wtorek, 28 lipca 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 3




Trochę nam to zajęło, ale w końcu jest rozdział trzeci, w którym

zaczynają się dziać patetyczne sceny, ale tego wymagała sytuacja. :P

Główną przyczyną sprzeczek spowalniających proces tworzenia było to, że Chico chciał, żeby wreszcie zaczęło się coś dziać, a Pico, żeby jeszcze nie. :) Tak czy inaczej nasi bohaterowie raczej zachowali wstrzemięźliwość (ale już nie na długo). :P :D




Obiad był zupełnie dobry. W tempurze ciężko cokolwiek spieprzyć, w fasolce tym bardziej i nawet Hidan z Kakuzu temu nie podołali. Uchiha zadowolony i najedzony siedział przed lustrem i szczotkował włosy. Zostało mu jeszcze pół godziny do umówionego spotkania z Painem. Itachi wiedział już co chce zrobić, albo przynajmniej próbować. Pain, hmm... Te jego rude włosy, kolczyki, mnóstwo kolczyków. Ciekawe, swoją drogą, ile ich ma i gdzie dokładnie. Do tego jeszcze te tajemnicze ciała. Chciałby je zobaczyć i dowiedzieć się czegoś więcej, skoro one wszystkie są nim. Jak to jest być jednym w sześciu osobach? Lider Akatsuki był niezmiernie interesującą postacią, choć Itachi nie wiedział o nim prawie nic, a w każdym razie nic co byłoby pewne. No, poza tym, że niesamowicie go pociągał.

Wstał i jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Zastanawiał się jaki typ facetów może lubić Pain, jeśli w ogóle lubi, hmm... „Przecież może polubić tylko mnie!” – pokazał swojemu odbiciu język. Strzepnął jakiś pyłek ze spodni, poprawił siatkowy top i odrzucił na plecy rozpuszczone, jeszcze nie do końca suche włosy. Upewniwszy się, że jego wygląd jest bez zarzutu wyszedł z pokoju.

Odetchnął głęboko i zapukał. Po chwili usłyszał: „Wejść!”, więc uchylił drzwi i wsadzając głowę do środka powiedział:

- Hej, już osiemnasta. Mieliśmy iść obejrzeć laboratoria. – Lider siedział tyłem do wejścia i nie reagował. Itachi nie wiedząc co zrobić już chciał powtórzyć, lecz nagle usłyszał głos Zetsu wykwitającego z donicy, który pomachał mu przyjaźnie.

- On cię nie słyszy. Ma słuchawki w uszach. Po prostu go szturchnij.

Uchiha kiwnąwszy ze zrozumieniem głową podszedł do Paina i dotknął jego ramienia. Ten odwrócił się gwałtownie zrywając słuchawki.

- Idziemy? – powiedział z uśmiechem Itachi lekko pochylając się nad rudą czupryną, tak, że jego długie grafitowe kosmyki musnęły policzek Lidera.

- Oh... – westchnął zaskoczony taką sytuacją. Chcąc nie chcąc poczuł delikatny zapach białej czekolady. Odetchnął głębiej i przymknął oczy nie zwracając uwagi na to, że może to wyglądać trochę dziwnie, zwłaszcza, że sterczy nad nim Uchiha oczekujący odpowiedzi.

„Mój nowy szampon do włosów był jednak dobrze obraną taktyką.” – zatryumfował w myślach Itachi.

- P-przepraszam, zagapiłem się. – wymamrotał Pain otrząsając się. – Co mówiłeś? – zapytał zmieszany.

- No... Byliśmy umówieni. – świadomie powiedział to tak, żeby zabrzmiało dwuznacznie.

- Co? – jęknął jeszcze bardziej zakłopotany mrugając nerwowo.

- Laboratoria. – wytłumaczył spokojnie, wręczając Jiraiy’i w wyobraźni nagrodę za „Icha Icha Tactics”, natomiast czarna połowa Zetsu parsknęła śmiechem. W końcu nigdy nie widział żeby Lider tak się zachowywał. Pain obrzucił go złowrogim spojrzeniem marszcząc brwi.


****


- W siedzibie Akatsuki, jak już zapewne wiesz, znajdują się dwa ogólnodostępne laboratoria. – zaczął Pain kiedy znaleźli się sami na korytarzu – nieoficjalnie ustaliło się, że z jednego najczęściej korzysta Orochimaru, a z drugiego Sasori i od niedawna asystujący mu Deidara.

- To Dei też zajmuje się truciznami? – przerwał mu.

- Nie, ani trochę, ale wyraził chęć bycia jego asystentem. Nie idzie mu nadzwyczajnie, lecz Sasori znosi jego „pomoc” niezwykle dobrze, mimo, że jest typem samotnika i przeważnie nie cierpi towarzystwa. Obaj są artystami, to pewnie dlatego dobrze się dogadują. – wyraził swoja opinię tak naprawdę niewiele wiedząc o swoich podwładnych, co bynajmniej nie wynikało z tego, że się nimi nie interesował.

- Aha. – mruknął Itachi przysłuchując się jego wywodowi. – Czy teraz ktoś tam będzie?

- Uhm. Saso i Dei są tam już od kilku godzin.

- O! To świetnie! Mam nadzieję, że będę miał okazję przyjrzeć się ich pracy.

- Na pewno – uśmiechnął się spostrzegając jego entuzjazm. – Sasori nie lubi siedzieć bezczynnie nawet kiedy ma wolne. – dodał.


Orochimaru właśnie skończył pracę nad przeróżnymi miksturkami, a dokładniej rzecz ujmując, to nad swoją urodą. Skomplikowane upiększające zabiegi, które chyba nie trzeba wspominać kto, nazywa złośliwie Botox no jutsu, sprawiły, że wyglądał, a raczej faktycznie był, o jakieś dziesięć lat młodszy niż rano. Kroczył dumnie z tacą pełną fiolek z różnymi kolorowymi substancjami, kiedy na początku korytarza zauważył czyjeś sylwetki. Jego świeżo podreperowany wzrok od razu rozpoznał w nich Lidera wraz z Uchihą.

- Itachi-kun! – zawołał już z daleka – Przyszedłeś, żeby mi potowarzyszyć? Praktykowanie zakazanych technik jest takie nużące. – westchnął teatralnie. Itachi spojrzał na niego niewyraźnie „No nie, znowu ten zboczony staruch.” pomyślał zirytowany. „No, teraz to już nie staruch...” poprawił się po chwili zauważając wyraźną poprawę w wyglądzie Oro. „To jego jutsu musi być bardzo zakazane. Jak go widziałem wczoraj to był, hmm... naznaczony czasem, a dzisiaj po prostu kwitnie”.

