piątek, 25 września 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 5



______________________________


- Co to miało być? – Kisame zrobił śmieszną minę mającą wyrażać zdumienie, jak tylko Lider opuścił ich pokój.
- Jest uroczy, prawda? – odrzekł Itachi przeciągając się na łóżku zadowolony.
- Ja tam nie wiem, czy uroczy czy nie. Chodziło mi o ten cyrk co tu przed chwilą odstawiłeś. W życiu nie widziałem, żeby Lider tak się zachowywał, jakby... Jakby... – zastanawiał się nad właściwym określeniem, które jakoś nie przychodziło mu do głowy.
- Jakby był onieśmielony? – pomógł mu czarnowłosy zerkając w jego stronę filuternie.
- No właśnie. – odmruknął Rekin nie wiedząc czy pytać o coś jeszcze czy lepiej już nie.
- On jest jak dziki kociak, muszę go oswoić, żeby dał się pogłaskać. – wygłosił Itachi z przymkniętymi powiekami, jakby rozkoszując się tym co dopiero ma nastąpić.
- Mów co chcesz, ale ja za cholerę nie widzę w Liderze kota, a już na pewno nie „kociaka”. – mamrotał Hoshigaki kontynuując swój slideshow głupkowatych min.
- To dobrze – zawyrokował Uchiha – bo inaczej musiałbym cię wyeliminować jako rywala.
- Ach. – odpowiedział niejednoznacznie, gdyż nie bardzo chciał się przyznać, że dalej nie do końca rozumie.
- Pain jest... – czarnowłosy ciągnął nie zwróciwszy większej uwagi na współlokatora – jak mały kot. Chce napić się mleka, które podsuwasz mu w miseczce i chce, żebyś podrapał go za uchem, ale boi się podejść, tylko dlatego, że jeszcze nikt nigdy nie dawał mu żadnej miseczki ani nie wyciągnął do niego ręki. Kiedy już w końcu podejdzie do ciebie i przekona się o twoich dobrych zamiarach, będzie twój. – zakończył z błyskiem w oku.
- Hm. – odezwał się Kisame uśmiechając się pod nosem – w takim razie mam nadzieję, że uda ci się go „oswoić”, jak powiedziałeś.
- O! Dzięki stary, za psychiczne wsparcie. – zaśmiał się Uchiha. Kisame szczerze wierzył w sukces Itachi’ego, tym bardziej, że widział w nim szansę dla siebie, bo skoro „kociak Pain” nie chciał być oswojony przez Konan... 

****

Uchiha właśnie stanął przed drzwiami do kwatery Hidana i Kakuzu. „Zapukać, czy nie?” – zastanawiał się. „Pain nie zapukał, to może i wszyscy w Akatsuki tak robią...? A, chrzanić to.” – otworzył gwałtownie drzwi, trochę zbyt gwałtownie... Wyglądało to tak, jakby zaraz miał krzyknąć: „To napad!!”. Itachi’emu w oczy jako pierwszy rzucił się Kakuzu siedzący po turecku na swoim łóżku z lusterkiem w ręce, palcami drugiej zaś dłubiący coś w okolicach oczu. Wystraszony zerwał się na równe nogi i pobiegł szybko do łazienki. „Czy mi się wydaje, czy on miał różowe oko?” – przeszło czarnowłosemu przez głowę. Nie rozwodził się nad tym długo, bo przerwał mu głos Hidana wypełzającego spod toaletki podnosząc z podłogi swój pierścień Akatsuki przyozdobiony kłębami kurzu. (Nigdy nie chciało mu się odkurzać za meblami to teraz ma.).
- Co ty, w Lidera się bawisz, że tak wpadasz do cudzego pokoju bez pukania? Widzisz? Przez ciebie Kakuzu zajął mi kibel! – narzekał dmuchając na pierścionek.
- G-gome... Nie wiedziałem... – Itachi czuł się trochę zakłopotany, to rzeczywiście nie było miłe, tak wparować do kogoś bez ostrzeżenia...
- Dobra, nieważne. Coś ty się tak wyelegancił? Na imprezę idziesz, czy co? – kontynuował szarowłosy unosząc zaczepnie brwi.
- Co? Ja? - Itachi udał, że nie wie o co mu chodzi, ale zdawał sobie sprawę z tego jak wygląda. Miał na sobie przecież czarne rurki podkreślające jego długie nogi, a na górze (tak przekornie) granatowy T-shirt z Hello Kitty z lizakiem w łapce.
– Ha ha ha! – roześmiał się po chwili – No pewnie, że się wyeleganciłem, bo Lider zwołał jakieś mroczne zebranie, na którym prawdopodobnie dowiemy się jakichś super-tajnych informacji dotyczących jutrzejszego dnia. – zażartował Uchiha rozluźniając się.
- A, no chyba, że tak. – uśmiechnął się Hidan pomyślawszy, że Uchiha to spoko chłopak i do tego zabawny, jak jego koszulka z lizakiem.
- No, w każdym razie wszyscy w głównym pomieszczeniu o 20. Lecę, muszę jeszcze zawiadomić Sasori’ego i Deidarę.
- A u Konan i Oro już byłeś? – zapytał posiadacz szopa.
- Nieee... – uśmiechnął się z satysfakcją Itachi. – Kisame to zrobił. Całe szczęście, bo ten stary zboczuch znów chciałby się do mnie kleić. – skrzywił się jak po cytrynie, żeby zobrazować jak byłoby to nieprzyjemne.
- Haha, no fakt. To na razie. – pożegnał go. Uchiha kiwnął mu głową i zniknął w głębi korytarza zamykając za sobą stalowe drzwi.
- Poszedł już? – szepnął konspiracyjnie Kakuzu wychylając głowę z łazienki.
- Poszedł, poszedł...Po coś ty uciekał?? To wyglądało jeszcze bardziej podejrzanie. Tylko zwrócisz na siebie jego uwagę i ciekawość. – pouczył go z poważną miną.
- No co ty?! Chciałeś, żeby mnie zobaczył bez szkiełek?! – rzucił obrażony.
- Sorry stary. – Hidan najwyraźniej nie do końca pojmował czym aż tak przejmuje się jego kumpel
- Hidan, jesteś okropny! – syknął i ponownie zaszył się w łazience.
- Za co to!? – jękną rozpaczliwie – Ja chcę do kibla!!

