niedziela, 3 lipca 2011

IT WAS A GIMMICAL IMPACT 1 - Demo

To był już koniec. Zespół, który stał się tak wielki, że jego wielkość przerosła jego jakość, kończył się. Atmosfera jaka panowała w studio podczas nagrywania ostatniego singla PIERROTa była nie do zniesienia. Ciągłe sprzeczki, coraz większe różnice zdań i niejasny podział ról w zespole, który raczej nie powinien być już nazywany w ten sposób, bo po pracy zespołowej sprzed dziesięciu lat nie zostało już ani śladu. Już od kilku miesięcy było wiadomo, że nie dadzą rady dłużej tego ciągnąć, ale jednocześnie przez te długie kilka miesięcy nikt z członków zespołu nie odważył się podjąć żadnej poważnej decyzji. Ku zaskoczeniu wszystkich, pierwszego dnia nagrań do najnowszego singla, osobą, która powiedziała: "odchodzę" był Aiji. Spokojny, odpowiedzialny i niedający się nie lubić Aiji. Mimo, że to nie on był uczestnikiem głównych sporów dzielących band, jako pierwszy zebrał się w sobie i zakończył działalność PIERROTa. Nie zrobił tego dosłownie, ale pozostali doskonale wiedzieli, że nawet jeśliby znaleźli na jego miejsce nowego gitarzystę, PIERROT już nigdy się nie podniesie. Żaden z nich nie czuł już nic z dawnego zapału i radości jaką sprawiało im pisanie piosenek, żaden z nich nie dzielił swoich inspiracji z resztą kolegów. Żaden z nich nie zauważył nawet kiedy zaczęli się od siebie oddalać - jako artyści; jako przyjaciele... "Przyjaciele?" - wytknął sobie w myślach rozgoryczony Aiji. Zastanowił się nad tym, czy kiedykolwiek byli dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi... "Nigdy." - stwierdził krótko wypowiadając ten fakt na głos. Nikt z obecnych w studiu nie zapytał nawet o co mu chodzi, mimo, że wszyscy usłyszeli jego cichy i nad wyraz spokojny głos rozbrzmiewający głucho w jednym słowie: "Nigdy." Uśmiechnął się gorzko i pochyliwszy się nad trzymaną w rękach gitarą szepnął do niej ponownie: "Nigdy". Po chwili w pokoju dało się słyszeć delikatną, rozpływającą się jak białe obłoczki po błękitnym niebie, melodię. To nie był żaden z utworów PIERROTa. Aiji nie lubił tak naprawdę ich piosenek. Każda z melodii, którą skomponował, po przejściu przez sito wymuszonych kompromisów z resztą zespołu przestawała być jego piosenką. Aiji będąc z PIERROTem miał wszystko: dobrą pozycję w przemyśle muzycznym, masę fanów, pieniądze, ale cierpiał jako artysta. Nie dbał o to, że po odejściu z zespołu nie będzie miał co ze sobą zrobić. Znał przynajmniej sześć bandów, które nawet dziś chętnie przyjęłyby go jako muzyka wspomagającego lub studyjnego. Niemniej jednak Aiji wiedział, że nie chce po prostu grać dla kogoś. Na pewno nie na stałe. Musi coś zrobić z tymi wszystkimi melodiami w swojej głowie, które potrafią go nie raz zbudzić w środku nocy. Mógłby spróbować zebrać ludzi do nowego zespołu, ale nie chciał oddawać swoich utworów w czyjeś ręce, jednocześnie czuł, że musi się nimi dzielić. Potrzebował swobody, ale najbardziej ze wszystkiego potrzebował inspiracji. Potrzebował czegoś co sprawiłoby, że każdy utwór błyszczałby... Czegoś co sprawiłoby, że Aiji też by błyszczał. Uderzył z frustracją w struny gitary i pozostawiając współtowarzyszy w kakofonicznym zdumieniu wyszedł ze studia. Stojąc przed budynkiem zapalił papierosa i uświadomił sobie, że palić też zaczął pod wpływem zespołu. Może kiedy już wypełni ostatnie obowiązki dla PIERROTa, będzie w stanie zostawić za sobą również ten ohydny nałóg?


Była wiosna. Może powinien po prostu zrobić sobie bardzo długie wolne i zobaczyć co się stanie? Zrezygnowanie spowodowane brakiem iskry zapalającej talent Aiji'ego sprawiało, że miał ochotę się poddać. Nie był zrozpaczony. Był spokojny, a za owym spokojem kryło się niespełnienie.