- Co robisz dziś wieczorem? – Wąż kontynuował swój mało subtelny podryw. – Może się rozerwiemy...we dwójkę? – rzucił Itachi’emu perwersyjne spojrzenie.

- Oro...odpuść sobie... – Pain zaczął okazywać lekkie oznaki irytacji, a nawet złości.

- W każdym razie wiesz już jak do mnie trafić. - Orochimaru jednak nie zniechęcił się ani trochę.

- Z miłą chęcią. – Itachi’emu ciężko było ukryć ironię w głosie. – Ale Lider – objął Paina ramieniem – musi wdrożyć mnie w sprawy służbowe i obawiam się, że potrwa to aż do nocy.

- Mmmm... – mruknął niezadowolony węsząc konkurencję. - Tak czy inaczej pamiętaj, że ja zawsze jestem chętny i gotowy. – Zapewnił i zniknął w głębi korytarza podzwaniając swoimi probówkami.

- Yyy... Nie sądzę, żeby zajęło to aż tak dużo czasu. – powiedział Pain szalenie speszony czując ramię Uchihy na swoich barkach.

- Wiem, ale zawsze może się przeciągnąć, jak będę miał dużo pytań na przykład. – odpowiedział lekkim tonem wprowadzając w życie swoją metodę uwodzenia „na głupka”. A mianowicie szedł sprawiając wrażenie, że wcale nie zauważa, iż w dalszym ciągu obejmuje rudowłosego, a już na pewno nie widzi rumieńców, które ten próbuje ukryć za wysokim kołnierzem. Oba zastosowane sposoby, zarówno „szamponowy kusiciel” jak i „głupek” z pewnością zadziałały prawidłowo, ale sam „cel” najwyraźniej był zupełnie zagubiony i nie umiał określić własnych uczuć z taką dokładnością jak Itachi. „Taki naiwny i uroczy. – rozmarzył się czarnowłosy – I pomyśleć, że jest moim przełożonym, kiedy to jemu trzeba by było wyjaśnić to i owo.” – westchnął zerkając na profil Paina, który już chyba trochę przyzwyczaił się do „przyjacielskiego” dotyku Uchihy i również nieśmiało spojrzał na jego jasną twarz, a także zauważył, że Itachi jest bardzo ciepły i chyba nieco wyższy od niego, albo tylko tak mu się wydawało, kiedy był przyciskany do klatki piersiowej czarnowłosego.

Ten z kolei obserwował marchewkowe kosmyki poruszające się przy każdym kroku ich właściciela i strasznie chciał je pogłaskać, poczochrać, albo w ogóle dotknąć, tak bardzo mu się podobały.

- Myślałeś kiedyś, żeby zapuścić włosy? Są takie ładne. – zagaił niekoniecznie według planu, ale pod wpływem chwili.

- Ale ja mam długie włosy. – uśmiechnął się widząc głupią minę Itachi’ego – Moje dwa ciała: ludzi i zwierząt mają tak długie jak twoje, a nawet jeszcze dłuższe. – mówiąc to chwycił pasmo jego włosów przeciągnął je między palcami, by zaraz potem puścić je szybko i zaczerwienić się mocno. „ No nie! Co to miało być?! Jeszcze sobie pomyśli o mnie coś niewłaściwego.” – wystraszył się. Jednak Itachi wyczuł sytuację i udał, że niczego nie spostrzegł, a jedynie zawołał wesoło:

- Czy kiedyś je zobaczę? Jestem strasznie ciekawy! – Pain momentalnie się rozchmurzył: „Jak dziecko.” – pomyślał – „Chociaż czasem budzi we mnie dziwne odczucia i jest jakiś taki... Onieśmielający?” – nie był pewny czy to dobrze, że czuje się tak przez niego. Jednak nie miał już okazji by się nad tym pozastanawiać, gdyż stanęli przed drzwiami laboratorium.


****


Sasori stał przy dużym metalowym stole i mieszał rtęć z jakąś niezidentyfikowaną substancją, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi, w których po chwili pojawił się Lider i zapytał czy on i towarzyszący mu Uchiha mogą się poprzyglądać.

- Jasne, tylko niczego nie dotykać. Wystarczy, że muszę pilnować Deidary, żeby niczego nie spieprzył. – mruknął ochrypłym głosem swojej marionetki. Rzeczywiście, Dei miał dzisiaj jakiś pechowy dzień. Zdążył wysypać całą tacę opiłków miedziano-żelaznych i rozbić dwie probówki z czego jedną z kwasem, który natychmiastowo wyżarł dziurę w kamiennej posadzce. Teraz posłusznie rozcierał ziółka w moździerzu, żeby zaparzyć uspokajającą herbatkę dla Saso, ponieważ myślał, że bardzo się na niego zdenerwował, szczególnie o ten kwas. Mimo wszystko lalkarz był spokojny i zadowolony, a to, że go jeszcze nie wyrzucił świadczyło o tym, że nie przeszkadza mu jego obecność.

- A ja myślałem, że on ci pomaga. – odparł zaczepnie Itachi wyglądając zza rzędu wypełnionych kolorowymi cieczami flakoników. Szczególnie zainteresował go błękitny płyn. – O, to fajne... – wyciągnął rękę, którą natychmiast powstrzymał Deidara.

- Łapy precz, kurde! Sasori mówił, żeby niczego nie dotykać, nie? – spojrzał w stronę Skorpiona w nadziei, iż ujrzy w jego oczach aprobatę za to, że w końcu zrobił coś dobrze.

- Pain, pilnuj gościa, a ty – delikatnie szturchnął Deidarę ogonem. – zajmij się tymi ostrzami, ktoś je musi zamontować.

- Dobrze, na pewno wszystko pójdzie tak jak trzeba – powiedział rozentuzjazmowany. Podbiegając do niego odebrał tackę z zatrutymi nożami i zapytał niepewnie – Um... Sasori-san?

- Tak? O co chodzi?

- Wygląda na to, że dzisiaj skończymy to wszystko o wiele wcześniej, m...może chciałbyś wyjść na świeże powietrze, bo niezdrowo tak ciągle siedzieć pod ziemią, to takie przytłaczające. – zamrugał z niepokojem, czy ten pomysł przypadnie mu w ogóle do gustu.

Sasori nie odpowiadał dłuższą chwilę, a obserwujący ich Itachi był już prawie pewien, że mu odmówi, gdyż nie wyglądał na typa lubiącego spacerki o zachodzie słońca i pląsanie w trawie. Stało się jednak inaczej. Nie wyrażając zbytniego entuzjazmu, ale jednak się zgodził. Duże oczy Deidary zalśniły i o mało nie podskoczył z radości, lecz w porę się opanował, żeby nie pozrzucać ostrzy na podłogę. Zamiast tego uśmiechnął się szeroko i wrócił do swojego zadania.