****

Wchodząc do kwatery Sasoriego i Deidary Itachi wiedział już, że lepiej zapukać. Zrobił to i bardzo szybko usłyszał głos zapraszający go do środka. No właśnie... Głos... O ile sobie przypominał nie mógł to być głos Dei, aczkolwiek, był równie miły i łagodny, ale zupełnie inny. Tym bardziej nie był to ochrypły i raczej straszny głos Saso...
Cofnął się krok do tyłu i obejrzał drzwi przed którymi stał, aby przekonać się, że jednak stoi przed właściwymi. W tym momencie usłyszał kolejne, tym razem ponaglające „Proszę.”. Nacisnął klamkę i zobaczył leżące na łóżku Deidary dwie postacie. Jeden to na pewno był uśmiechający się do niego Dei, a drugi to czerwonowłosy chłopak, którego widział po raz pierwszy. Obaj byli w szlafrokach i chyba przeglądali jakieś magazyny.
- Ohayo, Itachi. – odezwał się nieznajomy – Coś się stało czy przyszedłeś w odwiedziny?
- Yy... – Uchiha stał z wytrzeszczonymi oczyma – No... Lider zwołał zebranie o 20. Miałem was(?) powiadomić.
- Uhm. Stawimy się. - odrzekł czerwonowłosy.
Czarnowłosy odwrócił się chcąc już uciec, ale zatrzymał go blondyn:
- Itachi! Fajny T-shirt.
- Dzięki – odpowiedział mechanicznie, gdyż zauważył w kącie coś co właśnie rozjaśniło mu umysł - „pustą” Hiruko. „No taak! Przecież Sasori jest mistrzem marionetek! – pomyślał – Jejku, ale on śliczny! Teraz to już wiem co Deidara w nim widzi i wcale mu się nie dziwię.”
- Ty też masz fajny szlafroczek. – zreflektował się po tej zdecydowanie za długiej chwili rozmyślań nad tożsamością czerwonowłosego. 

