Zmieniłem szablon bez konsultacji z Chico... Już jestem martwy. (~_~)' Ale przed tym zamieszczę jeszcze one shota ItaSasu, żeby wam nie było smutno. (^_^)
Zmieniłem też nagłówek, dlatego, że pierwszą rzeczą, którą dokończymy kiedy w końcu zaczną się wakacje, będzie rozpoczęte opowiadanko o LM.C. (Tak, tak. Chico w dalszym ciągu podnieca się na sam dźwięk tego słowa. Z resztą, co tu dużo ukrywać, ja też. (^ω^)
Ten stan raczej nie minie zbyt szybko, bo w lipcu LM.C wydają NOWE KONCERTOWE DVD!!! Więc... "(*o*)" Dzięki za wszystkie komentarze. Fajnie przeczytać co myślicie o naszych fantazjach i o tym jak wam się podobało. (^u^)
Co to jeszcze chciałem...? Aha! Chciałbym dedykować to opko Chico, bo opisując pocałunek w parku nie myślałem o nikim innym niż o nim (pewnie sam by się zorientował); i dlatego, że dzięki temu może nie dostanie mi się za ten szablon. (@_@) (^.^)
____________________________________________
- Iii-ta-chii. – powiedział zabawnym głosikiem Sasuke do ucha swojego brata zachodząc go od tyłu i oplatając ramionami. Itachi, który siedział na kuchennym krześle i czekał na swoją porcję naleśników z dżemem zerknął tylko na jego profil i czekał co mały powie dalej.
- Itachi, pójdziesz ze mną po podwieczorku do parku? – zatrzymał się, ale po chwili zaczął tłumaczyć napotkawszy pytające spojrzenie długowłosego – mam na zadanie domowe narysować jesienny krajobraz, więc pomyślałem, że najlepiej, żeby było na nim dużo kolorowych liści i tak dalej... To jak, pójdziesz? – zrobił przymilną minkę.
- No nie wiem. – Itachi postanowił nie okazywać nadmiernego entuzjazmu przy mamie. – a co ja z tego będę miał? – ciągnął znudzonym tonem.
- Jak to co?! – zawołał – Piątkowego brata!
- Itachi, idź z nim skoro tak ładnie cię prosi. – wtrąciła się matka – Jesteś świetny z rysunków, więc kto mu lepiej pomoże jak nie ty?
- No już dobrze, niech będzie. Zjedzmy tylko i chodźmy póki się nie ściemni na dworze. – odparł z pozoru beznamiętnie, a w duchu cieszył się na tak miło zapowiadające się popołudnie.
- Dziękuję aniki! – pisnął uradowany Sasuke i korzystając z tego, że mama odwrócona była w stronę kuchenki gazowej, nachylił się i przejechał językiem po karku brata zataczając małe kółeczka. Itachi spiął się i przez cały moment trwania tej pieszczoty, baczył, żeby matka niczego nie dostrzegła, ale nie zdobył się na odepchnięcie Sasuke, choć tak byłoby bezpieczniej. Mały był najwyraźniej podekscytowany całą tą ryzykowną sytuacją, gdyż zdradzał go krnąbrny uśmieszek, który gościł na jego ustach do końca trwania posiłku. Przy ostatnim naleśniku, zaczął już nawet trącać swoją bosą stopą, stopę Itachi’ego zrzucając kapeć, z jednej a potem z drugiej kończyny brata. W końcu wsunął w nie swoje gołe nogi i poszedł do pokoju się ubrać. Itachi wstając od stołu spojrzał na bose stopy i pomyślał o tym jak miłe i rozbrajające są zaczepki ototo, a także o tym jak to dobrze, że go ma, a potem o tym, że jak wrócą z parku to prawdopodobnie rodzice będą już u Hokage świętować pomyślnie zakończoną misję ich ojca. Znając Tsunade, świętowanie będzie huczne i do białego rana i ta myśl odmalowała się na jego twarzy w postaci ślicznego uśmiechu, po czym w podskokach pobiegł na górę, żeby przygotować się do wyjścia.
