego Dei, a drugi to czerwonowłosy chłopak, którego widział po raz pierwszy. Obaj byli w szlafrokach i chyba przeglądali jakieś magazyny.
- Ohayo, Itachi. – odezwał się nieznajomy – Coś się stało czy przyszedłeś w odwiedziny?
- Yy... – Uchiha stał z wytrzeszczonymi oczyma – No... Lider zwołał zebranie o 20. Miałem was(?) powiadomić.
- Uhm. Stawimy się. - odrzekł czerwonowłosy.
Czarnowłosy odwrócił się chcąc już uciec, ale zatrzymał go blondyn:
- Itachi! Fajny T-shirt.
- Dzięki – odpowiedział mechanicznie, gdyż zauważył w kącie coś co właśnie rozjaśniło mu umysł - „pustą” Hiruko. „No taak! Przecież Sasori jest mistrzem marionetek! – pomyślał – Jejku, ale on śliczny! Teraz to już wiem co Deidara w nim widzi i wcale mu się nie dziwię.”
- Ty też masz fajny szlafroczek. – zreflektował się po tej zdecydowanie za długiej chwili rozmyślań nad tożsamością czerwonowłosego. 

****

Kisame szedł spokojnym krokiem w stronę głównego holu. Wyszedł wcześniej, więc pewnie nie ma jeszcze wszystkich.
Jak na razie przybył Zetsu, który siedząc wygodnie w swojej doniczce naprzeciwko Lidera (patrz: plan skryjówy na dole strony) z nudów zaczął wyskubywać sobie brwi. Obie połowy strasznie kłóciły się ze sobą, czarna jak zwykle chciała jakiś awangardowy kształt, a biała miała zamiar tylko je wyregulować. „Znów będzie wyglądał jakby napadło go stado wściekłych kur.” – uśmiechnął się w myślach Rekin zajmując swoje miejsce. Ukradkiem obserwował siedzącą obok niego Konan, która jak zwykle prowadziła trochę za głośną wymianę zdań ze swoim kłopotliwym współlokatorem. Tym razem poszło im o mokrą podłogę w łazience. Orochimaru zawsze gdy brał prysznic musiał nim tak zawile manewrować, że większość wody nie trafiała na niego, tylko na kafelki.
- No i do cholery kto to teraz sprzątnie?! Zawsze to samo!! – wykłócała się.
- O co ci chodzi, kobieto? – Oro nie dawał za wygraną.
- Nie udawaj głupiego! Powinieneś mieszkać z Kisame, on lubi nadmiar wody, nie ja!!
„Boże, co za silna, niezależna kobieta... ” - Kisame nie mógł oderwać od niej wzroku i cieszył się, że o nim wspomina; co z tego, że podczas kłótni. Dla niego była idealna w każdym calu. Zachwycała go jej uroda i nienaganny makijaż. Z pozoru taka chłodna i niedostępna, ale potrafi wybuchnąć jak prawdziwy wulkan. Hoshigaki nie mógł wyjść z podziwu. Niestety on nie ma u niej szans... Jej serce należy do Lidera. Lecz po dzisiejszej rozmowie z Uchihą pojawiła się dla niego nadzieja. Itachi dał mu jasno do zrozumienia, że planuje uwieść Paina. Z tego co zdążył zauważyć, idzie mu całkiem nie źle, więc gdyby mu się udało to niebieskowłosa zdałaby sobie sprawę, że Lider jest zajęty i może w końcu zwróciłaby na niego uwagę? Ta myśl podniosła Kisame na duchu. Ach, mógłby patrzeć na nią całymi godzinami, ale zachwycający widok wściekłej piękności przerwało mu nagle głośne, potężne kichnięcie.
- N-na zdrowie... – rzucił odruchowo Hoshigaki przenosząc wzrok na zakatarzonego Hidana.
- Chcesz mnie zarazić?! Trzymaj się z daleka! – jęczał zdegustowany Kakuzu machając w kierunku Jashinowca chusteczką.
- Dzięki...aaa....psik! – Hidan opadł na oparcie krzesła zmęczony przeziębieniem. – Jak moje włosy? – spytał słabo uważnie ulizując swoją fryzurę ręką.
- Oblecą, ale podczas choroby nikt nie wygląda najlepiej, nie przejmuj się – pocieszył go litując się nad schorowanym przyjacielem. – jeszcze rano nic ci nie było. To pewnie przez ten podziemny mikroklimat!
- O tak! Co prawda to prawda! A wiecie jak to wysusza skórę? – Kisame natychmiastowo zareagował na swój ulubiony temat zatracając się w dyskusji.
Itachi wyszedł z kuchni z grzanką w zębach. Jednak toster był trafną inwestycją. Taką mroczną i w stylu Lidera, bo przypiekał kanapki w kształt trupich czaszek. Usiadł na swoim miejscu i zajął się jedzeniem.
