wtorek, 8 września 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 4



____________________




Deidara był sam w pokoju. Sasori gdzieś wybył z samego rana, więc leżał rozwalony na łóżku odpoczywając po porannej kąpieli przyodziany jedynie w zarzucony na plecy kusy szlafroczek. Niedziele były dla niego, jak i dla paru innych członków Akatsuki, „dniami dbania o siebie”. Nałożył więc maseczkę na twarz, włosy zawinął w ciepły ręcznik nasączony naparem z pokrzyw i popijając zieloną herbatę przerzucał leniwie kartki najnowszego Vogue’a. „Prada nigdy nie ma fajnych kolekcji...” – komentował w myślach – „Ja chcę takie spodnie!!”, „O, to teraz Frida Giannini projektuje dla Gucci’ego?”. Mógłby tak w nieskończoność, jednak spojrzał na zegarek – już 20 minut minęło – czas zmyć maseczkę. Udał się do łazienki zrzucając ręcznik z głowy. Zaraz po tym do pokoju wszedł Saso z dwoma tabletkami musującymi w ręce. Pożyczył je od Konan. Uratowała mu życie. On, jako mający świra na punkcie dbania o paznokcie, nie mógłby przeżyć bez odpowiednich specyfików do ich pielęgnacji. Wrzucił pigułki do miseczki z wodą i obserwując jak zabawnie musują zajął się piłowaniem pazurków.
W powietrzu uniósł się nagle mocny zapach melona. To maska Deidary w kontakcie z wodą dała takie efekty. „Mmmm... pycha” pomyślał Sasori jednocześnie o kuszącej woni jak i o widoku wychodzącego z łazienki Dei. Rozpuszczone, mokre włosy, idealna figura, taka śliczna twarz i do tego króciutki ciemnoniebieski szlafrok nie sięgający nawet do połowy uda.
Boże, Dei był taki śliczny. Nie jak dziewczyna, ani nie jak chłopak i to chyba jeszcze bardziej go podniecało. Jeszce niedawno mógł się na niego bezczelnie gapić ukryty w Hiruko, ale po wczorajszych wydarzeniach w magazynie chciał być przy nim już tylko i wyłącznie prawdziwym Sasorim. Cieszył się, że powiedział mu to wszystko i cieszył się, że Dei to odwzajemnia, ale w dalszym ciągu nie wiedział co robić w takiej chwili jak ta, kiedy to blondyn paradował po pokoju w TAKIM stroju. Nie mógł się na niego zbytnio napalać z samego rana, bo jeszcze pomyśli, że chodzi mu tylko o jedno. Przynajmniej tak mu się wydawało, że nie powinien. Z drugiej strony pewnie wyglądało to tak, jakby był zupełnie nie wzruszony obecnością Deidary, gdyż unikał jakiegokolwiek bliższego kontaktu, nawet wzrokowego, w obawie o swoje reakcje. „To już nie wiem co gorsze, żeby miał mnie za zboczeńca, czy za zimnego drania.” – westchnął, ale na szczęście nie główkował nad tym zbyt długo tylko zaczął działać.
- Dei. – powiedział cicho do leżącego na łóżku z nosem w czasopiśmie, a ten odwrócił na niego zaciekawione spojrzenie. – mogę poczytać z tobą?
- Oh, Sasori, ale ja nie wiem czy ty lubisz, bo to „Vogue”.
- Nie wiem czy lubię, bo nigdy nie miałem w rękach Vogue’a, ale chciałem poleżeć obok ciebie. – blondynek zarumienił się, ale kiwną głową i posuną się trochę. Skorpion ułożył się przy jego boku również na brzuchu i wlepił swój wzrok w gazetę. Nie wytrzymał tak długo i już po minucie zaczął się wiercić, po czym odwrócił się na plecy.
- No widzisz. Mówiłem, że to nudy i ci się nie spodoba. – odrzekł Deidara zamykając czasopismo i uśmiechnął się lekko jak gdyby to była jego wina.