****

Kisame szedł spokojnym krokiem w stronę głównego holu. Wyszedł wcześniej, więc pewnie nie ma jeszcze wszystkich.
Jak na razie przybył Zetsu, który siedząc wygodnie w swojej doniczce naprzeciwko Lidera (patrz: plan skryjówy na dole strony) z nudów zaczął wyskubywać sobie brwi. Obie połowy strasznie kłóciły się ze sobą, czarna jak zwykle chciała jakiś awangardowy kształt, a biała miała zamiar tylko je wyregulować. „Znów będzie wyglądał jakby napadło go stado wściekłych kur.” – uśmiechnął się w myślach Rekin zajmując swoje miejsce. Ukradkiem obserwował siedzącą obok niego Konan, która jak zwykle prowadziła trochę za głośną wymianę zdań ze swoim kłopotliwym współlokatorem. Tym razem poszło im o mokrą podłogę w łazience. Orochimaru zawsze gdy brał prysznic musiał nim tak zawile manewrować, że większość wody nie trafiała na niego, tylko na kafelki.
- No i do cholery kto to teraz sprzątnie?! Zawsze to samo!! – wykłócała się.
- O co ci chodzi, kobieto? – Oro nie dawał za wygraną.
- Nie udawaj głupiego! Powinieneś mieszkać z Kisame, on lubi nadmiar wody, nie ja!!
„Boże, co za silna, niezależna kobieta... ” - Kisame nie mógł oderwać od niej wzroku i cieszył się, że o nim wspomina; co z tego, że podczas kłótni. Dla niego była idealna w każdym calu. Zachwycała go jej uroda i nienaganny makijaż. Z pozoru taka chłodna i niedostępna, ale potrafi wybuchnąć jak prawdziwy wulkan. Hoshigaki nie mógł wyjść z podziwu. Niestety on nie ma u niej szans... Jej serce należy do Lidera. Lecz po dzisiejszej rozmowie z Uchihą pojawiła się dla niego nadzieja. Itachi dał mu jasno do zrozumienia, że planuje uwieść Paina. Z tego co zdążył zauważyć, idzie mu całkiem nie źle, więc gdyby mu się udało to niebieskowłosa zdałaby sobie sprawę, że Lider jest zajęty i może w końcu zwróciłaby na niego uwagę? Ta myśl podniosła Kisame na duchu. Ach, mógłby patrzeć na nią całymi godzinami, ale zachwycający widok wściekłej piękności przerwało mu nagle głośne, potężne kichnięcie.
- N-na zdrowie... – rzucił odruchowo Hoshigaki przenosząc wzrok na zakatarzonego Hidana.
- Chcesz mnie zarazić?! Trzymaj się z daleka! – jęczał zdegustowany Kakuzu machając w kierunku Jashinowca chusteczką.
- Dzięki...aaa....psik! – Hidan opadł na oparcie krzesła zmęczony przeziębieniem. – Jak moje włosy? – spytał słabo uważnie ulizując swoją fryzurę ręką.
- Oblecą, ale podczas choroby nikt nie wygląda najlepiej, nie przejmuj się – pocieszył go litując się nad schorowanym przyjacielem. – jeszcze rano nic ci nie było. To pewnie przez ten podziemny mikroklimat!
- O tak! Co prawda to prawda! A wiecie jak to wysusza skórę? – Kisame natychmiastowo zareagował na swój ulubiony temat zatracając się w dyskusji.
Itachi wyszedł z kuchni z grzanką w zębach. Jednak toster był trafną inwestycją. Taką mroczną i w stylu Lidera, bo przypiekał kanapki w kształt trupich czaszek. Usiadł na swoim miejscu i zajął się jedzeniem.
Pain siedział przy stole i czekał aż wszyscy się zbiorą. Było już pięć po 20, a Sasori’ego i Deidary jak nie było tak nie ma. Lider wbił lekko zęby w owocowego lizaka. Zaczynał się irytować i miał ku temu powody. Oni nigdy się nie spóźniali, szczególnie Saso, który nienawidził kazać ludziom na siebie czekać. Tym razem było inaczej, ale po kilku minutach z ciemnego korytarza wyłoniły się dwie smukłe sylwetki sunące powoli w stronę reszty członków. Szli zbliżeni do siebie obdarzając się wzajemnie ciepłymi spojrzeniami, a blondyn raz po raz oblewał się delikatnym rumieńcem. Lider uśmiechnął się. Stracił ochotę by ich upominać za spóźnienie. Zdaje się, że w końcu żywią do siebie cieplejsze uczucia. No właśnie... uczucia. Jakoś podświadomie zerknął na Uchihę pochłoniętego tostem, który swobodnie siedział sobie tuż obok w słodkiej bluzeczce z Hello Kitty - „O, jaka ładna...” – zachwycił się w myślach – „Cholera!” – otrząsnął się szybko i lekko zmieszany przeszedł do przedstawiania planu na następny tydzień.