Wszedł z powrotem do budynku wytwórni, ale na samą myśl o ponownym przekroczeniu progu pokoju, w którym nagrywał PIERROT, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Szedł powoli korytarzami czytając wszystkie tabliczki na mijanych drzwiach. Jedne z nich były uchylone i przez szparę Aiji dostrzegł jakiegoś nieporządnie odzianego faceta, który spał w obrotowym fotelu, papieros w jego dłoni zwisającej nad pełną popielniczką. Przyjrzawszy się bliżej, Aiji rozpoznał w młodym mężczyźnie swojego starego znajomego. Zerknął na tabliczkę umieszczoną na drzwiach. Wszystko się zgadzało. To był Shouta-kun, lekko zbzikowany facet, którego zadaniem było przesłuchiwanie wszystkich materiałów demo jakie przychodziły do wytwórni i ewentualne wyłapywanie nowych talentów. Jak widać, po przemęczonym Shoucie, przebrnięcie przez stosy do niczego nie nadającego się chłamu i nie przegapienie czegoś nadającego się do oszlifowania wymagało anielskiej cierpliwości i nade wszystko świetnej intuicji.


Gitarzysta wszedł nieproszony do środka i rozejrzał się dookoła. Zapukał głośno w stół chcąc obudzić śpiącego pracownika. Shouta, mimo, iż trochę wystraszony i rozespany, ucieszył się na widok Aiji'ego.


Rozmawiali chwilę i Aiji opowiedział mu o swojej nieciekawej sytuacji.
- Przykro mi. - odrzekł szczerze mu współczując.
- Niepotrzebnie. - uśmiechnął się - zamierzam nie myśleć o tym co było. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Może dołączę do jakiegoś zespołu, może będę supportem. Wiesz, to naprawdę nie ważne. Ja po prostu muszę grać.
- Aiji! Dlatego jesteś niesamowity - rozochocił się Shouta - Twój talent i pasję do muzyki słychać w każdej nucie, którą grasz. Tacy ludzie nie pojawiają się często, wierz mi - kiwnął głową w stronę piętrzących się na półkach płyt - przesłuchuję niezliczone ilości nagrań młodziaków, którzy myślą, że mają to coś, ale tylko jeden na milion naprawdę ma.
- Hmm... Aż tak źle? - zaśmiał się Aiji - nie ma wśród tych tutaj naprawdę nikogo dobrego?
- Widzisz, w tym przemyśle stwierdzenie dobry czy nie nie wystarcza, sam wiesz jak to wygląda. Mimo, że to ja wybieram nowicjuszy to i tak muszę dzielić ich na nie godnych zaufania, utalentowanych eksperymentatorów i na takich co nadają się do studia mimo, iż są zwyczajnie poprawni, żeby nie powiedzieć nudni, ale właśnie dlatego wytwórnia będzie mogła zainwestować bez większego ryzyka. - Aiji pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Ale! Wśród tych inwestycji bez ryzyka zawsze można przeforsować miejsce dla takich małych ryzykownych perełek - rozpłomienił się Shouta - od tygodnia myślę co począć z taką jedną. Sam posłuchaj! - sięgnął po płytę leżącą tuż przy monitorze i włożył ją do odtwarzacza.


