______________________________
- Co to miało być? – Kisame zrobił śmieszną minę mającą wyrażać zdumienie, jak tylko Lider opuścił ich pokój.
- Jest uroczy, prawda? – odrzekł Itachi przeciągając się na łóżku zadowolony.
- Ja tam nie wiem, czy uroczy czy nie. Chodziło mi o ten cyrk co tu przed chwilą odstawiłeś. W życiu nie widziałem, żeby Lider tak się zachowywał, jakby... Jakby... – zastanawiał się nad właściwym określeniem, które jakoś nie przychodziło mu do głowy.
- Jakby był onieśmielony? – pomógł mu czarnowłosy zerkając w jego stronę filuternie.
- No właśnie. – odmruknął Rekin nie wiedząc czy pytać o coś jeszcze czy lepiej już nie.
- On jest jak dziki kociak, muszę go oswoić, żeby dał się pogłaskać. – wygłosił Itachi z przymkniętymi powiekami, jakby rozkoszując się tym co dopiero ma nastąpić.
- Mów co chcesz, ale ja za cholerę nie widzę w Liderze kota, a już na pewno nie „kociaka”. – mamrotał Hoshigaki kontynuując swój slideshow głupkowatych min.
- To dobrze – zawyrokował Uchiha – bo inaczej musiałbym cię wyeliminować jako rywala.
- Ach. – odpowiedział niejednoznacznie, gdyż nie bardzo chciał się przyznać, że dalej nie do końca rozumie.
- Pain jest... – czarnowłosy ciągnął nie zwróciwszy większej uwagi na współlokatora – jak mały kot. Chce napić się mleka, które podsuwasz mu w miseczce i chce, żebyś podrapał go za uchem, ale boi się podejść, tylko dlatego, że jeszcze nikt nigdy nie dawał mu żadnej miseczki ani nie wyciągnął do niego ręki. Kiedy już w końcu podejdzie do ciebie i przekona się o twoich dobrych zamiarach, będzie twój. – zakończył z błyskiem w oku.
- Hm. – odezwał się Kisame uśmiechając się pod nosem – w takim razie mam nadzieję, że uda ci się go „oswoić”, jak powiedziałeś.
- O! Dzięki stary, za psychiczne wsparcie. – zaśmiał się Uchiha. Kisame szczerze wierzył w sukces Itachi’ego, tym bardziej, że widział w nim szansę dla siebie, bo skoro „kociak Pain” nie chciał być oswojony przez Konan...
****
Uchiha właśnie stanął przed drzwiami do kwatery Hidana i Kakuzu. „Zapukać, czy nie?” – zastanawiał się. „Pain nie zapukał, to może i wszyscy w Akatsuki tak robią...? A, chrzanić to.” – otworzył gwałtownie drzwi, trochę zbyt gwałtownie... Wyglądało to tak, jakby zaraz miał krzyknąć: „To napad!!”. Itachi’emu w oczy jako pierwszy rzucił się Kakuzu siedzący po turecku na swoim łóżku z lusterkiem w ręce, palcami drugiej zaś dłubiący coś w okolicach oczu. Wystraszony zerwał się na równe nogi i pobiegł szybko do łazienki. „Czy mi się wydaje, czy on miał różowe oko?” – przeszło czarnowłosemu przez głowę. Nie rozwodził się nad tym długo, bo przerwał mu głos Hidana wypełzającego spod toaletki podnosząc z podłogi swój pierścień Akatsuki przyozdobiony kłębami kurzu. (Nigdy nie chciało mu się odkurzać za meblami to teraz ma.).
- Co ty, w Lidera się bawisz, że tak wpadasz do cudzego pokoju bez pukania? Widzisz? Przez ciebie Kakuzu zajął mi kibel! – narzekał dmuchając na pierścionek.
- G-gome... Nie wiedziałem... – Itachi czuł się trochę zakłopotany, to rzeczywiście nie było miłe, tak wparować do kogoś bez ostrzeżenia...
- Dobra, nieważne. Coś ty się tak wyelegancił? Na imprezę idziesz, czy co? – kontynuował szarowłosy unosząc zaczepnie brwi.
- Co? Ja? - Itachi udał, że nie wie o co mu chodzi, ale zdawał sobie sprawę z tego jak wygląda. Miał na sobie przecież czarne rurki podkreślające jego długie nogi, a na górze (tak przekornie) granatowy T-shirt z Hello Kitty z lizakiem w łapce.