Itachi szedł przez Konohę swobodnym krokiem, a przy jego boku kroczył z poważną, dumną miną młodszy brat. Jeszcze chwilę temu kiedy szli po swojej uliczce; i raczej nikt nie mógłby ich zobaczyć; trzymał go za rękę, ale teraz przybrał swoją codzienną wyniosłą pozę i cieszył się w duchu zachwyconymi, czy też pełnymi zazdrości spojrzeniami mieszkańców. Klan Uchiha był ogromnie poważany, a dwaj jego najmłodsi przedstawiciele cieszyli się ogromną popularnością. Chyba każdy z ich rówieśników chciałby być ich przyjacielem, albo chociaż oddanym kolegą, bo zdaje się, że ani Sasuke, ani, tym bardziej Itachi, nie mieli w ogóle przyjaciół. Wszystkie dziewczyny zabiegały o względy Sasuke, (mniej o Itachi’ego, bo co do niego to chyba już straciły nadzieję) ale on zdawał się ich w ogóle nie zauważać, a jeżeli już, to jedynie z obojętnością, irytacją, czy nawet niechęcią, jeśli któraś mu się wyjątkowo naprzykrzała. Nie wyglądało na to, aby czuli się z tym źle. Często widywano braci razem, jak trenowali w czasie wolnym od zwyczajnych treningów w swoich drużynach, jak czekali na siebie na skraju pól treningowych, żeby we dwóch wrócić do rezydencji, lub tak jak dziś idących na spacer. Ludzie nie widzieli w tej zażyłości niczego dziwnego, po prostu stwierdzili, że prawdopodobnie nikt nie jest wart, żeby być przyjacielem któregokolwiek z nich; i to oczywiste, że jako dwaj geniusze najlepiej czują się w swoim towarzystwie. Mimo to, wszyscy przyzwyczajeni do chłodu i ogólnego obojętnego, a nawet wyniosłego nastawienia do świata jakie okazywali bracia będąc wśród ludzi; przystawali zdziwieni oglądając się za nimi, kiedy przypadkiem udało im się dostrzec przelotny uśmiech jakim jeden brat darzył drugiego gdy szli sami. Było to doprawdy nie lada wydarzenie zobaczyć Uchihę okazującego – powściągliwie, ale zawsze – uczucia. Obaj oczywiście dbali o to, aby nikt nie zobaczył nic więcej. Taki już był urok braci Uchiha, że byli niedostępni dla nikogo. Jedynie może włażący wszystkim na głowy, krzykliwy, wiecznie śmiejący się, niezdarny kawalarz – Uzumaki Naruto, zdołał wywołać u młodszego z nich jakiekolwiek emocje. Tylko przy nim zdarzało się Sasuke wybuchać złością, tylko z nim chciało mu się prowadzić niekończące się potyczki słowne prawie zawsze zwieńczane prawdziwymi pojedynkami; i tylko on potrafił mu dorównać w tym wszystkim. Zarówno Sasuke jak i Naruto nigdy w życiu nie przyznaliby, że ten drugi jest lepszy, albo chociażby mu równy. Ich pogmatwana przyjaźń – do której także nigdy by się przed innymi nie przyznali – polegała głównie na ciągłej rywalizacji, która tylko wychodziła im na dobre. Rywale razem ćwiczyli do upadłego, prześcigali się w doskonaleniu technik i rośli w siłę tak jak rosła w siłę łącząca ich więź. Jeden skoczyłby za drugim w przepaść i nie raz już bez mrugnięcia okiem narażali życie, aby ratować partnera, choć potem wstydzili się do tak jawnego aktu przyjaźni przyznać. Przeważnie wyglądało to tak, że Naruto wykrzykiwał podniecony jak to poradził sobie z wrogiem ratując „tego drania” i promieniał chwałą zwycięstwa, gdy Sasuke stał z kamienną miną jakby w ogóle nie o nim była mowa. Z kolei gdy to on wyciągał Uzumaki’ego z opresji, twierdził tylko, że zrobił to jakoby tylko po to, żeby „młotek” nie plątał się pod nogami, kiedy on kładł na łopatki drużynę przeciwnika. Naruto naturalnie w odpowiedzi na te zarzuty twierdził, że po prostu nie miał okazji pokazać na co go stać i chcąc potwierdzić swoje słowa gotowy był walczyć z Sasuke w każdej chwili, nie bacząc na okoliczności. Wielu nie mogło się nadziwić, że ten nadpobudliwy właściciel lisiego demona, dostaje tyle uwagi ze strony Uchichy, jak i tym, że sam nie traktuje członka znamienitego klanu z nabożnym szacunkiem, a wręcz przeciwnie, i że Sasuke mu na to pozwala.
I tak, budząc najróżniejsze emocje wśród mieszkańców Wioski Ukrytej w Liściach, Sasuke i Itachi kierowali się w stronę wspomnianego parku, aby oddać się tak banalnej czynności, jak rysowanie pracy na plastykę.
Cały konohański park pokryty był barwami spalającego się lata, a każdy najlżejszy podmuch wiatru strącał z drzew kolejne liście. Jedynie wąskie asfaltowe alejki odznaczały się ciemnymi wstęgami na ich tle. Idealny jesienny krajobraz.