„O rany... czy zwykłe wyjście z Sasorim jest dla niego aż takim radosnym wydarzeniem? I jeszcze te maślane oczka. Co on w nim widzi? Przecież to tylko jakaś drewniana kreatura. Szkoda takiego ślicznego chłopca dla kogoś takiego jak ten Skorpion.” – pomyślał Uchiha wpatrując się tępo w jedną z jarzeniówek nad stołem. – „Najwyraźniej Dei się w nim podkochuje...i to całkiem na poważnie.” Myślał jeszcze krótką chwilę jakieś bzdury o ślepej miłości, kiedy Sasori skończywszy sprzątanie kiwnął na Deidarę i po prostu wyszli zostawiając go sam na sam z Liderem w pustym laboratorium.


****


Sasori sunął mrocznym korytarzem nie odzywając się ani słowem, za nim dreptał długowłosy uważając, żeby nie potknąć się przypadkiem o rąbek własnego płaszcza i nie upuścić kartonu z częściami do lalek z zamontowanymi zatrutymi igłami, nabojami i różną tego typu bronią. Pracował mimo tego, iż miał wolne, ale był niezmiernie szczęśliwy, że Sasori-san pozwala mu sobie pomagać i nawet zgodził się na spacer z nim! No, nie nazwał tego romantycznym spotkaniem we dwoje, ale czy to ważne skoro będzie mógł pobyć z nim w innym otoczeniu niż ta ponura kryjówka? Dei czasem zastanawiał się co on w ogóle robi w takim miejscu, ale zaraz potem odpowiadał sam sobie, że przecież JEST z Saso-san i nigdy nie byłoby mu tak dobrze jak wtedy gdy razem pracują, jak kłócą się o to czyja sztuka jest bardziej wartościowa artystycznie, lub wreszcie wtedy, gdy może nocą słuchać jego równego oddechu kiedy śpi na sąsiednim łóżku w ich wspólnym pokoju. No właśnie, na dodatek jest jego partnerem, to nic, że jedynie w pracy, ale zawsze. „Czy to nie wspaniale? Dopóki jestem w Akatsuki jestem też z Sasorim.” I to pozwalało mu cieszyć się tym co ma i nawet nie myśleć, że mógłby mieć coś więcej, że Skorpion mógłby odwzajemnić jego uczucie. Przystanął zamyślony, ale zaraz usłyszał niski głos Hiruko, którym został przyzwany do magazynu:

- Masz zamiar zostać przed drzwiami, czy wchodzisz?

- Nie, Saso-san, wchodzę wchodzę! – ruszył lekkim krokiem uśmiechając się do niewzruszonej twarzy marionetki.

Montowanie uzbrojonych kończyn wymagało czasem częściowego rozkręcenia całej lalki i musiało zostać wykonane precyzyjnie i solidnie, aby maszyna nie nawaliła w czasie walki, co jej właściciel mógłby przypłacić życiem. Dlatego teraz siedzieli oboje składając i skręcając w skupieniu. Nagle milczenie przerwał Sasori swoim zwyczajowym stwierdzeniem rozpoczynającym większość sprzeczek:

- Wieczne piękno, oto prawdziwa sztuka. – rozpostarł skrzydła drewnianego nietoperza, w których właśnie umieścił śmiercionośne igły.

- Mylisz się Sasori-san. – odpowiedział z zadowoleniem długowłosy, uśmiechając się do pięknego czerwonowłosego chłopca jakim był Skorpion, kiedy nie krył się we wnętrzu tej okropnej Hiruko. – Tylko wielkie, nagłe i zmieniające wszystko zdarzenia są godne tego miana. Twoje „wieczne” piękno może przestać istnieć w mgnieniu oka, kiedy stanie twarzą w twarz z prawdziwym arcydziełem jakim jest destrukcyjna siła wybuchu. – ględził Deidara z zapałem nie podejrzewając nawet, że został do tego sprowokowany. – Powtarzalność tych niesamowitych zjawisk jakimi są eksplozje czyni je na prawdę wiecznymi... Sasori-san? – jękną trochę zdziwiony blondyn, gdy ten podszedł do niego całkiem blisko i wpatrywał się dziwnie. „Chyba nie wkurzył się na serio? Przecież zawsze tak polemizujemy i...I wszystko było OK.”

- Przepraszam Sasori-san. – szepnął cofając się o krok, ale w dalszym ciągu nie odwracając wystraszonego spojrzenia.

- Za co mnie chcesz przepraszać? – odrzekł beznamiętnie, ale blondwłosemu wydawało się, że widzi na jego twarzy lekki grymas kpiny.

- No, jeżeli cię rozgniewałem, czy zrobiłem coś nie tak...

- Głupi jesteś. – prychnął, na co Deidarze zrobiło się jakoś tak niesamowicie przykro, że chciałby się rozpłakać. Kiedy poczuł zbierające się pod powiekami łzy, zapragnął uciec z magazynu jak najdalej od Skorpiona, który najwyraźniej miał go za nic, mimo że tak się starał i tak bardzo chciał być chociaż jego przyjacielem. Najwyraźniej to nigdy się nie stanie, bo on nieustannie robi z siebie durnia i nic więcej. Powinien odejść jak najszybciej i jeszcze teraz się rozryczy jak ostatnia ciamajda.

- Gdzie idziesz?! – Czerwonowłosy pociągnął go szybko za rękaw obracając znowu w swoją stronę. – I czemu beczysz?

- Nie beczę! – zaprzeczył płaczliwie kroplom spływającym po jego policzkach.

- Dei. – zaczął nie bardzo jednak wiedząc co ma począć z rozklejonym przyjacielem. To nie tak miało być, nie miał mu powiedzieć, że jest głupi, tylko, że tak naprawdę bardzo go lubi i jeszcze to o prawdziwej sztuce. Wszystko się popieprzyło. Powinien się wyrażać jasno, a nie robić jakieś kulawe podchody. – Dei-kun. – powiedział cicho przytulając go niespodziewanie. – To ja jestem głupi, nie chciałem, żebyś się rozpłakał. – długowłosy był już tak skołowany, że objął go również zapominając o tym, że jeszcze przed chwilą chciał uciec i nie wracać już nigdy. – Chciałem, żebyś wiedział, że tak naprawdę to ja cię bardzo lubię, mimo że jestem niemiły. – postanowił tym razem być zrozumiały i rzeczowy.