– Ha ha ha! – roześmiał się po chwili – No pewnie, że się wyeleganciłem, bo Lider zwołał jakieś mroczne zebranie, na którym prawdopodobnie dowiemy się jakichś super-tajnych informacji dotyczących jutrzejszego dnia. – zażartował Uchiha rozluźniając się.
- A, no chyba, że tak. – uśmiechnął się Hidan pomyślawszy, że Uchiha to spoko chłopak i do tego zabawny, jak jego koszulka z lizakiem.
- No, w każdym razie wszyscy w głównym pomieszczeniu o 20. Lecę, muszę jeszcze zawiadomić Sasori’ego i Deidarę.
- A u Konan i Oro już byłeś? – zapytał posiadacz szopa.
- Nieee... – uśmiechnął się z satysfakcją Itachi. – Kisame to zrobił. Całe szczęście, bo ten stary zboczuch znów chciałby się do mnie kleić. – skrzywił się jak po cytrynie, żeby zobrazować jak byłoby to nieprzyjemne.
- Haha, no fakt. To na razie. – pożegnał go. Uchiha kiwnął mu głową i zniknął w głębi korytarza zamykając za sobą stalowe drzwi.
- Poszedł już? – szepnął konspiracyjnie Kakuzu wychylając głowę z łazienki.
- Poszedł, poszedł...Po coś ty uciekał?? To wyglądało jeszcze bardziej podejrzanie. Tylko zwrócisz na siebie jego uwagę i ciekawość. – pouczył go z poważną miną.
- No co ty?! Chciałeś, żeby mnie zobaczył bez szkiełek?! – rzucił obrażony.
- Sorry stary. – Hidan najwyraźniej nie do końca pojmował czym aż tak przejmuje się jego kumpel
- Hidan, jesteś okropny! – syknął i ponownie zaszył się w łazience.
- Za co to!? – jękną rozpaczliwie – Ja chcę do kibla!!
****
Wchodząc do kwatery Sasoriego i Deidary Itachi wiedział już, że lepiej zapukać. Zrobił to i bardzo szybko usłyszał głos zapraszający go do środka. No właśnie... Głos... O ile sobie przypominał nie mógł to być głos Dei, aczkolwiek, był równie miły i łagodny, ale zupełnie inny. Tym bardziej nie był to ochrypły i raczej straszny głos Saso...
Cofnął się krok do tyłu i obejrzał drzwi przed którymi stał, aby przekonać się, że jednak stoi przed właściwymi. W tym momencie usłyszał kolejne, tym razem ponaglające „Proszę.”. Nacisnął klamkę i zobaczył leżące na łóżku Deidary dwie postacie. Jeden to na pewno był uśmiechający się do niego Dei, a drugi to czerwonowłosy chłopak, którego widział po raz pierwszy. Obaj byli w szlafrokach i chyba przeglądali jakieś magazyny.
- Ohayo, Itachi. – odezwał się nieznajomy – Coś się stało czy przyszedłeś w odwiedziny?
- Yy... – Uchiha stał z wytrzeszczonymi oczyma – No... Lider zwołał zebranie o 20. Miałem was(?) powiadomić.
- Uhm. Stawimy się. - odrzekł czerwonowłosy.
Czarnowłosy odwrócił się chcąc już uciec, ale zatrzymał go blondyn:
- Itachi! Fajny T-shirt.
- Dzięki – odpowiedział mechanicznie, gdyż zauważył w kącie coś co właśnie rozjaśniło mu umysł - „pustą” Hiruko. „No taak! Przecież Sasori jest mistrzem marionetek! – pomyślał – Jejku, ale on śliczny! Teraz to już wiem co Deidara w nim widzi i wcale mu się nie dziwię.”
- Ty też masz fajny szlafroczek. – zreflektował się po tej zdecydowanie za długiej chwili rozmyślań nad tożsamością czerwonowłosego.
****
Kisame szedł spokojnym krokiem w stronę głównego holu. Wyszedł wcześniej, więc pewnie nie ma jeszcze wszystkich.