- Ekhm...! – odchrząknął i nagle ogólnopanująca wrzawa ucichła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszyscy wlepili wzrok w Lidera czekając na jego cotygodniowe „orędzie”. – Z racji, że misje na bieżący tydzień będą bardziej nietypowe dokonałem częściowych zmian. Tym razem wyruszycie w trzyosobowych grupach. - w tym momencie przez salę przeszedł jęk zdziwienia, bo zawsze działali w dwuosobowych jednostkach. –  Orochimaru, Kisame i Kakuzu. Waszym zadaniem jest wyeliminowanie potężnego oddziału z Konohy, który ostatnimi czasy niebezpiecznie węszy w pobliżu naszej siedziby. Nie możemy dać się wykryć, a w walce z Konohą przyda się dobra broń i nieśmiertelność.
„Hmmmm...? Dlaczego nie mogę być z Itachi-kun? Zawsze trafi mi się jakiś niekoniecznie najprzystojniejszy członek Akatsuki, albo dziewczyna...” – narzekał zniesmaczony Oro mamrocząc coś pod nosem.
- Coś nie pasuje, Orochimaru? – Lider zmarszczył groźnie brwi na widok skrzywionej miny Węża.
- Ja coś mówię? – odrzekł nieszczęśliwy.
- Nieważne. Sasori, Itachi, Deidara wy wyruszycie po prowiant do Kraju Miodu, a potem jeszcze do dwóch sąsiadujących z nim: Kła oraz Herbaty. Przy okazji czuwajcie, czy nie gadają za dużo o Akatsuki i czy nie krążą tam czasem jakieś zbyt zbliżone do prawdy plotki o naszych poczynaniach. Dobrze wiecie, że nie potrzebujemy rozgłosu, a i tak po ostatniej akcji z czteroogoniastym wskoczyliśmy na pierwsze miejsce na czarnej liście Ukrytej Skały, więc lepiej uważać. Na czas misji zmienicie tożsamość. Najważniejsze jest to, żebyście się nie rzucali w oczy.
- Taa, trzech przystojniaków w jednym miejscu na pewno nie zwróci na siebie uwagi. – zauważył kąśliwie Orochimaru, co Lider zignorował ze stoickim spokojem.
- Będziecie po prostu zwykłymi ludźmi z fałszywymi dokumentami przygotowanymi przez Konan. Z cywilnymi ubraniami chyba też nie będzie problemu. – I tu znów jego wzrok powędrował na koszulkę Itachi’ego. - Aha... i kupcie też więcej słodyczy... – dodał.
„Czy mnie się przesłyszało?” – Itachi nie mógł uwierzyć własnym uszom – „Czy ja wstępowałem do najgroźniejszej, siejącej postrach w całym świecie ninja, terrorystycznej organizacji, żeby kupować cukierki?!” – spodziewał się czegoś innego, gdzie od razu mógłby zaszpanować swoimi umiejętnościami... najlepiej przed Painem. Niby jest dopiero początkujący, ale... A może w ogóle w tym jest jakiś haczyk? A tam, ważne, że Oro nie będzie z nim w drużynie, a Lider przydzielił mu Deidarę, który był wesoły, miły i ładny. W sumie Sasori też, chociaż na razie wie o nim tylko tyle, że Hiruko to nie jego prawdziwe ciało.
- Zetsu, ty będziesz kontynuował obserwację pięcioogoniastego – ciągnął rudowłosy. – Cholera wie jakimi technikami dysponuje, lepiej nie atakujmy go pochopnie. Jeśli zauważysz coś podejrzanego – raportuj.
- Hai. – odpowiedział jedynie białą połową, gdyż druga cały czas nad czymś intensywnie myślała.
- Ja, Konan i Hidan zostaniemy w siedzibie. Nie może zostać pusta, przez tak długi okres czasu... - Konan znów wlepiła w niego te swoje świecące oczka. Myślała, że jeśli nawet po tak radykalnym przegrupowaniu nadal został z nią to coś to musi oznaczać. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Lider specjalnie zostaje w kryjówce, żeby oddzielić się od Itachi’ego i poukładać sobie cały ten chaos jaki Uchiha wprowadził do jego umysłu. - ...zajmiemy się... gruntownymi porządkami...nie możemy wiecznie żyć w takiej przygnębiającej dziurze.
