wtorek, 28 lipca 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 3




Trochę nam to zajęło, ale w końcu jest rozdział trzeci, w którym

zaczynają się dziać patetyczne sceny, ale tego wymagała sytuacja. :P

Główną przyczyną sprzeczek spowalniających proces tworzenia było to, że Chico chciał, żeby wreszcie zaczęło się coś dziać, a Pico, żeby jeszcze nie. :) Tak czy inaczej nasi bohaterowie raczej zachowali wstrzemięźliwość (ale już nie na długo). :P :D




Obiad był zupełnie dobry. W tempurze ciężko cokolwiek spieprzyć, w fasolce tym bardziej i nawet Hidan z Kakuzu temu nie podołali. Uchiha zadowolony i najedzony siedział przed lustrem i szczotkował włosy. Zostało mu jeszcze pół godziny do umówionego spotkania z Painem. Itachi wiedział już co chce zrobić, albo przynajmniej próbować. Pain, hmm... Te jego rude włosy, kolczyki, mnóstwo kolczyków. Ciekawe, swoją drogą, ile ich ma i gdzie dokładnie. Do tego jeszcze te tajemnicze ciała. Chciałby je zobaczyć i dowiedzieć się czegoś więcej, skoro one wszystkie są nim. Jak to jest być jednym w sześciu osobach? Lider Akatsuki był niezmiernie interesującą postacią, choć Itachi nie wiedział o nim prawie nic, a w każdym razie nic co byłoby pewne. No, poza tym, że niesamowicie go pociągał.

Wstał i jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Zastanawiał się jaki typ facetów może lubić Pain, jeśli w ogóle lubi, hmm... „Przecież może polubić tylko mnie!” – pokazał swojemu odbiciu język. Strzepnął jakiś pyłek ze spodni, poprawił siatkowy top i odrzucił na plecy rozpuszczone, jeszcze nie do końca suche włosy. Upewniwszy się, że jego wygląd jest bez zarzutu wyszedł z pokoju.

Odetchnął głęboko i zapukał. Po chwili usłyszał: „Wejść!”, więc uchylił drzwi i wsadzając głowę do środka powiedział:

- Hej, już osiemnasta. Mieliśmy iść obejrzeć laboratoria. – Lider siedział tyłem do wejścia i nie reagował. Itachi nie wiedząc co zrobić już chciał powtórzyć, lecz nagle usłyszał głos Zetsu wykwitającego z donicy, który pomachał mu przyjaźnie.

- On cię nie słyszy. Ma słuchawki w uszach. Po prostu go szturchnij.

Uchiha kiwnąwszy ze zrozumieniem głową podszedł do Paina i dotknął jego ramienia. Ten odwrócił się gwałtownie zrywając słuchawki.

- Idziemy? – powiedział z uśmiechem Itachi lekko pochylając się nad rudą czupryną, tak, że jego długie grafitowe kosmyki musnęły policzek Lidera.

- Oh... – westchnął zaskoczony taką sytuacją. Chcąc nie chcąc poczuł delikatny zapach białej czekolady. Odetchnął głębiej i przymknął oczy nie zwracając uwagi na to, że może to wyglądać trochę dziwnie, zwłaszcza, że sterczy nad nim Uchiha oczekujący odpowiedzi.

„Mój nowy szampon do włosów był jednak dobrze obraną taktyką.” – zatryumfował w myślach Itachi.

- P-przepraszam, zagapiłem się. – wymamrotał Pain otrząsając się. – Co mówiłeś? – zapytał zmieszany.

- No... Byliśmy umówieni. – świadomie powiedział to tak, żeby zabrzmiało dwuznacznie.

- Co? – jęknął jeszcze bardziej zakłopotany mrugając nerwowo.

- Laboratoria. – wytłumaczył spokojnie, wręczając Jiraiy’i w wyobraźni nagrodę za „Icha Icha Tactics”, natomiast czarna połowa Zetsu parsknęła śmiechem. W końcu nigdy nie widział żeby Lider tak się zachowywał. Pain obrzucił go złowrogim spojrzeniem marszcząc brwi.