Pierwszymi dźwiękami jakie usłyszeli były jakieś szurania i gmerania. Wreszcie bardzo przyjemny śmiech jednej osoby dał się słyszeć głośniej i wyraźniej, tak, jakby zbliżał się do mikrofonu. Cisza. "Uhm. Jestem Mayatan. Gram na gitarze i nie jestem wokalistą, ale na dzisiaj będę także śpiewał. Przepraszam. - zachichotał dźwięcznie - Mój zespół nazywa się 'Mocochang'..." Trzy utwory, których wysłuchał Aiji były zupełnie inne niż wszystko co słyszał do tej pory. Owszem, dałoby się wydzielić w poszczególnych częściach wiele inspiracji, ale zbyt wiele, żeby być pewnym czym naprawdę Mocochang się inspirował. Gitara była surowa, lecz melodia dźwięcząca jak soczysta truskawka, ktoś wyraźnie bawił się tam syntezatorem i był nie mniej zachwycony różnymi elektronicznymi efektami. No i wokal. Aiji był przekonany, że stwierdzenie, które padło na początku "nie jestem wokalistą..." było jawną prowokacją, ponieważ to właśnie głos gitarzysty był jedną z najsilniej wybijających się i najbardziej oryginalnych części w każdym z trzech prezentowanych na nagraniu demo utworach.
- Nie rozumiem - odrzekł Aiji - dlaczego zastanawiasz się co z nim zrobić? Przecież jest świetny!
- No jest, ale dla wytwórni to jak widać za mało. - odpowiedział nie kryjąc swojego niezadowolenia i pretensji - Mocochang jest zespołem o niestabilnym składzie, żeby nie powiedzieć, że bez składu. W sumie, to wszystkim tak naprawdę zajmuje się Mayatan, wszystkie kompozycje jak i odjechane teksty są jego autorstwa. Główny problem polega na tym, że nikt nie da szansy zespołowi, który nie ma stałego składu. Wiesz, żeby zadebiutowali potrzebny jest wizerunek zespołu, promocja i cały ten shit, tym bardziej, że Mocochang jest visual-kei! Zdaje się, że żaden z jego kumpli, którzy pomogli mu w nagraniu demówki nie bierze muzyki na serio, a już na pewno nie wiąże z nią swojej przyszłości. Jak widzisz, Mocochang, a raczej Mayatan jest w czarnej dupie jeśli natychmiast nie znajdzie sobie porządnego składu. A poza tym, on naprawdę upiera się, że nie jest wokalistą i będzie na to miejsce kogoś szukał. - wzruszył bezradnie ramionami opadając na oparcie fotela.
- Kim jest Mayatan? - zapytał pogrążony w rozmyślaniach Aiji - w sensie... Masz na niego jakieś namiary? - Shouta podał mu pudełko płytki, w którym zamiast okładki była karteczka z ręcznie napisaną nazwą:'mocochang' literami zaaranżowanymi w długi obłoczek. Na odwrocie widniał numer telefonu i podpis: 'mayatan (Masahito Yamazaki)' Yamazaki? Masahito? Przecież go znał!! Chyba...
- Shouta-kun? Czy Masahito pochodzi z Nagano?
- Uhm... Nie jestem pewien. Naprawdę nie wymagamy takich informacji od składających dema...
- Ale to ten Masahito, który kiedyś grał z Sinnersami?
- Uhm... Nie wiem, serio nie pamiętam. Wiem, że on nie jest już amatorem, mówił coś o tym, że jeszcze niedawno był gitarzystą wspomagającym Miyavi'ego.
- Znam go. - zawyrokował Aiji - poznaliśmy się kiedy kończyłem szkołę. On miał wtedy może z 13 lat i często przychodził na koncerty mojego pierwszego zespołu. Czasem przychodził do sklepu muzycznego, w którym dorywczo pracowałem i rozmawialiśmy o LUNA SEA, X JAPAN i takich tam.
Z tego co pamiętam to uczył się grać na gitarze i szło mu naprawdę kiepsko. - zaśmiał się wspominając małego Mayę ekscytującego się kiedy mówił o rocku i visual-kei.
- Może powinienem do niego zadzwonić, może znajdzie muzyków, jednak szkoda, żeby się zmarnował przez taką głupią sprawę. - zastanawiał się Shouta.
- Nie. - Aiji wstał z krzesła - ja to zrobię. Zadzwonię do małego i dowiem się jak się sprawy mają i co planuje. - Shou pokiwał głową - Aha. Jeszcze jedno. Czy mogę to pożyczyć? - podniósł trzymaną w rękach płytę.
- Jest twoja na czas nieokreślony. - wyszczerzył się Shouta.