- Nie o to chodzi, że mi się nie podoba. – mówił zupełnie spokojnie Sasori patrząc uparcie w sufit – Po prostu jest tu coś co podoba mi się bardziej. – chciał być ostrożny, ale nie był pewien czy zamiast tego tylko wszystkiego nie gmatwał. Dei czerwienił się jeszcze bardziej, ale nic nie zrobił, a kiedy Skorpion chwycił go leciutko za rękaw postanowił nawet zażartować.
- Co? Mój szlafroczek? – zachichotał.
- Tak – podchwycił to sprytnie Saso – podoba mi się tak bardzo, że chciałbym go przymierzyć. – to mówiąc zsunął materiał z jednego ramienia blondyna. Ten zaskoczony opadł na pościel. Sasori pochylił się nad nim i pocałował kilka razy obojczyk, a potem szyję Deidary. Nie zauważając ani odrobiny oporu z jego strony przeniósł się wyżej na jego usta, gdzie został przywitany głębszym westchnieniem, co tylko przekonało go o tym, że na przyszłość musi zawsze sam aranżować takie rzeczy, bo Dei jest na tyle nieśmiały, że nie przejmie inicjatywy. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, mokre, gorące i to było tak niesamowite uczucie. Sasori starał się jak najbardziej ściągnąć z niego odzienie pieszcząc jego tors. Przerwał na chwilę zrzucając swój T-shirt.
- Też możesz mnie dotknąć. – szepnął do kochanka widząc, że nie ma zupełnie pojęcia co zrobić. Nie, żeby sam miał jakieś specjalne doświadczenie w tych sprawach, bo nie miał żadnego, ale przynajmniej teoretycznie wiedział co i jak. Chociaż tyle wyniósł z licznych misji jakie wykonał z Orochimaru – nasłuchał się o jego podbojach, czy chciał czy nie, ale teraz był mu prawie wdzięczny za te wszystkie mniej lub bardziej naciągane historie.
Deidara cały lekko drżący wyciągnął dłonie przed siebie, oparł je o pierś partnera, a następnie
przesunął nimi niepewnie w dół zahaczając o jego sutki, bo jak zdążył zauważyć to także jemu sprawiało najwięcej przyjemności. To było wspaniałe być tak blisko Sasori’ego i... robić z nim takie rzeczy, od których robiło się gorąco. Słyszeć jego mruczenie i westchnienia i rumienić się zanotowawszy własne.
Niestety nie dane było mu kontynuować swoich chaotycznych przemyśleń, gdyż Skorpion zawędrował właśnie swoją dłonią w okolice jego uda i niebezpiecznie zaczął przemieszczać ją w górę. Wtedy Dei zerwał się nagle do siadu zakrywając biodra zaplątanym szlafrokiem.
- Nie Sasori... – jęknął zaciskając piąstki na materiale i robiąc przerażoną minę. Saso na początku przeraził się równie mocno nie potrafiąc określić co się stało i szukając w jego niewyjaśnionym zachowaniu swojej winy. Dopiero po chwili, kiedy zdążył przyjrzeć się chłopakowi załapał o co może chodzić. „Jejku, to chyba nie możliwe, żeby on nigdy... Nawet sam?” – Mimo wszystko ta myśl jeszcze bardziej go podekscytowała.
- Dei? Ty nigdy nie robiłeś nic takiego, prawda? – zapytał cicho starając się, aby jego głos brzmiał jak najmilej.
- Nie... – sapnął zażenowany, gdyż to, co starał się ukryć wcale nie chciało minąć.
- Ja też nie, ale chciałbym z tobą. – nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi dodał – To chyba nie było nieprzyjemne?
- Um, to było bardzo przyjemne, ale... już nie chcę. – odpowiedział niemalże płaczliwym tonem. Skorpion uśmiechną się pod nosem:
- Głupi jesteś – zaczął przybliżając się do niego – myślisz, że uwierzę, że na serio nie chcesz?- cmoknął go w policzek po czym chwycił jego dłoń i powoli położył ją na swoim kroczu. Blondyn aż pisnął na to co poczuł, ale Sasori nie pozwolił mu cofnąć ręki przytrzymując ją w tym samym miejscu.