Jak na razie przybył Zetsu, który siedząc wygodnie w swojej doniczce naprzeciwko Lidera (patrz: plan skryjówy na dole strony) z nudów zaczął wyskubywać sobie brwi. Obie połowy strasznie kłóciły się ze sobą, czarna jak zwykle chciała jakiś awangardowy kształt, a biała miała zamiar tylko je wyregulować. „Znów będzie wyglądał jakby napadło go stado wściekłych kur.” – uśmiechnął się w myślach Rekin zajmując swoje miejsce. Ukradkiem obserwował siedzącą obok niego Konan, która jak zwykle prowadziła trochę za głośną wymianę zdań ze swoim kłopotliwym współlokatorem. Tym razem poszło im o mokrą podłogę w łazience. Orochimaru zawsze gdy brał prysznic musiał nim tak zawile manewrować, że większość wody nie trafiała na niego, tylko na kafelki.
- No i do cholery kto to teraz sprzątnie?! Zawsze to samo!! – wykłócała się.
- O co ci chodzi, kobieto? – Oro nie dawał za wygraną.
- Nie udawaj głupiego! Powinieneś mieszkać z Kisame, on lubi nadmiar wody, nie ja!!
„Boże, co za silna, niezależna kobieta... ” - Kisame nie mógł oderwać od niej wzroku i cieszył się, że o nim wspomina; co z tego, że podczas kłótni. Dla niego była idealna w każdym calu. Zachwycała go jej uroda i nienaganny makijaż. Z pozoru taka chłodna i niedostępna, ale potrafi wybuchnąć jak prawdziwy wulkan. Hoshigaki nie mógł wyjść z podziwu. Niestety on nie ma u niej szans... Jej serce należy do Lidera. Lecz po dzisiejszej rozmowie z Uchihą pojawiła się dla niego nadzieja. Itachi dał mu jasno do zrozumienia, że planuje uwieść Paina. Z tego co zdążył zauważyć, idzie mu całkiem nie źle, więc gdyby mu się udało to niebieskowłosa zdałaby sobie sprawę, że Lider jest zajęty i może w końcu zwróciłaby na niego uwagę? Ta myśl podniosła Kisame na duchu. Ach, mógłby patrzeć na nią całymi godzinami, ale zachwycający widok wściekłej piękności przerwało mu nagle głośne, potężne kichnięcie.
- N-na zdrowie... – rzucił odruchowo Hoshigaki przenosząc wzrok na zakatarzonego Hidana.
- Chcesz mnie zarazić?! Trzymaj się z daleka! – jęczał zdegustowany Kakuzu machając w kierunku Jashinowca chusteczką.
- Dzięki...aaa....psik! – Hidan opadł na oparcie krzesła zmęczony przeziębieniem. – Jak moje włosy? – spytał słabo uważnie ulizując swoją fryzurę ręką.
- Oblecą, ale podczas choroby nikt nie wygląda najlepiej, nie przejmuj się – pocieszył go litując się nad schorowanym przyjacielem. – jeszcze rano nic ci nie było. To pewnie przez ten podziemny mikroklimat!
- O tak! Co prawda to prawda! A wiecie jak to wysusza skórę? – Kisame natychmiastowo zareagował na swój ulubiony temat zatracając się w dyskusji.
Itachi wyszedł z kuchni z grzanką w zębach. Jednak toster był trafną inwestycją. Taką mroczną i w stylu Lidera, bo przypiekał kanapki w kształt trupich czaszek. Usiadł na swoim miejscu i zajął się jedzeniem.
Pain siedział przy stole i czekał aż wszyscy się zbiorą. Było już pięć po 20, a Sasori’ego i Deidary jak nie było tak nie ma. Lider wbił lekko zęby w owocowego lizaka. Zaczynał się irytować i miał ku temu powody. Oni nigdy się nie spóźniali, szczególnie Saso, który nienawidził kazać ludziom na siebie czekać. Tym razem było inaczej, ale po kilku minutach z ciemnego korytarza wyłoniły się dwie smukłe sylwetki sunące powoli w stronę reszty członków. Szli zbliżeni do siebie obdarzając się wzajemnie ciepłymi spojrzeniami, a blondyn raz po raz oblewał się delikatnym rumieńcem. Lider uśmiechnął się. Stracił ochotę by ich upominać za spóźnienie. Zdaje się, że w końcu żywią do siebie cieplejsze uczucia. No właśnie... uczucia. Jakoś podświadomie zerknął na Uchihę pochłoniętego tostem, który swobodnie siedział sobie tuż obok w słodkiej bluzeczce z Hello Kitty - „O, jaka ładna...” – zachwycił się w myślach – „Cholera!” – otrząsnął się szybko i lekko zmieszany przeszedł do przedstawiania planu na następny tydzień.