。・:*:・°'★,。・

- OK, czyli na serio umowiłeś się z TYM Aijim?? - zaczął jeden z jegokumpli gdy Maya tylko odłożył słuchawkę - Dlaczego nie mowiłeś wcześniej, ze kręcicie ze sobą? - wyrzucił mu z lubieżnym uśmieszkiem. - przecież nie mamy przed sobą sekretów!
- Właśnieeee, szczególnie jeśli chodzi o randki z AIJIM - doczepił się drugi chichotając.
- O boże, zamknijcie się zboczeńcy! - Mayatan wywrócił oczyma - On tylko pytał o mój band. Nie wiem właściwie o co mu dokładnie chodziło. W każdym razie powiedział, że chce się ze mną jak najszybciej spotkać.
- No, ale zainteresowałeś go, inaczej by nie dzwonił, nie?
- Chyba tak... - zamyślił się - Dawno się nie widzieliśmy. - dodał uśmiechając się delikatnie.
- C-co?????? To wy się znacie?? - Zakrzyknął Naoki.
- Uhm. - przytaknął Mayatan - Poznaliśmy się jak miałem 13 lat, jeszcze w Nagano.
- I co i co?? Dlaczego nigdy o tym nie wspomniałeś!?
- No, jakoś tak... Wtedy często przychodziłem do sklepu, w którym pracował i rozmawialiśmy. Byłem jego fanem od samego początku. - rozpromienił się wspominając dawne czasy - To trwało może z kilka miesięcy, a potem Aiji-senpai wyjechał do Tokyo i zaczął karierę muzyczną na poważnie. A ja postanowiłem, że poświęcę swoje życie muzyce i visual-kei. Poza tym, miałem zawsze nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy... - Mayatan urwał swoje wspominki, podniósł głowę i spiorunował
 spojrzeniem kolegów. - On tu będzie najdalej za godzinę, więc jak się pojawi to macie się zachowywać!! Żadnych głupich uwag, żadnego macania się na kanapie i tego typu rzeczy! W ogóle najlepiej, żebyście się zmyli na ten czas z domu.
- No wiesz?? Mamy okazję poznać gitarzystę PIERROTa, a ty nas wyganiasz z domu, NO WAY - nadął policzki. - Mayatan zawahał się na chwilę, ale ostatecznie uległ urokowi Hiroshi'ego.
- Oj, już dobrze, dobrze, chodź tu świnko - Maya pocałował go na zgodę. - A teraz ruszcie tyłki i sprzątnijmy ten burdel.


Mayatan mieszkał z dwoma kolegami - Hiroshim i Naokim - w niewielkim mieszkaniu w centrum Shibuyi. Razem tworzyli Mocochang i byli dosyć dobrymi przyjaciółmi. Wspólnie chodzili na zakupy, imprezowali w klubach, robili różne nieprzyzwoite rzeczy. Niestety żaden z nich nie myślał o muzyce jako o swojej przyszłości, więc oczywistym było, że Mayatan musiał znaleźć kogoś z kim dzieliłby swoje zainteresowania i plany.


Gdy rozległo się pukanie wszyscy trzej nie wiedzieli co ze sobą zrobić i jak się właściwie zachować. Ostatecznie Mayatan kazał kolegom po prostu siedzieć w pokoju, a sam pobiegł otworzyć.
Uchylił drzwi i wyjrzał niepewnie. Stał przed nim jeden z najsławiniejszych gitarzystów, TEN Aiji z PIERROTA, ale również Senpai, którego podziwiał i bardzo lubił już 13 lat temu. Co prawda ich znajomość trwała bardzo krótko, ale jednak. Masahito nie był pewny jak się zachować, ani jak powinien zwracać się do Aiji'ego. Z dystansem, czy może bardziej po kumplowsku. W czarnych rurkach, luźnym T-shircie, z błyszczącą torebką na ramieniu, ciemnobrązowe włosy upięte w motylka podkreślały jego twarz królewny.
- "Kakkoiiiii...." - pomyślał i mimowolnie delikatnie się zarumienił. - Ah....konnichiwa, Aiji-san! - Maya uśmiechnął się nieśmiało, a na jego policzkach pokazały się najśliczniejsze dołeczki jakie kiedykolwiek Aiji widział. Teraz to on się zarumienił.
- Konichiwa, Masahito-kun, dawno się nie widzieliśmy! - powiedział wchodząc do środka. Obaj czuli się trochę skrępowani. Aiji był zaskoczony tym jak bardzo Masahito się zmienił. Urósł, wyszczuplał, zapuścił długie włosy z grzywką na bok, jego głos także się zmienił. Nie był już małym chłopcem, niemniej jednak nadal wyglądał jak mały chłopiec.
- Urosłeś. - powiedział uśmiechając się nieśmiało, a Mayatan roześmiał się zmieszany.
Aiji rozejrzał się po mieszkaniu. Od razu rzuciły mu się w oczy plakaty, które wisiały praktycznie na każdej ścianie. X, LUNA, Kuroyume, Pura[*Plastic Tree], MYV... Był też bardzo duży plakakat PIERROTa wiszący na wprost wejścia. Przy stole na samym środku pokoju siedziało dwóch wyraźnie podenerwowanych chłopców, którzy wstali na równe nogi gdy tylko Aiji przekroczył próg.
- Poznaj moich kolegów, to jest Hiroshi, jest modelem, a chwilowo robi za perkusistę Mocochang - Mayatan wskazał ręką na jednego z nich.
- Yoroshikuonegaishimasu! - machnął długim kucykiem przed nosem Aijiego, zginając się w ukłonie.
- A to Naoki, gra na basie, ale tak naprawdę ilustruje mangi - drobny chłopak zarumienił się i również zgiął się w pół mamrocząc zawstydzony jakąś formułkę grzecznościową.