- To znaczy, że było mi bardzo dobrze i jeszcze bardziej chciałbym kontynuować, ale jeśli nie chcesz... – postanowił go trochę podpuścić.
- Sasori to nie tak... Ja tylko... – zupełnie nie wiedział jak z tego wybrnąć tym bardziej, że okazało się, iż chyba zupełnie niepotrzebnie panikował. Tylko, o rany, cała ta sytuacja była dla niego zupełnie nowa... Ale z drugiej strony...
- Mogę? – zapytał czerwonowłosy już pomału zsuwając odzienie, którym zakrywał się długowłosy. Nie napotkawszy czynnego oporu, zrzucił je na podłogę, spojrzał w oczy Deidarze, potem przelotnie zerknął w dół i szybko go objął i położył pod sobą na łóżku. Teraz wyraźnie mógł czuć jego erekcję na swoim udzie i on z pewnością czuł to samo.
- Dei, słodziaku. – szepnął mu do ucha zaczynając się o niego ocierać.
- Uch! Saso, ale to jest... – sam nie wiedział co dokładnie miał na myśli.
- Pozwól mi. – odrzekł nic jednak nie rozjaśniając w jego głowie i zaczął go na nowo całować wciągając w różne zabawy językiem, cały czas wodząc dłońmi po jego ciele, co blondyn prawie nieświadomie odwzajemniał.
- Rozbierz mnie. – rzucił niespodziewanie Skorpion, stwierdziwszy, że Deidara będzie się mniej wstydził, jeśli to nie on pierwszy zostanie nagi. O dziwo blondyn zabrał się do tego dość ochoczo i nie wydawał się być już tak zażenowany. Odwaga trochę go opuściła gdy doszedł do bokserek przyjaciela, ale ten przyszedł mu z pomocą sam szybko się ich pozbywając. Położył się na boku splatając swoje nogi z nogami Deidary i pocałował go czule wsuwając dłoń pod jego bieliznę.
- Dei, jesteś śliczny. – powiedział kiedy już ją zsunął. – Chciałbym, żebyś go chwycił. – poprosił nakierowując jego szczupłą dłoń na swój członek. Deidara zrobił to, z niemałym zaciekawieniem obserwując reakcje czerwonowłosego, który jęknął przeciągle kiedy tylko poczuł dotyk w tak czułym miejscu, a jego oddech stał się jeszcze szybszy.
- Oh, Dei! – westchnął przytuliwszy się do jego klatki piersiowej. – poruszaj ręką. – po czym pokierował jego dłonią, aby pokazać jak ma to robić. Deidara podniecony widokiem chłopaka w takim stanie, pomyślał, że też chciałby być tak pieszczony i prawie w tej samej chwili poczuł ciepłą dłoń czerwonowłosego na swoim penisie.
- Aa! Sasori...! – pisnął i z wrażenia zatrzymał swoją rękę.
- Nie przestawaj. – jęknął zaczynając stymulować blondyna w taki sam sposób. Skorpion nigdy nie przypuszczał, że robienie tego z kimś jest o niebo lepsze niż kiedy robił to sam, a to, że robił to właśnie z Deidarą zupełnie odbierało mu zdolność trzeźwego myślenia. Dla blondyna wszystko czego doświadczył było tak intensywne i cudowne, że ledwo utrzymywał tempo swoich ruchów.
- Oh, oh Sasori... – jęczał zaczynając drżeć i konwulsyjnie poruszając biodrami. Czerwonowłosy tylko mocniej zacisnął na nim palce i po kilku ruchach Deidara doszedł piszcząc cicho. Saso słysząc to nie potrzebował już ani sekundy, żeby również to zrobić. Leżeli dłuższą chwilę, uspokajając oddechy.
- Boże Saso. – westchnął Deidara – Aż zakręciło mi się w głowie. – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Mi też. To było najlepsze uczucie jakie w życiu miałem. – w tym też momencie zauważył swoją miksturkę na paznokcie, która już niestety do niczego się nie nadawała. „Pieprzyć paznokcie” – pomyślał zadowolony jak nigdy przedtem i przytulił się mocniej do blondyna. Chciał jeszcze chwilkę poleżeć zanim zaciągnie go pod prysznic.