****


- W siedzibie Akatsuki, jak już zapewne wiesz, znajdują się dwa ogólnodostępne laboratoria. – zaczął Pain kiedy znaleźli się sami na korytarzu – nieoficjalnie ustaliło się, że z jednego najczęściej korzysta Orochimaru, a z drugiego Sasori i od niedawna asystujący mu Deidara.

- To Dei też zajmuje się truciznami? – przerwał mu.

- Nie, ani trochę, ale wyraził chęć bycia jego asystentem. Nie idzie mu nadzwyczajnie, lecz Sasori znosi jego „pomoc” niezwykle dobrze, mimo, że jest typem samotnika i przeważnie nie cierpi towarzystwa. Obaj są artystami, to pewnie dlatego dobrze się dogadują. – wyraził swoja opinię tak naprawdę niewiele wiedząc o swoich podwładnych, co bynajmniej nie wynikało z tego, że się nimi nie interesował.

- Aha. – mruknął Itachi przysłuchując się jego wywodowi. – Czy teraz ktoś tam będzie?

- Uhm. Saso i Dei są tam już od kilku godzin.

- O! To świetnie! Mam nadzieję, że będę miał okazję przyjrzeć się ich pracy.

- Na pewno – uśmiechnął się spostrzegając jego entuzjazm. – Sasori nie lubi siedzieć bezczynnie nawet kiedy ma wolne. – dodał.


Orochimaru właśnie skończył pracę nad przeróżnymi miksturkami, a dokładniej rzecz ujmując, to nad swoją urodą. Skomplikowane upiększające zabiegi, które chyba nie trzeba wspominać kto, nazywa złośliwie Botox no jutsu, sprawiły, że wyglądał, a raczej faktycznie był, o jakieś dziesięć lat młodszy niż rano. Kroczył dumnie z tacą pełną fiolek z różnymi kolorowymi substancjami, kiedy na początku korytarza zauważył czyjeś sylwetki. Jego świeżo podreperowany wzrok od razu rozpoznał w nich Lidera wraz z Uchihą.

- Itachi-kun! – zawołał już z daleka – Przyszedłeś, żeby mi potowarzyszyć? Praktykowanie zakazanych technik jest takie nużące. – westchnął teatralnie. Itachi spojrzał na niego niewyraźnie „No nie, znowu ten zboczony staruch.” pomyślał zirytowany. „No, teraz to już nie staruch...” poprawił się po chwili zauważając wyraźną poprawę w wyglądzie Oro. „To jego jutsu musi być bardzo zakazane. Jak go widziałem wczoraj to był, hmm... naznaczony czasem, a dzisiaj po prostu kwitnie”.

- Co robisz dziś wieczorem? – Wąż kontynuował swój mało subtelny podryw. – Może się rozerwiemy...we dwójkę? – rzucił Itachi’emu perwersyjne spojrzenie.

- Oro...odpuść sobie... – Pain zaczął okazywać lekkie oznaki irytacji, a nawet złości.

- W każdym razie wiesz już jak do mnie trafić. - Orochimaru jednak nie zniechęcił się ani trochę.

- Z miłą chęcią. – Itachi’emu ciężko było ukryć ironię w głosie. – Ale Lider – objął Paina ramieniem – musi wdrożyć mnie w sprawy służbowe i obawiam się, że potrwa to aż do nocy.

- Mmmm... – mruknął niezadowolony węsząc konkurencję. - Tak czy inaczej pamiętaj, że ja zawsze jestem chętny i gotowy. – Zapewnił i zniknął w głębi korytarza podzwaniając swoimi probówkami.

- Yyy... Nie sądzę, żeby zajęło to aż tak dużo czasu. – powiedział Pain szalenie speszony czując ramię Uchihy na swoich barkach.