- Cooooo??! – Hidan wybuchnął nagle. – czemu Kakuzu dostał taką wyjebaną misję, a ja muszę szorować podłogi?!
- Uspokój się. Ktoś musi. Może pokusimy się o jakiś mały remoncik? – Pain był lekko zażenowany zaistniałą sytuacją, ale to było najlepsze wyjście, by zapewnić sobie odrobinę spokoju.
- Ja nie mogę... – szarowłosy usiadł naburmuszony.
- To tyle o misjach. Jeszcze tylko jedno... Hidan... – pokazał na niego palcem – Czy musisz koniecznie dokonywać swoich rytuałów w tym płaszczu? Za każdym razem jesteś cały poobdzierany. Nasze fundusze nie są w stanie co tydzień sprawiać ci nowego ubrania. Kakuzu chyba też nie ma zamiaru w nieskończoność ci go cerować. Jak czujesz, że ogarnia cię szał zabijania szybko zdejmij płaszcz. I tak latasz z gołą klatą więc różnicy ci to nie zrobi, ale naszemu budżetowi owszem. – uśmiechnął się łagodząco. Nie chciał go przecież urazić, ale sprawa musiała zostać wyjaśniona.
- Jasne, jasne... zawsze wszystko ja... – teraz obraził się śmiertelnie.
Pain westchnął ciężko, Hidan zawsze sprawiał kłopoty pokroju nastolatka.
- Dobra, to wszystko na dziś. Rozejść się. – Lider usiadł spokojnie na krześle obserwując jak wszyscy zbierają się do wyjścia. Wyszperał z kieszeni opakowanie po rodzynkach w czekoladzie i wytrząsnął z rękawa papierek po lizaku. Właśnie wstał mając zamiar wyrzucić to wszystko do kosza, kiedy jednym szybkim susem na stole tuż przed nim usiadł Uchiha, zamykając go w potrzasku między swoimi nogami a krzesłem. Pain w pierwszym odruchu zaskoczenia chciał go od siebie odsunąć, ale skończyło się na tym, że położył mu dłonie na udach i zmieszał się tak bardzo, że przez dłuższą chwilę zapomniał ich cofnąć.
- No no. – zaczął Itachi wesoło – To jakoś mało mrocznie tak opychać się słodyczami. - Rzucił zaczepnie czarnowłosy, a Pain chciał zrobić groźną minę, ale w ostateczności zmarszczył nos jak fochający dzieciak. – No może oprócz lizaka. Lizak był sexy. – rudowłosy zaczerwienił się. Chyba już wolał, żeby Uchiha z niego kpił. – No, ale ja chciałem tylko zapytać jakie słodkości lubisz, żebym wiedział co ci kupić. – Powiedział tak, jakby wybierał się by kupić je tylko i wyłącznie dla niego.
- Wszystkie, chyba... To znaczy, nie ma takich, których bym specjalnie nie lubił. No może poza marcepanem. – starał się, naprawdę się starał nie myśleć o tym w jakiej pozycji się teraz znajduje i czyje kolano czuje na swoim biodrze.
- Czyli jednak jest coś za czym nie przepadasz. A ulubione? – Dociekał Itachi i aż dziw, że nie wyciągnął zeszyciku, żeby notować.
- Nie wiem, landrynki, ciasteczka... – pominął w myślach lizaki...
- Czekolada?
- Też. – przytaknął Lider – Żelki. – Itachi otworzył szerzej oczy spoglądając pytająco i jakby trochę zdziwiony. – Lubię też różne żelki. – wyjaśnił spuszczając oczy, co jednak nie było najlepszym posunięciem, gdyż stał zbyt blisko czarnowłosego.
- Ja też lubię. – odrzekł Itachi – najbardziej owocowe. – Powiedziawszy to, ni z tego ni z owego wstał ale w dalszym ciągu stał przy Painie tak, że stykali się ramionami.
- Powiedz. Czy umówisz się ze mną na wspólne jedzenie słodyczy przy likierze czekoladowym po moim powrocie?
- Jak się uporamy z remontem w terminie...
- Trzymam cię za słowo. – nie pozwolił mu dokończyć i oddalił się z uśmiechem samozadowolenia. „Trzeba postępować ostrożnie i delikatnie.” – myślał.