- Co? Dlaczego? – sapnął pociągając nosem.

- Nie wiem Dei-kun. – zdecydowanie nie był dobry w wyrażaniu uczuć. Zamilkł i zaczął gładzić go po plecach w dalszym ciągu nie uwalniając z objęć. Najwidoczniej podziałało, bo blondynek przestał chlipać i przytulił się mocniej.

- Deidara?

- Hm?

- Jak cię teraz pocałuję to nie będziesz płakać, ani uciekać?

- Oh? – wciągnął gwałtownie powietrze – N-nie będę. – Ledwo zamknął usta, a już poczuł na nich wargi Sasori’ego. Jego serce biło bardzo szybko, a policzki czerwieniły się mocno, kiedy czuł powolne i drażniące ruchy ust Sasoriego na swoich. Gdy już odsunęli się od siebie, długowłosy spostrzegł, że nie tylko on się zarumienił. Bardzo się ucieszył, bo to przecież też coś znaczyło, że Sasori naprawdę go lubi, i że nie jest mu obojętny, poza tym nigdy nie sądził, że coś takiego się stanie i, że usłyszy od niego takie słowa i... znowu się rozpłakał rzucając się czerwonowłosemu na szyję.

- Hej, przecież mi pozwoliłeś... – jęknął zdezorientowany.

- Przepraszam Saso-san to będzie już ostatni raz. – pisnął w jego szyję.

Sasori odetchnął i zaczął głaskać jego włosy pieszczotliwie. Były takie miękkie i zawsze skrycie je podziwiał. Jeżeliby głębiej się nad tym zastanowić to wszystko mu się w Deidarze podobało i był naprawdę jedyną osobą, dla której chciał być dobry.

- A co do sztuki, – szepnął gdzieś w okolicach jego ucha – to gdyby twoja śliczna twarz mogła być wieczna, to to byłaby prawdziwa sztuka.



czwartek, 16 lipca 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 2




Wakacyjna nuda! Cieszymy się, że Wam się podoba :D
Rozdział drugi dodano! Idziemy na lody :P
------------------------------------------------------------

Kiedy Pain otworzył oczy następnego dnia, było już grubo po jedenastej. Spoglądając na zegarek rozespanym wzrokiem zdziwił się, bo nigdy nie zdarzało mu się wstać o tak późnej porze. Zawsze „działał” jak budzik nastawiony na siódmą, nawet w weekendy.
- Ohayo! – ze ściany nad swoją doniczką wyłonił się Zetsu. – Co dzisiaj tak późno? Wszyscy już są na nogach i zjedli drugie śniadanie.
- (czarna połowa Zetsu) Niektórzy nawet trzecie.
- Wy żarłoki. – syknął poważnie i zniknął w łazience trzaskając drzwiami tak, że aż Zetsu skulił swoje listki.
- (biała połowa) Co mu się stało?
- (czarna połowa) W większości przypadków wpływ na nasze zachowanie mają zmienne czynniki zewnętrzne.
- (biała) Mówisz? Czyli chodzi o Uchihę?
- (czarna) ...
- (biała) Jak mu się nie podoba, to mógł go nie przyjmować.
- (czarna) Ty idioto! Nie o to chodzi!
- (biała, skrzywiwszy się na „idiotę”) To co? Jest o niego zazdrosny? Przecież rin’negan jest najpotężniejszy. – Wyszczerzył się zadowolony jakby chwalił sam siebie.
- (czarna wywraca okiem) Palant.
Zetsu zamilkł kiedy Lider wrócił do pokoju i obrzucił go poirytowanym spojrzeniem.
- Czy to Itachi tak działa ci na nerwy? – zapytał z dociekliwością godną szpiega Akatsuki.
- Skąd ty masz takie genialne pomysły? – warknął – Chyba ostatnio miałeś za mało do roboty. Trochę przyspałem, a ciebie od razu ponosi wyobraźnia. – skomentował łapiąc za klamkę. – Teraz muszę zająć się naszym nowym towarzyszem, bo aż się boję pomyśleć jaki poranek zgotowała mu reszta.
- (czarna połowa) Więc jednak trapi się Uchihą. – skwitował Zetsu pozostawiony sam w kwaterze.
- (biała połowa) No co ty. Może się nim nie trapi, ale tylko myśli o nim?
- (czarna) Po co miałby o nim myśleć, jak się nie trapi??
- (biała) O, ludzie! To zbyt skomplikowane...
- (czarna) Widzę, że mój tok myślenia przybiera dla ciebie zbyt zawiłe kształty. – wygłosił zadowolony, że skutecznie zdezorientował swoją drugą połowę.
- (biała) Co?
- (czarna) Ah, nie ważne. Chodźmy lepiej poszukać czegoś do żarcia.
- (biała) Nooo! Lubię jak zaczynasz mówić obrazowo!