- Wiem, ale zawsze może się przeciągnąć, jak będę miał dużo pytań na przykład. – odpowiedział lekkim tonem wprowadzając w życie swoją metodę uwodzenia „na głupka”. A mianowicie szedł sprawiając wrażenie, że wcale nie zauważa, iż w dalszym ciągu obejmuje rudowłosego, a już na pewno nie widzi rumieńców, które ten próbuje ukryć za wysokim kołnierzem. Oba zastosowane sposoby, zarówno „szamponowy kusiciel” jak i „głupek” z pewnością zadziałały prawidłowo, ale sam „cel” najwyraźniej był zupełnie zagubiony i nie umiał określić własnych uczuć z taką dokładnością jak Itachi. „Taki naiwny i uroczy. – rozmarzył się czarnowłosy – I pomyśleć, że jest moim przełożonym, kiedy to jemu trzeba by było wyjaśnić to i owo.” – westchnął zerkając na profil Paina, który już chyba trochę przyzwyczaił się do „przyjacielskiego” dotyku Uchihy i również nieśmiało spojrzał na jego jasną twarz, a także zauważył, że Itachi jest bardzo ciepły i chyba nieco wyższy od niego, albo tylko tak mu się wydawało, kiedy był przyciskany do klatki piersiowej czarnowłosego.

Ten z kolei obserwował marchewkowe kosmyki poruszające się przy każdym kroku ich właściciela i strasznie chciał je pogłaskać, poczochrać, albo w ogóle dotknąć, tak bardzo mu się podobały.

- Myślałeś kiedyś, żeby zapuścić włosy? Są takie ładne. – zagaił niekoniecznie według planu, ale pod wpływem chwili.

- Ale ja mam długie włosy. – uśmiechnął się widząc głupią minę Itachi’ego – Moje dwa ciała: ludzi i zwierząt mają tak długie jak twoje, a nawet jeszcze dłuższe. – mówiąc to chwycił pasmo jego włosów przeciągnął je między palcami, by zaraz potem puścić je szybko i zaczerwienić się mocno. „ No nie! Co to miało być?! Jeszcze sobie pomyśli o mnie coś niewłaściwego.” – wystraszył się. Jednak Itachi wyczuł sytuację i udał, że niczego nie spostrzegł, a jedynie zawołał wesoło:

- Czy kiedyś je zobaczę? Jestem strasznie ciekawy! – Pain momentalnie się rozchmurzył: „Jak dziecko.” – pomyślał – „Chociaż czasem budzi we mnie dziwne odczucia i jest jakiś taki... Onieśmielający?” – nie był pewny czy to dobrze, że czuje się tak przez niego. Jednak nie miał już okazji by się nad tym pozastanawiać, gdyż stanęli przed drzwiami laboratorium.


****


Sasori stał przy dużym metalowym stole i mieszał rtęć z jakąś niezidentyfikowaną substancją, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi, w których po chwili pojawił się Lider i zapytał czy on i towarzyszący mu Uchiha mogą się poprzyglądać.

- Jasne, tylko niczego nie dotykać. Wystarczy, że muszę pilnować Deidary, żeby niczego nie spieprzył. – mruknął ochrypłym głosem swojej marionetki. Rzeczywiście, Dei miał dzisiaj jakiś pechowy dzień. Zdążył wysypać całą tacę opiłków miedziano-żelaznych i rozbić dwie probówki z czego jedną z kwasem, który natychmiastowo wyżarł dziurę w kamiennej posadzce. Teraz posłusznie rozcierał ziółka w moździerzu, żeby zaparzyć uspokajającą herbatkę dla Saso, ponieważ myślał, że bardzo się na niego zdenerwował, szczególnie o ten kwas. Mimo wszystko lalkarz był spokojny i zadowolony, a to, że go jeszcze nie wyrzucił świadczyło o tym, że nie przeszkadza mu jego obecność.