_________________________



wtorek, 8 września 2009

Prawdziwe oblicze Akatsuki - 4



____________________




Deidara był sam w pokoju. Sasori gdzieś wybył z samego rana, więc leżał rozwalony na łóżku odpoczywając po porannej kąpieli przyodziany jedynie w zarzucony na plecy kusy szlafroczek. Niedziele były dla niego, jak i dla paru innych członków Akatsuki, „dniami dbania o siebie”. Nałożył więc maseczkę na twarz, włosy zawinął w ciepły ręcznik nasączony naparem z pokrzyw i popijając zieloną herbatę przerzucał leniwie kartki najnowszego Vogue’a. „Prada nigdy nie ma fajnych kolekcji...” – komentował w myślach – „Ja chcę takie spodnie!!”, „O, to teraz Frida Giannini projektuje dla Gucci’ego?”. Mógłby tak w nieskończoność, jednak spojrzał na zegarek – już 20 minut minęło – czas zmyć maseczkę. Udał się do łazienki zrzucając ręcznik z głowy. Zaraz po tym do pokoju wszedł Saso z dwoma tabletkami musującymi w ręce. Pożyczył je od Konan. Uratowała mu życie. On, jako mający świra na punkcie dbania o paznokcie, nie mógłby przeżyć bez odpowiednich specyfików do ich pielęgnacji. Wrzucił pigułki do miseczki z wodą i obserwując jak zabawnie musują zajął się piłowaniem pazurków.
W powietrzu uniósł się nagle mocny zapach melona. To maska Deidary w kontakcie z wodą dała takie efekty. „Mmmm... pycha” pomyślał Sasori jednocześnie o kuszącej woni jak i o widoku wychodzącego z łazienki Dei. Rozpuszczone, mokre włosy, idealna figura, taka śliczna twarz i do tego króciutki ciemnoniebieski szlafrok nie sięgający nawet do połowy uda.
Boże, Dei był taki śliczny. Nie jak dziewczyna, ani nie jak chłopak i to chyba jeszcze bardziej go podniecało. Jeszce niedawno mógł się na niego bezczelnie gapić ukryty w Hiruko, ale po wczorajszych wydarzeniach w magazynie chciał być przy nim już tylko i wyłącznie prawdziwym Sasorim. Cieszył się, że powiedział mu to wszystko i cieszył się, że Dei to odwzajemnia, ale w dalszym ciągu nie wiedział co robić w takiej chwili jak ta, kiedy to blondyn paradował po pokoju w TAKIM stroju. Nie mógł się na niego zbytnio napalać z samego rana, bo jeszcze pomyśli, że chodzi mu tylko o jedno. Przynajmniej tak mu się wydawało, że nie powinien. Z drugiej strony pewnie wyglądało to tak, jakby był zupełnie nie wzruszony obecnością Deidary, gdyż unikał jakiegokolwiek bliższego kontaktu, nawet wzrokowego, w obawie o swoje reakcje. „To już nie wiem co gorsze, żeby miał mnie za zboczeńca, czy za zimnego drania.” – westchnął, ale na szczęście nie główkował nad tym zbyt długo tylko zaczął działać.
- Dei. – powiedział cicho do leżącego na łóżku z nosem w czasopiśmie, a ten odwrócił na niego zaciekawione spojrzenie. – mogę poczytać z tobą?
- Oh, Sasori, ale ja nie wiem czy ty lubisz, bo to „Vogue”.
- Nie wiem czy lubię, bo nigdy nie miałem w rękach Vogue’a, ale chciałem poleżeć obok ciebie. – blondynek zarumienił się, ale kiwną głową i posuną się trochę. Skorpion ułożył się przy jego boku również na brzuchu i wlepił swój wzrok w gazetę. Nie wytrzymał tak długo i już po minucie zaczął się wiercić, po czym odwrócił się na plecy.
- No widzisz. Mówiłem, że to nudy i ci się nie spodoba. – odrzekł Deidara zamykając czasopismo i uśmiechnął się lekko jak gdyby to była jego wina.
- Nie o to chodzi, że mi się nie podoba. – mówił zupełnie spokojnie Sasori patrząc uparcie w sufit – Po prostu jest tu coś co podoba mi się bardziej. – chciał być ostrożny, ale nie był pewien czy zamiast tego tylko wszystkiego nie gmatwał. Dei czerwienił się jeszcze bardziej, ale nic nie zrobił, a kiedy Skorpion chwycił go leciutko za rękaw postanowił nawet zażartować.
- Co? Mój szlafroczek? – zachichotał.
- Tak – podchwycił to sprytnie Saso – podoba mi się tak bardzo, że chciałbym go przymierzyć. – to mówiąc zsunął materiał z jednego ramienia blondyna. Ten zaskoczony opadł na pościel. Sasori pochylił się nad nim i pocałował kilka razy obojczyk, a potem szyję Deidary. Nie zauważając ani odrobiny oporu z jego strony przeniósł się wyżej na jego usta, gdzie został przywitany głębszym westchnieniem, co tylko przekonało go o tym, że na przyszłość musi zawsze sam aranżować takie rzeczy, bo Dei jest na tyle nieśmiały, że nie przejmie inicjatywy. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, mokre, gorące i to było tak niesamowite uczucie. Sasori starał się jak najbardziej ściągnąć z niego odzienie pieszcząc jego tors. Przerwał na chwilę zrzucając swój T-shirt.
- Też możesz mnie dotknąć. – szepnął do kochanka widząc, że nie ma zupełnie pojęcia co zrobić. Nie, żeby sam miał jakieś specjalne doświadczenie w tych sprawach, bo nie miał żadnego, ale przynajmniej teoretycznie wiedział co i jak. Chociaż tyle wyniósł z licznych misji jakie wykonał z Orochimaru – nasłuchał się o jego podbojach, czy chciał czy nie, ale teraz był mu prawie wdzięczny za te wszystkie mniej lub bardziej naciągane historie.
Deidara cały lekko drżący wyciągnął dłonie przed siebie, oparł je o pierś partnera, a następnie