****

Magazyn znajdujący się w jednym ze ślepych korytarzy kryjówki Akatsuki, przeznaczony był do przechowywania wszystkich rzeczy takich jak... No, wszystkich. :)
Hidan siedział między zatęchłymi drewnianym półkami już od dobrej godziny wymieniając linę w swojej kosie na mocniejszą. Co tu dużo mówić, miał delikatnego fioła na punkcie konserwacji swego oręża. Porównywalnego z tym na punkcie Jashina i obnażonej klaty. Kakuzu natomiast, uzupełniwszy ubytki w swoim podręcznym arsenale, grasował pomiędzy regałami w poszukiwaniu musu malinowego, co skutecznie utrudniały mu trzy słoiki kiszonych ogórków pod pachą.
- Hej, Hidan! Mogą być zamiast musu marynowane grzybki? Tylko to znalazłem! – zapytał machając wspomnianym słoikiem.
- Oszalałeś?! Mamy jeść lody waniliowe z grzybkami??!!
- ...
- Chcesz wszystkich potruć?! – wrzasnął – Czemu zawsze muszę mieć kolejkę gotowania z tobą?
- Pewnie właśnie dlatego. W trosce o nasze zdrowie. – odpowiedział spokojnie nie zrażony wyrzutami kumpla.
Nieśmiertelny westchnął zrezygnowany i zajął się polerowaniem swoich czerwonych ostrzy. Kakuzu ponownie dał nura w przetwory pobrzdękując nimi od czasu do czasu.
Hidan wypolerowawszy swoją kosę zaczął nią wymachiwać, dumny z efektu własnej pracy.
- Kakuzu! Broń się! Haha! – zawołał zaczepiając towarzysza. Ten odwrócił się gwałtownie, wiedząc, że może spodziewać się wszystkiego po kompanie, który będąc nieśmiertelnym czasem zapomina o tym, że inni nie są.
- STOP!! – krzyknął nagle upadając na kolana. Całe szczęście zdążył odłożyć słoiki.
- Yyyy... co? – Hidan zamarł z kosą nad jego głową.
- Cholera, cholera, moje szkiełko! – jęczał desperacko obmacując podłogę.
- To ty nosisz szkła kontaktowe? – zapytał kucając przy nim. Kakuzu w odpowiedzi spojrzał na niego zrozpaczony. Szarowłosy na widok cukierkoworóżowej tęczówki wybuchnął dzikim śmiechem.
- Ahahahahahahahahahaa! Burdelowe oko! Burdelowe oko! Ja nie mogę, stary! Czemu się z tym ukrywasz? – nabijał się bezczelnie ignorując wzrastającą złość kumpla, który ciskał gromy zarówno jednym jak i drugim okiem. – No nie łyp na mnie tym burdelowym okiem, bo się zawstydzę! – zamrugał kokieteryjnie chichocząc.
- Skończ już z tym, głąbie! Lepiej pomóż mi szukać!! – zagrzmiał.
Po jakichś dziesięciu minutach pełzania z nosem przy ziemi Hidana oświeciło, że przecież takie ubrudzone i pewnie już zadeptane szkiełko nie będzie juz się nadawało do użytku. Kakuzu uspokoiwszy się nieco stwierdził, że nic się nie stanie jeżeli przemknie przez siedzibę z jednym okiem zamkniętym.
Wchodząc do głównego pomieszczenia zastali Zetsu w niedwuznacznej sytuacji, która wskazywała na to, że usiłuje on pożreć niczego niespodziewającego się szopika, który beztrosko drzemał na jednym z krzeseł.
- Aaaa! Nie zbliżaj swojej chlorofilowej paszczy do niego! – krzyknął rozdzierająco Hidan rzucając się na ratunek, a zawiedziony Zetsu zastygł pochylony nad miejscem, w którym przed chwilą znajdowała się jego potencjalna ofiara; teraz tulona przez nadopiekuńcze ramiona swojego pana.
- Widziałeś?! – poskarżył się – Ten pieprzony Aloes chciał zeżreć mojego szopika!!
- „(biała połowa) ALOES??!!
- (czarna połowa) Ignoruj go...” *
Kakuzu westchnął widząc w panice swojego przyjaciela sporą dozę przesady. Obrzucił ich jednookim spojrzeniem pełnym politowania i wycofał się wraz ze swoimi słoikami do kuchni.
- Czego się tak wydzieracie od samego rana? – mruknął Pain wyłaniając się z ciemnego korytarza.
- Ależ Liderze! Toż to przecież już środek dnia. – powiedział wskazując na zegar.
- To nie znaczy, że to dobra pora na twoje wrzaski, pajacu.
- Po prostu nie dostrzegasz subtelnego uroku płynącego z bycia pajacem. – polemizował niestrudzenie.
Pain minął go nie czując potrzeby kontynuowania tych bezsensownych potyczek słownych i wszedł do kuchni gdzie Itachi i Konan gawędzili wesoło przy herbacie. Od razu też rzuciło mu się w oczy dziwne zachowanie wychodzącego stamtąd Kakuzu.
- A ty co tak z tym okiem? – skrzywił się.
- Uodparniam je na głupotę Hidana. – wykpiwszy się szybko opuścił towarzyszy obawiając się odkrycia jego sekretu.
- Ohayoo, Pain-kun! - zawołała Konan ucieszona – Zrobić ci herbaty? Kawy? Kakao?
- Poproszę herbatę. – odpowiedział zdawkowo, a dziewczyna pobiegła zagotować wodę. Sam zajął się przygotowywaniem sobie kanapek.
- Jak minęła pierwsza noc w nowym miejscu? – zagaił uprzejmie.
- Oh! Nie powiem, że najprzyjemniej, ale nie narzekam. – roześmiał się Uchiha.
- Co? Czyżby Kisame sprawiał jakieś kłopoty? – udał, że nie zrozumiał dowcipu zerkając w stronę odwróconej plecami Konan, która z pewnością chętnie posłuchałaby tego co chciałby naprawdę odpowiedzieć.
- Nie, nie! Wszystko w porządku. Tylko żartowałem. – zaśmiał się nerwowo nie rozumiejąc tego oficjalnego zachowania.
- W takim razie co o nim sądzisz? Chcę wiedzieć czy dobrze ci dobrałem partnera.
- Eh, myślę, że jest spoko. Nasza współpraca powinna przebiegać bez komplikacji.
- Herbata gotowa. – Konan położyła kubek przed Liderem i z powrotem usiadła na swoim miejscu wpatrując się w przyjaciela błyszczącymi oczami.
- Pain-kun, powinieneś częściej pozwalać sobie na takie lenistwo. Widzę, że sen ci służy. – ćwierkała.
„Sen może i dobrze mu robi na urodę, ale z pewnością nie na humor i relacje towarzyskie.” – mruknął w myślach Itachi patrząc na niewzruszonego jej zalotami szefa. Konan posmutniała widząc, że Pain nie zwraca na nią pożądanej uwagi. Chociaż nie było to dla niej nic nowego, bo nigdy nie udało jej się wzbudzić w nim zainteresowania swoją osobą. Byli dobrymi przyjaciółmi, ale nic więcej i najwyraźniej on nawet nie pomyślał o tym, by mogło się to kiedykolwiek zmienić.
- To ja już pójdę. – powiedziała dopijając ostatni łyk herbaty – Muszę zagonić Oro do sprzątania naszej kwatery, bo zawsze próbuje się wymigać kiedy przychodzi jego kolej. – Uśmiechnęła się i umywszy filiżankę zostawiła ich samych.
- Stary, czy ona do ciebie zarywa? – Itachi mrugnął zaczepnie do Paina.
- Nie, no co ty! – otworzył szeroko oczy zdziwiony – Znamy się od dzieciństwa, jak mogłaby... – zaprzeczył.
- Mnie się wydaje co innego. – odrzekł z przekąsem.
- Eh, nie. Ona jest po prostu miła.
- No, nie bądź taki nieczuły. – wytknął mu Uchiha.
- Um... Myślisz, że jestem nieczuły? – skulił się w sobie spuszczając wzrok, co było jak na niego trochę niespodziewaną reakcją. Sam zastanowił się dlaczego wolałby nie słyszeć takich słów ze strony Itachi’ego.
Kiedy rozmowa już miała zejść na równie niewygodne co ciekawe tematy, do kuchni wpadł jak rozpędzony kunai Hidan, a zaraz za nim niczym duch wpłynął Kakuzu.
- Wynocha dziewczęta! – zakrzyknął dziarsko szarowłosy – Dziś na obiad będzie tempura z fasolką szparagową oraz lody waniliowe z musem malinowym lub... – rzucił Kakuzu kpiące spojrzenie – z marynowanymi grzybkami. Ahahahahahaha! – roześmiał się histerycznie – Tak więc wypad, gdyż potrzebujemy przestrzeni twórczej. – wołał dyrygując sobie chochelką.
Wypędzeni przysiedli przy wielkim stole w pokoju. Lider dojadając swoją ostatnią kanapkę westchnął:
- Mam nadzieję, że nie będzie tego co ostatnim razem, kiedy ugotowali coś tak wymyślnego, że nazwy nie potrafili zapamiętać. Jedno danie było spalone, a drugiego nie dało się nawet tknąć i wszyscy do wieczora chodzili głodni.
- O ludzie, aż tak?!
- Nie, jeszcze gorzej. – odpowiedział uśmiechając się pierwszy raz tego dnia.