- A ja myślałem, że on ci pomaga. – odparł zaczepnie Itachi wyglądając zza rzędu wypełnionych kolorowymi cieczami flakoników. Szczególnie zainteresował go błękitny płyn. – O, to fajne... – wyciągnął rękę, którą natychmiast powstrzymał Deidara.

- Łapy precz, kurde! Sasori mówił, żeby niczego nie dotykać, nie? – spojrzał w stronę Skorpiona w nadziei, iż ujrzy w jego oczach aprobatę za to, że w końcu zrobił coś dobrze.

- Pain, pilnuj gościa, a ty – delikatnie szturchnął Deidarę ogonem. – zajmij się tymi ostrzami, ktoś je musi zamontować.

- Dobrze, na pewno wszystko pójdzie tak jak trzeba – powiedział rozentuzjazmowany. Podbiegając do niego odebrał tackę z zatrutymi nożami i zapytał niepewnie – Um... Sasori-san?

- Tak? O co chodzi?

- Wygląda na to, że dzisiaj skończymy to wszystko o wiele wcześniej, m...może chciałbyś wyjść na świeże powietrze, bo niezdrowo tak ciągle siedzieć pod ziemią, to takie przytłaczające. – zamrugał z niepokojem, czy ten pomysł przypadnie mu w ogóle do gustu.

Sasori nie odpowiadał dłuższą chwilę, a obserwujący ich Itachi był już prawie pewien, że mu odmówi, gdyż nie wyglądał na typa lubiącego spacerki o zachodzie słońca i pląsanie w trawie. Stało się jednak inaczej. Nie wyrażając zbytniego entuzjazmu, ale jednak się zgodził. Duże oczy Deidary zalśniły i o mało nie podskoczył z radości, lecz w porę się opanował, żeby nie pozrzucać ostrzy na podłogę. Zamiast tego uśmiechnął się szeroko i wrócił do swojego zadania.

„O rany... czy zwykłe wyjście z Sasorim jest dla niego aż takim radosnym wydarzeniem? I jeszcze te maślane oczka. Co on w nim widzi? Przecież to tylko jakaś drewniana kreatura. Szkoda takiego ślicznego chłopca dla kogoś takiego jak ten Skorpion.” – pomyślał Uchiha wpatrując się tępo w jedną z jarzeniówek nad stołem. – „Najwyraźniej Dei się w nim podkochuje...i to całkiem na poważnie.” Myślał jeszcze krótką chwilę jakieś bzdury o ślepej miłości, kiedy Sasori skończywszy sprzątanie kiwnął na Deidarę i po prostu wyszli zostawiając go sam na sam z Liderem w pustym laboratorium.


****


Sasori sunął mrocznym korytarzem nie odzywając się ani słowem, za nim dreptał długowłosy uważając, żeby nie potknąć się przypadkiem o rąbek własnego płaszcza i nie upuścić kartonu z częściami do lalek z zamontowanymi zatrutymi igłami, nabojami i różną tego typu bronią. Pracował mimo tego, iż miał wolne, ale był niezmiernie szczęśliwy, że Sasori-san pozwala mu sobie pomagać i nawet zgodził się na spacer z nim! No, nie nazwał tego romantycznym spotkaniem we dwoje, ale czy to ważne skoro będzie mógł pobyć z nim w innym otoczeniu niż ta ponura kryjówka? Dei czasem zastanawiał się co on w ogóle robi w takim miejscu, ale zaraz potem odpowiadał sam sobie, że przecież JEST z Saso-san i nigdy nie byłoby mu tak dobrze jak wtedy gdy razem pracują, jak kłócą się o to czyja sztuka jest bardziej wartościowa artystycznie, lub wreszcie wtedy, gdy może nocą słuchać jego równego oddechu kiedy śpi na sąsiednim łóżku w ich wspólnym pokoju. No właśnie, na dodatek jest jego partnerem, to nic, że jedynie w pracy, ale zawsze. „Czy to nie wspaniale? Dopóki jestem w Akatsuki jestem też z Sasorim.” I to pozwalało mu cieszyć się tym co ma i nawet nie myśleć, że mógłby mieć coś więcej, że Skorpion mógłby odwzajemnić jego uczucie. Przystanął zamyślony, ale zaraz usłyszał niski głos Hiruko, którym został przyzwany do magazynu:

- Masz zamiar zostać przed drzwiami, czy wchodzisz?