- Ekhm...! – odchrząknął i nagle ogólnopanująca wrzawa ucichła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszyscy wlepili wzrok w Lidera czekając na jego cotygodniowe „orędzie”. – Z racji, że misje na bieżący tydzień będą bardziej nietypowe dokonałem częściowych zmian. Tym razem wyruszycie w trzyosobowych grupach. - w tym momencie przez salę przeszedł jęk zdziwienia, bo zawsze działali w dwuosobowych jednostkach. – Orochimaru, Kisame i Kakuzu. Waszym zadaniem jest wyeliminowanie potężnego oddziału z Konohy, który ostatnimi czasy niebezpiecznie węszy w pobliżu naszej siedziby. Nie możemy dać się wykryć, a w walce z Konohą przyda się dobra broń i nieśmiertelność.
„Hmmmm...? Dlaczego nie mogę być z Itachi-kun? Zawsze trafi mi się jakiś niekoniecznie najprzystojniejszy członek Akatsuki, albo dziewczyna...” – narzekał zniesmaczony Oro mamrocząc coś pod nosem.
- Coś nie pasuje, Orochimaru? – Lider zmarszczył groźnie brwi na widok skrzywionej miny Węża.
- Ja coś mówię? – odrzekł nieszczęśliwy.
- Nieważne. Sasori, Itachi, Deidara wy wyruszycie po prowiant do Kraju Miodu, a potem jeszcze do dwóch sąsiadujących z nim: Kła oraz Herbaty. Przy okazji czuwajcie, czy nie gadają za dużo o Akatsuki i czy nie krążą tam czasem jakieś zbyt zbliżone do prawdy plotki o naszych poczynaniach. Dobrze wiecie, że nie potrzebujemy rozgłosu, a i tak po ostatniej akcji z czteroogoniastym wskoczyliśmy na pierwsze miejsce na czarnej liście Ukrytej Skały, więc lepiej uważać. Na czas misji zmienicie tożsamość. Najważniejsze jest to, żebyście się nie rzucali w oczy.
- Taa, trzech przystojniaków w jednym miejscu na pewno nie zwróci na siebie uwagi. – zauważył kąśliwie Orochimaru, co Lider zignorował ze stoickim spokojem.
- Będziecie po prostu zwykłymi ludźmi z fałszywymi dokumentami przygotowanymi przez Konan. Z cywilnymi ubraniami chyba też nie będzie problemu. – I tu znów jego wzrok powędrował na koszulkę Itachi’ego. - Aha... i kupcie też więcej słodyczy... – dodał.
„Czy mnie się przesłyszało?” – Itachi nie mógł uwierzyć własnym uszom – „Czy ja wstępowałem do najgroźniejszej, siejącej postrach w całym świecie ninja, terrorystycznej organizacji, żeby kupować cukierki?!” – spodziewał się czegoś innego, gdzie od razu mógłby zaszpanować swoimi umiejętnościami... najlepiej przed Painem. Niby jest dopiero początkujący, ale... A może w ogóle w tym jest jakiś haczyk? A tam, ważne, że Oro nie będzie z nim w drużynie, a Lider przydzielił mu Deidarę, który był wesoły, miły i ładny. W sumie Sasori też, chociaż na razie wie o nim tylko tyle, że Hiruko to nie jego prawdziwe ciało.
- Zetsu, ty będziesz kontynuował obserwację pięcioogoniastego – ciągnął rudowłosy. – Cholera wie jakimi technikami dysponuje, lepiej nie atakujmy go pochopnie. Jeśli zauważysz coś podejrzanego – raportuj.
- Hai. – odpowiedział jedynie białą połową, gdyż druga cały czas nad czymś intensywnie myślała.
- Ja, Konan i Hidan zostaniemy w siedzibie. Nie może zostać pusta, przez tak długi okres czasu... - Konan znów wlepiła w niego te swoje świecące oczka. Myślała, że jeśli nawet po tak radykalnym przegrupowaniu nadal został z nią to coś to musi oznaczać. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Lider specjalnie zostaje w kryjówce, żeby oddzielić się od Itachi’ego i poukładać sobie cały ten chaos jaki Uchiha wprowadził do jego umysłu. - ...zajmiemy się... gruntownymi porządkami...nie możemy wiecznie żyć w takiej przygnębiającej dziurze.