______________________
* Cytat z mangi „Naruto”

niedziela, 12 lipca 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 1






- Cholera, daleko. – westchnął młody shinobi przyglądając się małej, odręcznie sporządzonej mapce. Był to plan dotarcia do kryjówki Akatsuki. Bardzo zawiły i niejasny – należałoby dodać – pełen zaszyfrowanych wiadomości i nie do końca jasnych wskazówek. Dla ninja takiego jak on nie powinno to stanowić większego problemu, ale dzisiejszy dzień, a raczej wczorajsza noc, dostarczyła mu wystarczająco dużo wrażeń. Jego całe dotychczasowe życie od teraz miało pójść w niepamięć. Była to jednak jego decyzja…
Niecałą dobę później znalazł się nad jeziorem między skałami, na które musiał się wspiąć zużywając cenną czakrę. Miał jednak nadzieję, że będzie mógł odpocząć, ale nie był pewny jakie zasady panują w tej siejącej postrach organizacji.
- I gdzie to niby ma być? Na dnie jeziora?! – zirytował się stojąc na brzegu, na dodatek z tyłu mapy odszyfrował dodaną wiadomość od niejakiego Hidana, że te dziwaczne kryjówki to dlatego, iż Lider uważa, że „tak jest bardziej mrocznie i super”. Teraz już zupełnie nie wiedział co ma myśleć o tym całym Akatsuki i czy jego członkowie aby na pewno są poważnymi ludźmi, a jeśli tak to czy wszyscy. Niemniej jednak liczył na to, że nowoprzybyłym należy się trochę odpoczynku i nie zostanie od razu pierwszej nocy zapędzony do jakiejś brudnej roboty, bo tylko taką, zdaje się, wykonuje Akatsuki.
Schował mapkę i powoli zanurzył się w ciemnej, lodowatej wodzie. Zanurkował i popłynął ku wschodniej części jeziora, gdzie w skalnym klifie przy dnie powinno znajdować się wejście do siedziby. Tam rzeczywiście znalazł około dwumetrową szczelinę. Wpłynął do środka i skierował się w stronę światła majaczącego w wodzie ponad nim. Wypłynąwszy zauważył, że znalazł się w małym, podziemnym zbiorniku wodnym. Wygramolił się na brzeg i rozejrzał dookoła. Cała podwodna jaskinia wyglądała na wydrążoną naturalnym sposobem przez płynącą wodę, ale jedno miejsce wyraźnie różniło się od reszty. Był to kwadratowy otwór pod sufitem, zdecydowanie powstały nie tak dawno i z pewnością przy pomocy ludzi, lub co bardziej prawdopodobne, jakichś skutecznych technik ninja. Całość była dość sprytnie, aczkolwiek prosto pomyślana, ponieważ nawet gdyby jakiś człowiek z sąsiedniej wioski dotarł tu przez przypadek, nie zdołałby żadnym sposobem wspiąć się do tak wysoko położonego wejścia. Poza tym nikomu nie przyszłoby do głowy, że jest to miejsce pobytu tak ważnej i groźnej organizacji. Już prędzej można by pomyśleć, że jest to baza jakichś drobnych złodziejaszków.
On otrząsając się pobieżnie z wody skupił czakrę w nogach i po prostu wskoczył w kwadrat w skale.
Stał spoglądając w ciemny korytarz i zastanawiał się co ma teraz zrobić. Powinien zapukać czy co? Nawet nie ma tu drzwi, żeby to zrobić, a mapka milczała o tym co dalej. Skoro to tacy zajebiści ninja, to powinni już doskonale wiedzieć o tym, że przybył, więc czemu każą mu czekać? Zaczynało robić się nieprzyjemnie. Był cały przemoczony a w jaskini powiewało piwnicznym zimnem. Wreszcie ujrzał światło płonącej pochodni zdążające w jego kierunku. „Pochodnia? To nie mają tu elektryczności? Co za średniowiecze… a może zwyczajnie klepią biedę? Gdzie ja się wpakowałem.”
Osobą, która została wysłana, aby go powitać, był jego przyszły partner Hoshigaki Kisame. Jego fizis nie zachwyciło przybysza, ale w jakiś sposób tłumaczyło wybór tej kryjówki. Starał się nie myśleć o tym, że reszta może wyglądać tak samo. Szaroniebieska skóra, skrzela wokół oczu oraz rekinie zęby wyszczerzone w cwanym uśmiechu. „To jakaś karykatura rekina. Dobrze, że chociaż nie śmierdzi rybą.” Skrzywił się w myślach, ale jego kamienna twarz nawet nie drgnęła, kiedy Rekin zaczął się przedstawiać.
- Cóż za zaszczyt, Uchiha Itachi, widzieć cię w naszych skromnych progach! – ni to zakpił, ni się zachwycił – Od teraz jesteśmy partnerami. Jestem Hoshigaki Kisame. – rzucił zdawkowo i ruszył w głąb korytarza. Itachi nie zdążył zrobić kroku kiedy drogę przebiegło mu coś szczuropodobnego.
- Człowieku, macie tu szczury!? – jęknął zniesmaczony. Nie, żeby się bał, ale na samą myśl odczuwał pewien dyskomfort.
- Co? – odwrócił się, mierząc go badawczym wzrokiem.
- Coś przebiegło... – wskazał palcem kierunek, w którym pobiegło stworzonko.
- Aa! To futrzak Hidana. Szop, mieszka z nami i lepiej żyj z nim w zgodzie. – zażartował.
„Znowu ten Hidan” – pomyślał Itachi przypominając sobie wiadomość z tyłu mapki.
Ruszyli dalej klimatycznie oświetlonym pochodniami korytarzem. Szli w milczeniu, gdy z bocznego korytarza wyłoniła się przygarbiona, drewniana kreatura z maską na twarzy i skorpionim ogonem. „Akatsuki to jednak banda dziwolągów” pomyślał przystając, gdyż jego towarzysz także się zatrzymał.
- Kisame – zaczął ochrypłym głosem Skorpion – widzę przyprowadziłeś Uchihę.
- Pewnie słyszałeś już o Akasuna no Sasori (Skorpion Czerwonego Piasku) – niebieskoskóry zwrócił się do Itachi’ego. Ten tylko skinął głową na powitanie i wszyscy ruszyli dalej.
W głównym pomieszczeniu czekali już pozostali członkowie. Konan siedziała w milczeniu wbijając zimne spojrzenie w kamienny blat stołu, Orochimaru wręcz przeciwnie, zagapił się bezczelnie w nowoprzybyłego oblizując się wężowym językiem. Kakuzu nie robił zupełnie nic, błądząc znudzonym wzrokiem po całym pomieszczeniu, a Deidara uśmiechnął się przyjaźnie. W szarowłosym chłopaku obierającym na trzyostrzowej kosie marchewkę dla siedzącego mu na ramieniu szopa, od razu rozpoznał Hidana. Dziwny twór, który po chwili okazał się być shinobim-rosiczką, wyłonił się z podłogi, a czarna i biała połowa jego twarzy mamrotały coś niewyraźnie między sobą. Kisame wraz z Sasorim zajęli miejsca przy stole. Lider wstał i spojrzał rin’neganem prosto w oczy Uchihy, który na widok jego dostojnej, okolczykowanej twarzy zupełnie nie wiedział co o nim pomyśleć. Rudowłosy zaczął oficjalne powitanie i przedstawił każdego z członków.