przesunął nimi niepewnie w dół zahaczając o jego sutki, bo jak zdążył zauważyć to także jemu sprawiało najwięcej przyjemności. To było wspaniałe być tak blisko Sasori’ego i... robić z nim takie rzeczy, od których robiło się gorąco. Słyszeć jego mruczenie i westchnienia i rumienić się zanotowawszy własne.
Niestety nie dane było mu kontynuować swoich chaotycznych przemyśleń, gdyż Skorpion zawędrował właśnie swoją dłonią w okolice jego uda i niebezpiecznie zaczął przemieszczać ją w górę. Wtedy Dei zerwał się nagle do siadu zakrywając biodra zaplątanym szlafrokiem.
- Nie Sasori... – jęknął zaciskając piąstki na materiale i robiąc przerażoną minę. Saso na początku przeraził się równie mocno nie potrafiąc określić co się stało i szukając w jego niewyjaśnionym zachowaniu swojej winy. Dopiero po chwili, kiedy zdążył przyjrzeć się chłopakowi załapał o co może chodzić. „Jejku, to chyba nie możliwe, żeby on nigdy... Nawet sam?” – Mimo wszystko ta myśl jeszcze bardziej go podekscytowała.
- Dei? Ty nigdy nie robiłeś nic takiego, prawda? – zapytał cicho starając się, aby jego głos brzmiał jak najmilej.
- Nie... – sapnął zażenowany, gdyż to, co starał się ukryć wcale nie chciało minąć.
- Ja też nie, ale chciałbym z tobą. – nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi dodał – To chyba nie było nieprzyjemne?
- Um, to było bardzo przyjemne, ale... już nie chcę. – odpowiedział niemalże płaczliwym tonem. Skorpion uśmiechną się pod nosem:
- Głupi jesteś – zaczął przybliżając się do niego – myślisz, że uwierzę, że na serio nie chcesz?- cmoknął go w policzek po czym chwycił jego dłoń i powoli położył ją na swoim kroczu. Blondyn aż pisnął na to co poczuł, ale Sasori nie pozwolił mu cofnąć ręki przytrzymując ją w tym samym miejscu.
- To znaczy, że było mi bardzo dobrze i jeszcze bardziej chciałbym kontynuować, ale jeśli nie chcesz... – postanowił go trochę podpuścić.
- Sasori to nie tak... Ja tylko... – zupełnie nie wiedział jak z tego wybrnąć tym bardziej, że okazało się, iż chyba zupełnie niepotrzebnie panikował. Tylko, o rany, cała ta sytuacja była dla niego zupełnie nowa... Ale z drugiej strony...
- Mogę? – zapytał czerwonowłosy już pomału zsuwając odzienie, którym zakrywał się długowłosy. Nie napotkawszy czynnego oporu, zrzucił je na podłogę, spojrzał w oczy Deidarze, potem przelotnie zerknął w dół i szybko go objął i położył pod sobą na łóżku. Teraz wyraźnie mógł czuć jego erekcję na swoim udzie i on z pewnością czuł to samo.
- Dei, słodziaku. – szepnął mu do ucha zaczynając się o niego ocierać.
- Uch! Saso, ale to jest... – sam nie wiedział co dokładnie miał na myśli.
- Pozwól mi. – odrzekł nic jednak nie rozjaśniając w jego głowie i zaczął go na nowo całować wciągając w różne zabawy językiem, cały czas wodząc dłońmi po jego ciele, co blondyn prawie nieświadomie odwzajemniał.
- Rozbierz mnie. – rzucił niespodziewanie Skorpion, stwierdziwszy, że Deidara będzie się mniej wstydził, jeśli to nie on pierwszy zostanie nagi. O dziwo blondyn zabrał się do tego dość ochoczo i nie wydawał się być już tak zażenowany. Odwaga trochę go opuściła gdy doszedł do bokserek przyjaciela, ale ten przyszedł mu z pomocą sam szybko się ich pozbywając. Położył się na boku splatając swoje nogi z nogami Deidary i pocałował go czule wsuwając dłoń pod jego bieliznę.
- Dei, jesteś śliczny. – powiedział kiedy już ją zsunął. – Chciałbym, żebyś go chwycił. – poprosił nakierowując jego szczupłą dłoń na swój członek. Deidara zrobił to, z niemałym zaciekawieniem obserwując reakcje czerwonowłosego, który jęknął przeciągle kiedy tylko poczuł dotyk w tak czułym miejscu, a jego oddech stał się jeszcze szybszy.
- Oh, Dei! – westchnął przytuliwszy się do jego klatki piersiowej. – poruszaj ręką. – po czym pokierował jego dłonią, aby pokazać jak ma to robić. Deidara podniecony widokiem chłopaka w takim stanie, pomyślał, że też chciałby być tak pieszczony i prawie w tej samej chwili poczuł ciepłą dłoń czerwonowłosego na swoim penisie.
- Aa! Sasori...! – pisnął i z wrażenia zatrzymał swoją rękę.
- Nie przestawaj. – jęknął zaczynając stymulować blondyna w taki sam sposób. Skorpion nigdy nie przypuszczał, że robienie tego z kimś jest o niebo lepsze niż kiedy robił to sam, a to, że robił to właśnie z Deidarą zupełnie odbierało mu zdolność trzeźwego myślenia. Dla blondyna wszystko czego doświadczył było tak intensywne i cudowne, że ledwo utrzymywał tempo swoich ruchów.
- Oh, oh Sasori... – jęczał zaczynając drżeć i konwulsyjnie poruszając biodrami. Czerwonowłosy tylko mocniej zacisnął na nim palce i po kilku ruchach Deidara doszedł piszcząc cicho. Saso słysząc to nie potrzebował już ani sekundy, żeby również to zrobić. Leżeli dłuższą chwilę, uspokajając oddechy.
- Boże Saso. – westchnął Deidara – Aż zakręciło mi się w głowie. – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Mi też. To było najlepsze uczucie jakie w życiu miałem. – w tym też momencie zauważył swoją miksturkę na paznokcie, która już niestety do niczego się nie nadawała. „Pieprzyć paznokcie” – pomyślał zadowolony jak nigdy przedtem i przytulił się mocniej do blondyna. Chciał jeszcze chwilkę poleżeć zanim zaciągnie go pod prysznic.