Nie odzywając się do siebie ani słowem doszli do najdalszego zakątka, gdzie nie dochodziły już nawet asfaltowe ścieżki. Usiedli na starej, nie naprawianej już przez nikogo ławeczce i rozglądali się przez chwilę.
- Um? To co powinienem najlepiej narysować? – zapytał Sasuke nie wiedząc, którą stronę świata przenieść na papier.
- Może po kolei? Najpierw narysuj to co widzisz z prawej w głąb parku, potem na przykład widok na wprost, – wskazał ręką na wielki dąb rosnący nieopodal – zrób kilka rysunków, a potem wybierzemy jeden, który spodoba nam się najbardziej.
- A ty? – zainteresował się, zauważając, że przez ten czas aniki może się strasznie wynudzić.
- Ja też sobie porysuję, przecież nie będę tak tylko siedział. – uśmiechnął się, usadowił wygodniej i rozłożył swój szkicownik na kolanach. Sasuke przytaknął zadowolony po czym zabrał się do pracy. Skupiony na obserwacji przyrody i ruchach ołówka rozluźnił się zupełnie. Itachi zapatrzył się na jego twarz, która przybrała łagodny wyraz, oczy błyszczały, zajęte „kopiowaniem” barw i kształtów. Różowiutki języczek Sasuke pojawiał się raz po raz w kąciku jego ust, zdradzając jak bardzo przykłada się do swojej pracy. Czarne włosy lśniły w popołudniowym słońcu, które nadawało jego skórze jeszcze bardziej nierzeczywisty i idealny koloryt kości słoniowej. Itachi zachwycony tym widokiem porzucił plan szkicowania pękniętego kasztanowca i zaczął portretować profil brata, potem dał ponieść się fantazji i narysował jeszcze kilka scenek: on i ototo siedzący na tej chybotliwej ławce i rysujący każdy w swoim szkicowniku; on i Sasuke idący przez park trzymając się za ręce; on wrzucający młodszego w kupę liści. Odłożył kartki i wrócił do obserwowania brata. Ten, po jakiejś chwili poczuł na sobie jego wzrok.
- Co tak patrzysz? – zapytał widząc rozmarzone spojrzenie Itachi’ego. Tamten uśmiechnął się tylko zadziornie.
- Pokaż co tam natworzyłeś!? – kontynuował młodszy – No pokaż! – wyrwał mu z ręki blok i zaczął przeglądać jego prace.
- Ja tak wyglądam, kiedy rysuję!? – zakrzyknął – miałeś krajobrazy rysować, a nie mnie z wystawionym jęzorem!!
- Kiedy ty bardziej mi się spodobałeś w takiej pozie. Taki cały skupiony i ten języczek...mmhm. – zamruczał bratu nad uchem, że aż dreszcz przeszedł po jego plecach. Mimo to, postanowił skomentować pozostałe obrazki.
- No, ten jest dobry... Ten też... mi się podoba... – rzekł nieco ciszej przy obrazku, na którym trzymają się za ręce, a przy tym z kupą liści zaśmiał się i pożałował, że nie ma tu takiej.
- No, szkoda, bo już byś w niej wylądował. – odparł radośnie Itachi.
- Myślisz, że tak łatwo bym na to pozwolił? – rzucił na to Sasuke zagłębiając swoje czarne spojrzenie w równie ciemnych tęczówkach Itachi’ego.
- No pewnie! – zawołał starszy i nagle zrywając się z miejsca, porwał małego chwytając go w pasie i kręcąc się z nim wokół własnej osi. Sasuke podchwycił zabawę, piszczał jak szalony i zanosił się śmiechem na zmianę. W końcu przewrócili się na ziemię. Sasuke z cudownym uśmiechem wgramolił się na brata i ułożył głowę na jego klatce piersiowej. Odpoczywał zdyszany po zabawie wsłuchując się w przyspieszone bicie jego serca. Czuł się tak błogo i miło. Itachi objął go delikatnie jak jakieś miękkie, niesamowicie urocze stworzonko. Tak dobrze było mieć go wtulonego w siebie, czuć jak wierci się szukając najwygodniejszej pozycji.
- Nie układaj się do spania czasem. – upomniał go.
- Oooh! Iitachiiii... Tak mi tu miło, że mógłbym na serio zasnąć. – mówił nie podnosząc nawet głowy.
- Ktoś może przyjść. – chciał go sprowokować do wstania.
- Mam to gdzieś! Nikt mnie nie zmusi do opuszczenia takiego cieplutkiego, kochanego łóżeczka. – mówił pocierając policzkiem o szyję brata.