Pain siedział przy stole i czekał aż wszyscy się zbiorą. Było już pięć po 20, a Sasori’ego i Deidary jak nie było tak nie ma. Lider wbił lekko zęby w owocowego lizaka. Zaczynał się irytować i miał ku temu powody. Oni nigdy się nie spóźniali, szczególnie Saso, który nienawidził kazać ludziom na siebie czekać. Tym razem było inaczej, ale po kilku minutach z ciemnego korytarza wyłoniły się dwie smukłe sylwetki sunące powoli w stronę reszty członków. Szli zbliżeni do siebie obdarzając się wzajemnie ciepłymi spojrzeniami, a blondyn raz po raz oblewał się delikatnym rumieńcem. Lider uśmiechnął się. Stracił ochotę by ich upominać za spóźnienie. Zdaje się, że w końcu żywią do siebie cieplejsze uczucia. No właśnie... uczucia. Jakoś podświadomie zerknął na Uchihę pochłoniętego tostem, który swobodnie siedział sobie tuż obok w słodkiej bluzeczce z Hello Kitty - „O, jaka ładna...” – zachwycił się w myślach – „Cholera!” – otrząsnął się szybko i lekko zmieszany przeszedł do przedstawiania planu na następny tydzień.
- Ekhm...! – odchrząknął i nagle ogólnopanująca wrzawa ucichła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszyscy wlepili wzrok w Lidera czekając na jego cotygodniowe „orędzie”. – Z racji, że misje na bieżący tydzień będą bardziej nietypowe dokonałem częściowych zmian. Tym razem wyruszycie w trzyosobowych grupach. - w tym momencie przez salę przeszedł jęk zdziwienia, bo zawsze działali w dwuosobowych jednostkach. –  Orochimaru, Kisame i Kakuzu. Waszym zadaniem jest wyeliminowanie potężnego oddziału z Konohy, który ostatnimi czasy niebezpiecznie węszy w pobliżu naszej siedziby. Nie możemy dać się wykryć, a w walce z Konohą przyda się dobra broń i nieśmiertelność.
„Hmmmm...? Dlaczego nie mogę być z Itachi-kun? Zawsze trafi mi się jakiś niekoniecznie najprzystojniejszy członek Akatsuki, albo dziewczyna...” – narzekał zniesmaczony Oro mamrocząc coś pod nosem.
- Coś nie pasuje, Orochimaru? – Lider zmarszczył groźnie brwi na widok skrzywionej miny Węża.
- Ja coś mówię? – odrzekł nieszczęśliwy.
- Nieważne. Sasori, Itachi, Deidara wy wyruszycie po prowiant do Kraju Miodu, a potem jeszcze do dwóch sąsiadujących z nim: Kła oraz Herbaty. Przy okazji czuwajcie, czy nie gadają za dużo o Akatsuki i czy nie krążą tam czasem jakieś zbyt zbliżone do prawdy plotki o naszych poczynaniach. Dobrze wiecie, że nie potrzebujemy rozgłosu, a i tak po ostatniej akcji z czteroogoniastym wskoczyliśmy na pierwsze miejsce na czarnej liście Ukrytej Skały, więc lepiej uważać. Na czas misji zmienicie tożsamość. Najważniejsze jest to, żebyście się nie rzucali w oczy.
- Taa, trzech przystojniaków w jednym miejscu na pewno nie zwróci na siebie uwagi. – zauważył kąśliwie Orochimaru, co Lider zignorował ze stoickim spokojem.
- Będziecie po prostu zwykłymi ludźmi z fałszywymi dokumentami przygotowanymi przez Konan. Z cywilnymi ubraniami chyba też nie będzie problemu. – I tu znów jego wzrok powędrował na koszulkę Itachi’ego. - Aha... i kupcie też więcej słodyczy... – dodał.
„Czy mnie się przesłyszało?” – Itachi nie mógł uwierzyć własnym uszom – „Czy ja wstępowałem do najgroźniejszej, siejącej postrach w całym świecie ninja, terrorystycznej organizacji, żeby kupować cukierki?!” – spodziewał się czegoś innego, gdzie od razu mógłby zaszpanować swoimi umiejętnościami... najlepiej przed Painem. Niby jest dopiero początkujący, ale... A może w ogóle w tym jest jakiś haczyk? A tam, ważne, że Oro nie będzie z nim w drużynie, a Lider przydzielił mu Deidarę, który był wesoły, miły i ładny. W sumie Sasori też, chociaż na razie wie o nim tylko tyle, że Hiruko to nie jego prawdziwe ciało.
- Zetsu, ty będziesz kontynuował obserwację pięcioogoniastego – ciągnął rudowłosy. – Cholera wie jakimi technikami dysponuje, lepiej nie atakujmy go pochopnie. Jeśli zauważysz coś podejrzanego – raportuj.
- Hai. – odpowiedział jedynie białą połową, gdyż druga cały czas nad czymś intensywnie myślała.