****

Pain był już gotowy na dzisiejsze zebranie, na którym rozdzieli misje na najbliższy tydzień. Zostało jeszcze jakieś pół godziny do ósmej. Trzeba by poinformować wszystkich, żeby stawili się w głównym pomieszczeniu. Postanowił więc, że zajrzy tylko do sąsiedniego pokoju i powie, żeby przekazali informację dalej. Nigdy tego nie robił osobiście. Zawsze powierzał to zadanie Zetsu, ale stwierdził, że i tak nie ma nic do roboty, a poza tym Itachi jest nowy i... I co? Chciał zrobić na nim dobre wrażenie. Jako Lider, oczywiście. To chyba nic złego, prawda? Chociaż nie przypominał sobie, żeby myślał o tego typu rzeczach, kiedy to Deidara do nich dołączył jakieś dwa miesiące temu. Znowu Itachi. Czemu niby miałby robić na nim dobre wrażenie? Ale chce, więc czemu nie miałby? Boże, wszystko mu się przez niego gmatwa! Odetchnął i postarał się pomyśleć racjonalnie. Wymyślił. „Bo jest zajebistym ninja. Dlatego chcę... Akatsuki chce zrobić dobre wrażenie, a ja jako Lider... Wiadomo.” W dalszym ciągu jednak nie pozbył się tego dziwnego uczucia na myśl o tym, że za chwilę ma wejść do jego pokoju...

****

- Cholera! Ten mikroklimat pod ziemią mnie zabije. – jęczał Kisame – Ma strasznie niekorzystny wpływ na cerę. – zrzędził wklepując sobie krem nawilżający. – To okropne, że musimy się ciągle przeprowadzać. To prawie tak jakbyśmy byli bezdomni... – narzekał, aż Itachi’emu zrobiło się go naprawdę żal. Być może po dłuższym czasie spędzonym w organizacji też dostrzeże te gorsze strony. Na razie wszystko jest świetnie, a przynajmniej takie jest pierwsze wrażenie.
- Ostatnim razem funkcjonowaliśmy pod przykrywką zwykłej firmy handlowej i było to o tyle dobre, że mieszkaliśmy w cywilizowanych warunkach. A ta dziura – zatoczył ręką w powietrzu i wywrócił rybimi oczami – koszmar! Czy mówiłem już jak zgubny wpływ ma to zatęchłe powietrze na skórę?
- Coś wspomniałeś Kisaku. – odrzekł lekko rozbawiony tym monologiem Uchiha, który właśnie wcierał we włosy krem wygładzający.
- No właśnie, a to miejsce to pewnie był pomysł Lidera! – zawołał z wyrzutem, a zaraz potem ktoś gwałtownie pchnął drzwi wejściowe nawet nie pukając i współlokatorom ukazała się czerwona głowa Paina.
- Co za pomysł Lidera ci nie odpowiada, Hoshigaki? – zapytał rzucając mu mroźne spojrzenie nie znoszące sprzeciwu i nawet zmarszczył przy tym brwi.
- Też chciałbyś coś sobie wklepać, wmasować i nawilżyć? – zagaił Itachi uśmiechając się uroczo i tym samym skutecznie odciągając Paina od narzekań Kisame. Czerwonowłosy zwrócił się w jego stronę, a jego mina złagodniała. Spuścił oczy, po czym znowu je podniósł na Uchihę. Kiedy spotkały się z pewnym siebie i jak najbardziej celowo uwodzicielskim spojrzeniem czarnowłosego, zmieszał się i szybko zaczął tłumaczyć po co tak naprawdę się zjawił.
- Więc o ósmej. – zakończył chcąc od razu wyjść. Lecz Itachi nie zamierzał go wypuścić póki nie dowie się pewnej znaczącej dla niego informacji dotyczącej owych misji. Podskoczył radośnie z posłania i zakręcił się wokół własnej osi, a włosy zakryły mu połowę twarzy. Przekrzywił trochę głowę i podszedł w stronę drzwi niczym pantera. Zatrzymał się bardzo blisko, tak, że mógł się swobodnie oprzeć ręką o framugę tuż przy jego uchu.
- Powiedz mi – zaczął melodyjnym głosem – czy będę w twojej drużynie? – czekał na, jak miał nadzieję pozytywną, odpowiedź przerzucając wzrok z jego oczu do ust i z powrotem.
- N-niestety nie tym razem Itachi. – odpowiedział spięty, co dość znacznie kontrastowało ze sposobem w jaki tu wparował jeszcze chwilę temu.
- Szkoda – zasmucił się czarnowłosy – chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony – uśmiechnął się radośnie, ale rzeczywiście było mu szkoda, że nie będzie miał okazji pogłębiać swojej znajomości z Painem przez te kilka dni.
- Na pewno jeszcze będziesz miał okazję, żeby to zrobić. – odparł jakby pocieszająco.
- Tak myślisz? – wyszczerzył się – Mam nadzieję, że pomożesz stworzyć taką okazję jak najszybciej. – puścił mu oczko, po czym odwrócił się i skoczył na swoje łóżko, myśląc jednak o trochę innej okazji.
Kiedy Pain znalazł się na korytarzu, stanął na chwilę opierając się plecami o zimną ścianę i jedyne o czym mógł pomyśleć to to, że „Uchiha Itachi naprawdę jest zajebisty... Zajebistym ninja. Ninja...” – poprawił sam siebie, po czym westchnął kilkakrotnie. Potem zastanowił się jeszcze, czy on przypadkiem odruchowo nie używa swojego Sharingana, bo czuł się trochę jakby dał się złapać na jakąś technikę oczną.

______________________