****

Pain był już gotowy na dzisiejsze zebranie, na którym rozdzieli misje na najbliższy tydzień. Zostało jeszcze jakieś pół godziny do ósmej. Trzeba by poinformować wszystkich, żeby stawili się w głównym pomieszczeniu. Postanowił więc, że zajrzy tylko do sąsiedniego pokoju i powie, żeby przekazali informację dalej. Nigdy tego nie robił osobiście. Zawsze powierzał to zadanie Zetsu, ale stwierdził, że i tak nie ma nic do roboty, a poza tym Itachi jest nowy i... I co? Chciał zrobić na nim dobre wrażenie. Jako Lider, oczywiście. To chyba nic złego, prawda? Chociaż nie przypominał sobie, żeby myślał o tego typu rzeczach, kiedy to Deidara do nich dołączył jakieś dwa miesiące temu. Znowu Itachi. Czemu niby miałby robić na nim dobre wrażenie? Ale chce, więc czemu nie miałby? Boże, wszystko mu się przez niego gmatwa! Odetchnął i postarał się pomyśleć racjonalnie. Wymyślił. „Bo jest zajebistym ninja. Dlatego chcę... Akatsuki chce zrobić dobre wrażenie, a ja jako Lider... Wiadomo.” W dalszym ciągu jednak nie pozbył się tego dziwnego uczucia na myśl o tym, że za chwilę ma wejść do jego pokoju...

****

- Cholera! Ten mikroklimat pod ziemią mnie zabije. – jęczał Kisame – Ma strasznie niekorzystny wpływ na cerę. – zrzędził wklepując sobie krem nawilżający. – To okropne, że musimy się ciągle przeprowadzać. To prawie tak jakbyśmy byli bezdomni... – narzekał, aż Itachi’emu zrobiło się go naprawdę żal. Być może po dłuższym czasie spędzonym w organizacji też dostrzeże te gorsze strony. Na razie wszystko jest świetnie, a przynajmniej takie jest pierwsze wrażenie.
- Ostatnim razem funkcjonowaliśmy pod przykrywką zwykłej firmy handlowej i było to o tyle dobre, że mieszkaliśmy w cywilizowanych warunkach. A ta dziura – zatoczył ręką w powietrzu i wywrócił rybimi oczami – koszmar! Czy mówiłem już jak zgubny wpływ ma to zatęchłe powietrze na skórę?
- Coś wspomniałeś Kisaku. – odrzekł lekko rozbawiony tym monologiem Uchiha, który właśnie wcierał we włosy krem wygładzający.
- No właśnie, a to miejsce to pewnie był pomysł Lidera! – zawołał z wyrzutem, a zaraz potem ktoś gwałtownie pchnął drzwi wejściowe nawet nie pukając i współlokatorom ukazała się czerwona głowa Paina.
- Co za pomysł Lidera ci nie odpowiada, Hoshigaki? – zapytał rzucając mu mroźne spojrzenie nie znoszące sprzeciwu i nawet zmarszczył przy tym brwi.
- Też chciałbyś coś sobie wklepać, wmasować i nawilżyć? – zagaił Itachi uśmiechając się uroczo i tym samym skutecznie odciągając Paina od narzekań Kisame. Czerwonowłosy zwrócił się w jego stronę, a jego mina złagodniała. Spuścił oczy, po czym znowu je podniósł na Uchihę. Kiedy spotkały się z pewnym siebie i jak najbardziej celowo uwodzicielskim spojrzeniem czarnowłosego, zmieszał się i szybko zaczął tłumaczyć po co tak naprawdę się zjawił.
- Więc o ósmej. – zakończył chcąc od razu wyjść. Lecz Itachi nie zamierzał go wypuścić póki nie dowie się pewnej znaczącej dla niego informacji dotyczącej owych misji. Podskoczył radośnie z posłania i zakręcił się wokół własnej osi, a włosy zakryły mu połowę twarzy. Przekrzywił trochę głowę i podszedł w stronę drzwi niczym pantera. Zatrzymał się bardzo blisko, tak, że mógł się swobodnie oprzeć ręką o framugę tuż przy jego uchu.
- Powiedz mi – zaczął melodyjnym głosem – czy będę w twojej drużynie? – czekał na, jak miał nadzieję pozytywną, odpowiedź przerzucając wzrok z jego oczu do ust i z powrotem.
- N-niestety nie tym razem Itachi. – odpowiedział spięty, co dość znacznie kontrastowało ze sposobem w jaki tu wparował jeszcze chwilę temu.
- Szkoda – zasmucił się czarnowłosy – chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony – uśmiechnął się radośnie, ale rzeczywiście było mu szkoda, że nie będzie miał okazji pogłębiać swojej znajomości z Painem przez te kilka dni.
- Na pewno jeszcze będziesz miał okazję, żeby to zrobić. – odparł jakby pocieszająco.
- Tak myślisz? – wyszczerzył się – Mam nadzieję, że pomożesz stworzyć taką okazję jak najszybciej. – puścił mu oczko, po czym odwrócił się i skoczył na swoje łóżko, myśląc jednak o trochę innej okazji.
Kiedy Pain znalazł się na korytarzu, stanął na chwilę opierając się plecami o zimną ścianę i jedyne o czym mógł pomyśleć to to, że „Uchiha Itachi naprawdę jest zajebisty... Zajebistym ninja. Ninja...” – poprawił sam siebie, po czym westchnął kilkakrotnie. Potem zastanowił się jeszcze, czy on przypadkiem odruchowo nie używa swojego Sharingana, bo czuł się trochę jakby dał się złapać na jakąś technikę oczną.