- Nie, Saso-san, wchodzę wchodzę! – ruszył lekkim krokiem uśmiechając się do niewzruszonej twarzy marionetki.

Montowanie uzbrojonych kończyn wymagało czasem częściowego rozkręcenia całej lalki i musiało zostać wykonane precyzyjnie i solidnie, aby maszyna nie nawaliła w czasie walki, co jej właściciel mógłby przypłacić życiem. Dlatego teraz siedzieli oboje składając i skręcając w skupieniu. Nagle milczenie przerwał Sasori swoim zwyczajowym stwierdzeniem rozpoczynającym większość sprzeczek:

- Wieczne piękno, oto prawdziwa sztuka. – rozpostarł skrzydła drewnianego nietoperza, w których właśnie umieścił śmiercionośne igły.

- Mylisz się Sasori-san. – odpowiedział z zadowoleniem długowłosy, uśmiechając się do pięknego czerwonowłosego chłopca jakim był Skorpion, kiedy nie krył się we wnętrzu tej okropnej Hiruko. – Tylko wielkie, nagłe i zmieniające wszystko zdarzenia są godne tego miana. Twoje „wieczne” piękno może przestać istnieć w mgnieniu oka, kiedy stanie twarzą w twarz z prawdziwym arcydziełem jakim jest destrukcyjna siła wybuchu. – ględził Deidara z zapałem nie podejrzewając nawet, że został do tego sprowokowany. – Powtarzalność tych niesamowitych zjawisk jakimi są eksplozje czyni je na prawdę wiecznymi... Sasori-san? – jękną trochę zdziwiony blondyn, gdy ten podszedł do niego całkiem blisko i wpatrywał się dziwnie. „Chyba nie wkurzył się na serio? Przecież zawsze tak polemizujemy i...I wszystko było OK.”

- Przepraszam Sasori-san. – szepnął cofając się o krok, ale w dalszym ciągu nie odwracając wystraszonego spojrzenia.

- Za co mnie chcesz przepraszać? – odrzekł beznamiętnie, ale blondwłosemu wydawało się, że widzi na jego twarzy lekki grymas kpiny.

- No, jeżeli cię rozgniewałem, czy zrobiłem coś nie tak...

- Głupi jesteś. – prychnął, na co Deidarze zrobiło się jakoś tak niesamowicie przykro, że chciałby się rozpłakać. Kiedy poczuł zbierające się pod powiekami łzy, zapragnął uciec z magazynu jak najdalej od Skorpiona, który najwyraźniej miał go za nic, mimo że tak się starał i tak bardzo chciał być chociaż jego przyjacielem. Najwyraźniej to nigdy się nie stanie, bo on nieustannie robi z siebie durnia i nic więcej. Powinien odejść jak najszybciej i jeszcze teraz się rozryczy jak ostatnia ciamajda.

- Gdzie idziesz?! – Czerwonowłosy pociągnął go szybko za rękaw obracając znowu w swoją stronę. – I czemu beczysz?

- Nie beczę! – zaprzeczył płaczliwie kroplom spływającym po jego policzkach.