- Dostanę jakieś suche rzeczy? – zapytał po wszystkim Itachi – Nie za ciepło tu u was, zważywszy na to, że jeszcze niedawno pływałem w jeziorze. – Pain dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stare klanowe ubranie Uchihy składające się z białych krótkich spodenek i czarnej bluzy, jest zupełnie przemoczone i przylega do jego ciała na pewno go nie ogrzewając.
Nim ktokolwiek zdążył zauważyć, na plecach Itachi’ego znalazł się ciemny płaszcz w czerwone chmury wraz z ręką jego właściciela, który przyciągnął go do siebie:
- Co prawda seksownie wyglądasz w tych mokrych ciuszkach, ale... może pójdziemy do mnie się przebrać? - uraczył go niewybrednym żartem Orochimaru, a w jego oczach błysnęła iskierka zwierzęcego pożądania.
- Oro... – syknęła Konan – uspokój się! Czy zawsze musisz od razu pokazywać swoje najgorsze strony? – interweniowała chcąc przypodobać się Liderowi.
- Kisame zaprowadzi cię do waszej kwatery. – odpowiedział Pain – Na dzisiaj to wszystko.
- Mam nadzieję, że nie chrapiesz. He, he! – zaśmiał się odchodząc w stronę pokojów.
****
Itachi stał na środku pokoju przyglądając się wyprawce jaką przygotowało dla niego Akatsuki. Na łóżku leżały codzienne praktyczne ubrania, ale także siatkowy top, szczotka do włosów, ciemnofioletowy lakier do paznokci i kilka niezbędnych kosmetyków. Brakowało tylko firmowego płaszcza, co trochę zdziwiło posiadacza sharingana, ale nie miał siły już dzisiaj się nad tym zastanawiać. Wszedł do łazienki, aby wziąć gorący prysznic, zostawiając Kisame czyszczącego swój ogromny miecz.
Wkładając nocne kimono postanowił, że najlepiej będzie jeżeli jeszcze dziś odniesie płaszcz Orochimaru. Z tym zamiarem wziął go pod pachę i wyszedł z pokoju zastanawiając się gdzie rezyduje legendarny sannin. Hoshigaki gdzieś zniknął, więc nie miał kogo o to zapytać. Na szczęście jak na zawołanie na korytarzu pojawiła się Konan i udzieliła mu tej informacji, radząc by szczelniej zawiązał kimono i nie wdawał się o tej porze w głębsze dyskusje, żeby nie sprowokować Oro. Uchiha zapukał do wskazanych drzwi z mieszanymi uczuciami. Po chwili otworzył mu Orochimaru ubrany w identyczne kimono, tylko że jedynie zarzucone na ramiona. Uśmiechnął się zadowolony nie przejmując się w ogóle swoją nagością i zapytał w czym może służyć. Itachi pamiętając przestrogę niebieskowłosej wcisnął płaszcz w ręce Węża, po czym próbował szybko się wykręcić, ale ten nie dawał mu dojść do słowa i uporczywie ciągnął rozmowę starając się wciągnąć go do pokoju. Nagle zza ramienia molestowanego wychyliła się przybrana w akatsukowy kapelusz ruda głowa Lidera.
- Orochimaru, przyszedłem powiedzieć ci dobranoc. – mruknął mierząc go od stóp do głów – i nie lataj goły. – Na co ten zakrył się od niechcenia, a Uchiha odetchnął z ulgą. Pain pociągnął go za ramię w stronę jego pokoju, a wybitnie niezadowolony Oro w dalszym ciągu nie dając za wygraną zawołał tylko za nimi: „Słodkich snów, Itachi-kun!”.
- Ten Orochimaru bywa naprawdę natrętny, więc albo go ignoruj, albo mu przypieprz.
- Tak zrobię. – odpowiedział uśmiechając się - Jesteś kolejną osobą, która mnie przed nim ostrzega.
- Dawno bym go wyrzucił, bo próbuje podrywać na swoje pokrętne sposoby wszystkich przystojniaków, których spotka, ale nie możemy sobie pozwolić na stratę tak silnego ninja.
Gdy znaleźli się w kwaterze, Pain podał Itachi’emu nowy, chmurzasty płaszcz, który ten od razu założył i objaśnił na którym palcu ma nosić pierścień. Wkładając mu na głowę kapelusz stwierdził, że teraz jest już pełnoprawnym członkiem Akatsuki.
- Mam nadzieję, że wyglądam w tym dobrze – zażartował spoglądając na Lidera zza frędzli nakrycia głowy.
- Wyglądasz świetnie i nawet chmurki masz pod kolor sharingana. – zaśmiał się serdecznie – Masz może jakieś pytania?
- Czy od jutra zaczynam misje, czy będziecie mnie najpierw jakoś sprawdzać?
- Nie, nic z tych rzeczy! Akatsuki w weekendy odpoczywa. – zapewnił Pain - Widzę, że masz nienajlepsze wyobrażenie o naszej organizacji, ale zapomnij o wszystkich rzeczach, które o nas słyszałeś, bo zatrważająca większość nie jest prawdą. Będziesz miał okazję się o tym przekonać prawdopodobnie już jutro – uśmiechnął się figlarnie. Itachi nie zdołał powstrzymać zdziwionej miny, ale po chwili odwzajemnił uśmiech.
- Co do sprawdzania to chyba pokazałeś już co potrafisz mordując cały klan. – odrzekł spokojnie - Hm... Jakbyś czegoś potrzebował to zajmuję pierwszy pokój.
- Nawet jak będę czegoś potrzebował o trzeciej nad ranem? – Itachi’emu udzielił się dobry humor.
- Zwłaszcza o trzeciej nad ranem – podkreślił Pain i zniknął za swoimi drzwiami.
„W takim razie na pewno zapamiętam.” – pomyślał Uchiha uśmiechając się pod nosem. Rzucił płaszcz na krzesło i położył się na łóżku, przymykając oczy spróbował obiektywnie pomyśleć o całym dzisiejszym dniu.
Kiedy wrócił Kisame Itachi zagadnął go:
- Ten wasz Lider wcale nie wygląda na takiego surowego i jest całkiem miły. Czy może nie chciał mnie zrazić na wstępie, hm?
- Trudno powiedzieć. Nie dla wszystkich taki jest, skoro jak mówisz był miły, widocznie musiałeś sobie czymś zasłużyć. Ty, albo to tylko twoje nazwisko. – odpowiedział Hoshigaki – Zresztą sam nie do końca go rozumiem. – Wzmianka o nazwisku trochę zezłościła Uchihę, nie wiedział dlaczego, bo raczej zawsze podobał mu się szacunek jaki wzbudzało. Teraz nie chciał, aby Pain postrzegał go jedynie przez pryzmat klanu.
- Myślę, że słyszałeś już o jego sześciu ciałach, nie? – kontynuował Kisame, a Itachi na tą nietypową informację podniósł się zaciekawiony, więc Rekin ciągnął dalej – Nigdy jeszcze wszystkich nie widziałem. Zdaje się, że ma trzy ulubione. No, przynajmniej w nich najczęściej się pokazuje. Łatwo je rozpoznać, bo ich cechami wspólnymi są kolczyki i rude włosy.
- Chciałbym je zobaczyć – odparł Uchiha z na pozór obojętną miną.
- Heh, też jestem ciekaw.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~ 