______________________




8 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza!!!
    Dei i Saso są cudowni, a ich wspólna chwila mnie całkowicie urzekła *aż rumieńce mi wyskoczyły*
    Narzekający Kisame to po prostu miodzio, a do tego krem wklepujący w twarz - no cudo -
    Itachi ostro startuje do Pein`a, a Pein jest już uwiedzony i pod urokiem "zajebistego ninja"
    Czekam nie cierpliwie na c.d.
    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Whoa^^
    Porządny koktajl różnorakich emocji, i to w zastrzyku :)
    Kiedy zaczęłam czytać, siedziałam sobie spokojnie po turecku, kiedy kończyłam, pyszczek miałam przy samym tekście :D
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, w międzyczasie chyba odświeżę sobie poprzednie.

    OdpowiedzUsuń
  3. A... dodam koma dziś. Przeczytałam szybciej do połowy i tak jakoś wyszło... :) Ja tu czekam na jakąś akcje z Itaśiem... ale ja poczekam:D:D No pozatym reakcje Paina są zabójcze, niby pewny swojego a tu się peszy jak z nim rozmawia... :D życie. Huh! co to.. A! Niezle SasoDei napialiście. Kurcze emocje trzymają od początku do końca. Niby nie zapowiada się na coś mocnijeszego a tu prosze proszę:D Miłe zaskoczenia :) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo!
    Zapraszam na nową notkę...

    OdpowiedzUsuń
  5. uhh... *.*.. Kocham was chłopaki^^ Ja chcę więcej..

    Oi. Powiadamiać mnie, powiadamiać chłopaki^^..


    http://marzenia-sa-zle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze, to nigdy nie lubiłam opowiadań o tematyce Akatsuki, ale dla was chyba zrobię wyjątek! Jest świetnie, tak trzymać!! ;)

    Maczka

    OdpowiedzUsuń
  7. Dei Sas wyszedł wam cudny, muszę to przyznać, choć chętniej czytam ostrzejsze. Aha, i AKATSUKI chce się przypodobać Itaśiowi, nie Pein ^w^

    OdpowiedzUsuń
  8. podziwiam blog świetny a najlepsze o deiu i sasorku oni razem są tacy uroczy mam nadzieje że niebawem pojawią się następne notki i jakieś zdjęcia a narazie trzymaj się ciepło i pisz dalej :p pa pa.


    DEI

    OdpowiedzUsuń