- Dei. – zaczął nie bardzo jednak wiedząc co ma począć z rozklejonym przyjacielem. To nie tak miało być, nie miał mu powiedzieć, że jest głupi, tylko, że tak naprawdę bardzo go lubi i jeszcze to o prawdziwej sztuce. Wszystko się popieprzyło. Powinien się wyrażać jasno, a nie robić jakieś kulawe podchody. – Dei-kun. – powiedział cicho przytulając go niespodziewanie. – To ja jestem głupi, nie chciałem, żebyś się rozpłakał. – długowłosy był już tak skołowany, że objął go również zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą chciał uciec i nie wracać już nigdy. – Chciałem, żebyś wiedział, że tak naprawdę to ja cię bardzo lubię, mimo że jestem niemiły. – postanowił tym razem być zrozumiały i rzeczowy.

- Co? Dlaczego? – sapnął pociągając nosem.

- Nie wiem Dei-kun. – zdecydowanie nie był dobry w wyrażaniu uczuć. Zamilkł i zaczął gładzić go po plecach w dalszym ciągu nie uwalniając z objęć. Najwidoczniej podziałało, bo blondynek przestał chlipać i przytulił się mocniej.

- Deidara?

- Hm?

- Jak cię teraz pocałuję to nie będziesz płakać, ani uciekać?

- Oh? – wciągnął gwałtownie powietrze – N-nie będę. – Ledwo zamknął usta, a już poczuł na nich wargi Sasori’ego. Jego serce biło bardzo szybko, a policzki czerwieniły się mocno, kiedy czuł powolne i drażniące ruchy ust Sasoriego na swoich. Gdy już odsunęli się od siebie, długowłosy spostrzegł, że nie tylko on się zarumienił. Bardzo się ucieszył, bo to przecież też coś znaczyło, że Sasori naprawdę go lubi, i że nie jest mu obojętny, poza tym nigdy nie sądził, że coś takiego się stanie i, że usłyszy od niego takie słowa i... znowu się rozpłakał rzucając się czerwonowłosemu na szyję.

- Hej, przecież mi pozwoliłeś... – jęknął zdezorientowany.

- Przepraszam Saso-san to będzie już ostatni raz. – pisnął w jego szyję.

Sasori odetchnął i zaczął głaskać jego włosy pieszczotliwie. Były takie miękkie i zawsze skrycie je podziwiał. Jeżeliby głębiej się nad tym zastanowić to wszystko mu się w Deidarze podobało i był naprawdę jedyną osobą, dla której chciał być dobry.

- A co do sztuki, – szepnął gdzieś w okolicach jego ucha – to gdyby twoja śliczna twarz mogła być wieczna, to to byłaby prawdziwa sztuka.



3 komentarze:

  1. Młotek i Drań28 lipca 2009 22:10

    Aaaaaaaaaa^^ O matko mojego Mefista ^^ Itachi zarywa Paina, a on jest taki uroczy przy tym aww ^^ Chyba zejde ze śmiechu:D Szampon kusiciel nie no brawa za to^^. Ja się Orosia boje szczerze powiedziawszy hehe. I huhu! NO proszę Sasori mówi że lubi Deidare i że jest śliczny osz kurcze. Zabliście mnie tym rozdziałem hehe. Tylko mam nadzieje że Itachi nie wykorzysta Lidera w tym laboratorium...:D Oh ta moja wyobraźnia^^. Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh, jestem zachwycona^^
    Tyle czułości i nieporadności, która jest taka słodka...
    Pierwszy pocałunek Saso i Dei^^ przecudowny!!! Mi również biło serce w ekscytacji i mam nadzieję, że będzie coś więcej między nimi, w końcu po takim wyznaniu - musi!
    Czy mi się wydaje, czy Itaś dobiera się na całego do Peina?
    Jeszcze lider zostanie schrupany przez Itachi`ego w loboratorium^^ chociaż nie mam nic przeciwko temu...w końcu Itachi tak bardzo sie stara i uwodzi Peina, a ten szampon kusiciel, to mnie powalił na łopatki^^
    Czekam niecierpliwie na news...
    Pozdrawiam...CHUUU!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Yeach, już widzę minę Oro po tym, jak zauważył, że ma konkurencję ^^. A rozdział fajny, jak i poprzednie.

    OdpowiedzUsuń