- Cooooo??! – Hidan wybuchnął nagle. – czemu Kakuzu dostał taką wyjebaną misję, a ja muszę szorować podłogi?!
- Uspokój się. Ktoś musi. Może pokusimy się o jakiś mały remoncik? – Pain był lekko zażenowany zaistniałą sytuacją, ale to było najlepsze wyjście, by zapewnić sobie odrobinę spokoju.
- Ja nie mogę... – szarowłosy usiadł naburmuszony.
- To tyle o misjach. Jeszcze tylko jedno... Hidan... – pokazał na niego palcem – Czy musisz koniecznie dokonywać swoich rytuałów w tym płaszczu? Za każdym razem jesteś cały poobdzierany. Nasze fundusze nie są w stanie co tydzień sprawiać ci nowego ubrania. Kakuzu chyba też nie ma zamiaru w nieskończoność ci go cerować. Jak czujesz, że ogarnia cię szał zabijania szybko zdejmij płaszcz. I tak latasz z gołą klatą więc różnicy ci to nie zrobi, ale naszemu budżetowi owszem. – uśmiechnął się łagodząco. Nie chciał go przecież urazić, ale sprawa musiała zostać wyjaśniona.
- Jasne, jasne... zawsze wszystko ja... – teraz obraził się śmiertelnie.
Pain westchnął ciężko, Hidan zawsze sprawiał kłopoty pokroju nastolatka.
- Dobra, to wszystko na dziś. Rozejść się. – Lider usiadł spokojnie na krześle obserwując jak wszyscy zbierają się do wyjścia. Wyszperał z kieszeni opakowanie po rodzynkach w czekoladzie i wytrząsnął z rękawa papierek po lizaku. Właśnie wstał mając zamiar wyrzucić to wszystko do kosza, kiedy jednym szybkim susem na stole tuż przed nim usiadł Uchiha, zamykając go w potrzasku między swoimi nogami a krzesłem. Pain w pierwszym odruchu zaskoczenia chciał go od siebie odsunąć, ale skończyło się na tym, że położył mu dłonie na udach i zmieszał się tak bardzo, że przez dłuższą chwilę zapomniał ich cofnąć.
- No no. – zaczął Itachi wesoło – To jakoś mało mrocznie tak opychać się słodyczami. - Rzucił zaczepnie czarnowłosy, a Pain chciał zrobić groźną minę, ale w ostateczności zmarszczył nos jak fochający dzieciak. – No może oprócz lizaka. Lizak był sexy. – rudowłosy zaczerwienił się. Chyba już wolał, żeby Uchiha z niego kpił. – No, ale ja chciałem tylko zapytać jakie słodkości lubisz, żebym wiedział co ci kupić. – Powiedział tak, jakby wybierał się by kupić je tylko i wyłącznie dla niego.
- Wszystkie, chyba... To znaczy, nie ma takich, których bym specjalnie nie lubił. No może poza marcepanem. – starał się, naprawdę się starał nie myśleć o tym w jakiej pozycji się teraz znajduje i czyje kolano czuje na swoim biodrze.
- Czyli jednak jest coś za czym nie przepadasz. A ulubione? – Dociekał Itachi i aż dziw, że nie wyciągnął zeszyciku, żeby notować.
- Nie wiem, landrynki, ciasteczka... – pominął w myślach lizaki...
- Czekolada?
- Też. – przytaknął Lider – Żelki. – Itachi otworzył szerzej oczy spoglądając pytająco i jakby trochę zdziwiony. – Lubię też różne żelki. – wyjaśnił spuszczając oczy, co jednak nie było najlepszym posunięciem, gdyż stał zbyt blisko czarnowłosego.
- Ja też lubię. – odrzekł Itachi – najbardziej owocowe. – Powiedziawszy to, ni z tego ni z owego wstał ale w dalszym ciągu stał przy Painie tak, że stykali się ramionami.
- Powiedz. Czy umówisz się ze mną na wspólne jedzenie słodyczy przy likierze czekoladowym po moim powrocie?
- Jak się uporamy z remontem w terminie...
- Trzymam cię za słowo. – nie pozwolił mu dokończyć i oddalił się z uśmiechem samozadowolenia. „Trzeba postępować ostrożnie i delikatnie.” – myślał.
_________________________