- Ja, Konan i Hidan zostaniemy w siedzibie. Nie może zostać pusta, przez tak długi okres czasu... - Konan znów wlepiła w niego te swoje świecące oczka. Myślała, że jeśli nawet po tak radykalnym przegrupowaniu nadal został z nią to coś to musi oznaczać. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Lider specjalnie zostaje w kryjówce, żeby oddzielić się od Itachi’ego i poukładać sobie cały ten chaos jaki Uchiha wprowadził do jego umysłu. - ...zajmiemy się... gruntownymi porządkami...nie możemy wiecznie żyć w takiej przygnębiającej dziurze.
- Cooooo??! – Hidan wybuchnął nagle. – czemu Kakuzu dostał taką wyjebaną misję, a ja muszę szorować podłogi?!
- Uspokój się. Ktoś musi. Może pokusimy się o jakiś mały remoncik? – Pain był lekko zażenowany zaistniałą sytuacją, ale to było najlepsze wyjście, by zapewnić sobie odrobinę spokoju.
- Ja nie mogę... – szarowłosy usiadł naburmuszony.
- To tyle o misjach. Jeszcze tylko jedno... Hidan... – pokazał na niego palcem – Czy musisz koniecznie dokonywać swoich rytuałów w tym płaszczu? Za każdym razem jesteś cały poobdzierany. Nasze fundusze nie są w stanie co tydzień sprawiać ci nowego ubrania. Kakuzu chyba też nie ma zamiaru w nieskończoność ci go cerować. Jak czujesz, że ogarnia cię szał zabijania szybko zdejmij płaszcz. I tak latasz z gołą klatą więc różnicy ci to nie zrobi, ale naszemu budżetowi owszem. – uśmiechnął się łagodząco. Nie chciał go przecież urazić, ale sprawa musiała zostać wyjaśniona.
- Jasne, jasne... zawsze wszystko ja... – teraz obraził się śmiertelnie.
Pain westchnął ciężko, Hidan zawsze sprawiał kłopoty pokroju nastolatka.
- Dobra, to wszystko na dziś. Rozejść się. – Lider usiadł spokojnie na krześle obserwując jak wszyscy zbierają się do wyjścia. Wyszperał z kieszeni opakowanie po rodzynkach w czekoladzie i wytrząsnął z rękawa papierek po lizaku. Właśnie wstał mając zamiar wyrzucić to wszystko do kosza, kiedy jednym szybkim susem na stole tuż przed nim usiadł Uchiha, zamykając go w potrzasku między swoimi nogami a krzesłem. Pain w pierwszym odruchu zaskoczenia chciał go od siebie odsunąć, ale skończyło się na tym, że położył mu dłonie na udach i zmieszał się tak bardzo, że przez dłuższą chwilę zapomniał ich cofnąć.
- No no. – zaczął Itachi wesoło – To jakoś mało mrocznie tak opychać się słodyczami. - Rzucił zaczepnie czarnowłosy, a Pain chciał zrobić groźną minę, ale w ostateczności zmarszczył nos jak fochający dzieciak. – No może oprócz lizaka. Lizak był sexy. – rudowłosy zaczerwienił się. Chyba już wolał, żeby Uchiha z niego kpił. – No, ale ja chciałem tylko zapytać jakie słodkości lubisz, żebym wiedział co ci kupić. – Powiedział tak, jakby wybierał się by kupić je tylko i wyłącznie dla niego.
- Wszystkie, chyba... To znaczy, nie ma takich, których bym specjalnie nie lubił. No może poza marcepanem. – starał się, naprawdę się starał nie myśleć o tym w jakiej pozycji się teraz znajduje i czyje kolano czuje na swoim biodrze.
- Czyli jednak jest coś za czym nie przepadasz. A ulubione? – Dociekał Itachi i aż dziw, że nie wyciągnął zeszyciku, żeby notować.
- Nie wiem, landrynki, ciasteczka... – pominął w myślach lizaki...
- Czekolada?
- Też. – przytaknął Lider – Żelki. – Itachi otworzył szerzej oczy spoglądając pytająco i jakby trochę zdziwiony. – Lubię też różne żelki. – wyjaśnił spuszczając oczy, co jednak nie było najlepszym posunięciem, gdyż stał zbyt blisko czarnowłosego.
- Ja też lubię. – odrzekł Itachi – najbardziej owocowe. – Powiedziawszy to, ni z tego ni z owego wstał ale w dalszym ciągu stał przy Painie tak, że stykali się ramionami.
- Powiedz. Czy umówisz się ze mną na wspólne jedzenie słodyczy przy likierze czekoladowym po moim powrocie?
- Jak się uporamy z remontem w terminie...
- Trzymam cię za słowo. – nie pozwolił mu dokończyć i oddalił się z uśmiechem samozadowolenia. „Trzeba postępować ostrożnie i delikatnie.” – myślał.

_________________________