OPISY POSTACI

Pein - 23 lata
Lider organizacji. Cichy i skryty, gra twardziela i dba o mroczny imidż AKATSUKI. Jednak pod wpływem pewnej osoby trochę mięknie. Uwielbia wszelkiego rodzaju słodycze. Mimo, że ma aż sześć ciał, po siedzibie chodzi tylko w trzech najseksowniejszych. 

Itachi Uchiha - 21 lat
Szanowany i ceniony Uchiha. Trochę zimny, ale potrafi być rozrywkowy lub namiętny. Nikt by nigdy nie pomyślał, że tak naprawdę jest delikatny, uczuciowy i kocha szczotkować swoje włosy. 



Kisame Hoshigaki - 24 lata
Nie może żyć bez nawilżającego kremu do twarzy i balsamów do ciała. Najbardziej zaradny członek AKATSUKI. Sam potrafi wyprasować koszule i zagotować wodę na herbatę (!). Mimo swojego groźnego wyglądu jest wesołym i wartościowym kumplem. 
 
Konan - 22 lata
Spokojna i miła dziewczyna. Lubi wpinać we włosy różne rupiecie i malować oczy na niebiesko. Nałogowo składa origami. Tylko ona potrafi utemperować popędy Orochimaru. 


Orochimaru - 51 lat
Pomimo sędziwego wieku wygląda na 24 lata (wiadomo - jego szemrane techniki...). Ze względu na niepochamowany pociąg do co przystojniejszych członków AKATSUKI mieszka w pokoju z Konan. Nigdzie nie rusza się bez fioletowych cieni do oczu. Ma słabą głowę - ląduje pod stołem po dwóch drinach. 

Zetsu - 29 lat
Jest zaufanym informatorem Lidera. Śpi w doniczce. Często cierpi głód gdy nie ma jakichś zbędnych zwłok na składzie. Lubi niespodziewanie wychynąć ze ściany i ogólnie się obija.

Kakuzu - 25 lat 

Skarbnik AKATSUKI. Myśli tylko o pieniądzach i własnym wyglądzie. Dba o swój przerażający wizerunek dlatego nosi zielone szkła kontaktowe, bo nie lubi swoich różowych tęczówek. Wiecznie kłóci się z Hidanem, który przezywa go "burdelowe oko". Potrafi wszystko załatwić (jeśli potrzebujesz wysokoprocentowego likieru z kaktusa - zwróć się do niego!) 
 
Hidan - 22 lata
Nigdy nie włożyłby koszuli zasłaniającej klatę. Lubi dogryzać Kakuzu - w sumie jest to główny sens jego życia. Jego zwierzątkiem jest mały szop pracz (nieoficjalna maskotka AKATSUKI) 


Deidara - 19 lat 
Prawdziwy artysta. Posługując się eksplozjami oraz bajeranckimi technikami elementu ziemi wydrążył w skale całą skryjówę AKATSUKI. Ma fioła na punkcie własnej fryzury. Lubi się stroić i podkreślać kształt swoich ponętnych oczu czarnym eyelinerem. 

Sasori - 17~>18 lat
Miłośnik zapachowych błyszczyków do ust. Małomówny i, jak na swój wiek, poważny - najmłodszy członek AKATSUKI. Nie znosi czekać. Jest wrażliwy na prawdziwe piękno, dlatego bardzo dba o swoje paznokcie. Już niedługo skończy osiemnaście lat. 

sobota, 11 lipca 2009

Ohayo!! ^_^


Będzie to opowiadanie yaoi (miało być ItaSasu, ale wyszło jednak AKATSUKI). Liczne fakty z mangi są tu zmienione (np. wiek), ale to na potrzeby efektu końcowego :D Postacie często maja nasze własne cechy (np. szkiełka kontaktowe zmieniające kolor oczu u Kakuzu czy słabość do słodyczy Paina lub zamiłowanie do szczotkowania włosów Itachi'ego i wiele innych). Pierwszy rozdział pojawi się już jutro - jak się wyśpimy. ^_^

PS. Ze względu na wprowadzone zmiany radzimy zapoznać się z krótkimi informacjami o postaciach przed przeczytaniem opowiadania.