- Kochanego, mówisz? – tak cudownie brzmiały takie słowa kierowane do niego i tylko do niego.
- Kochanego? – udał, że nie wie o co chodzi – Zdawało ci się. – ale roześmiane oczka nie potrafiły go nie zdradzić.
- Ja ci dam, mały diable! W tej chwili proszę mi się przyznać, że to powiedziałeś!
- Ale... że co powiedziałem? – Sasuke postanowił pograć bratu na nerwach.
- Eh! Nie ważne! – uciął i szybkim ruchem przeturlał się z nim tak, że to on był teraz nad młodszym. Dmuchnął mu w ucho, żeby popatrzał mu w oczy, a nie gdzieś w bok, schylił się i leciutko polizał jego usta. Najpierw w kąciku, tam gdzie wystawiał język gdy rysował, potem po środku zwilżając je i rozluźniając, aby się otwarły. Sasuke poczuł, że odpływa. Przymknął oczy z przyjemności, tak elektryzujący był ten drżący dotyk w tak wrażliwym miejscu. Odruchowo, nie myśląc nawet o tym, rozchylił wargi i wysunął język na spotkanie języka Itachi’ego. Ten gdy tylko zanotował ciepły oddech, powitał zetknięcie się wilgotnych organów rozkosznymi pomrukami, a ototo odpowiadał westchnięciami. Całowali się tak już dłuższą chwilę. Ich języki ocierały się o siebie lecz usta nie dotykały prawie wcale, jedynie muskając się jakby przypadkowo.
- Nie ważne? – spytał Sasuke kiedy przerwali na chwilę.
- Teraz już nie, bo właśnie to przyznałeś.
- Nie przypominam sobie! – palnął pozbawiony chwilowo umiejętności trzeźwego myślenia.
- Ależ oczywiście, że potwierdziłeś! Wszystkimi twoimi cichutkimi jękami, tym jak zaciskasz piąstki na moim swetrze. Wreszcie: twój słodki języczek potwierdził to osobiście. – pocałował go znowu, a policzki Sasuke zaróżowiły się po słowach, które usłyszał.
- Hm? Już taki zarumieniony? Musimy w takim razie iść. – stwierdził usiłując wstać.
- Gdzie? – ototo chwycił go kurczowo.
- Przenieść się z tymi rumieńcami do domu. – Itachi zgarnął go z ziemi i obejmując w pasie pociągnął w stronę wioski.
- Najlepiej od razu do łóżka – zachichotał młodszy, ale już po kilkunastu krokach zatrzymał się.
- Mój wspaniały wszystkowiedzący bracie! Zapomniałeś o rysunkach. – spojrzał figlarnie Sasuke i podbiegł by zabrać szkicowniki, po czym wrócił i objął aniki wtulając się mocno. W miasteczku na szczęście nie spotkali wielu ludzi i tylko nieliczni zwrócili uwagę na braci.
Jednym z tych, którzy ich zauważyli, ale trochę wcześniej niż by się spodziewali, był Shikamaru Nara. Siedział na grubej gałęzi jednego z drzew w parku, tuż przy ostatniej, najwęższej alejce. Było to jego ulubione miejsce gdzie nikt mu nie przeszkadzał, bo też nikt nie wiedział, że tu bywa. Shikamaru przychodził tam bardzo często, żeby najzwyczajniej w świecie leniuchować aż do zachodu słońca, kiedy to robiło się chłodno i nie mógł czerpać z przebywania na świeżym powietrzu już żadnej przyjemności. Tak było i tym razem. Wpatrywał się właśnie w białe, ciągle zmieniające swój kształt, puszyste obłoczki, kiedy usłyszał czyjś pisk, a zaraz potem śmiech. Wychylił się odrobinę, żeby spojrzeć w najmniej uczęszczaną stronę parku, skąd doszły go owe odgłosy. Zobaczył wtedy, że to bracia Uchiha. Pozwolił sobie zauważyć, iż to doprawdy niespotykane zjawisko widzieć Sasuke bawiącego się tak beztrosko, ba, śmiejącego się nawet! Do tej pory nigdy jeszcze mu się coś podobnego nie przytrafiło, choć przecież uczęszczali razem do akademii. Zaśmiał się w duchu, że jak opowie to kolegom to pewnie mu nie uwierzą. Zerknął jeszcze raz w tamtą stronę, gdyż dźwięki zabawy nagle ustały. To co zobaczył zaskoczyło go jeszcze bardziej, bo o ile Sasuke śmiejący się był jeszcze możliwy do wyobrażenia sobie, to Sasuke leżący w objęciach brata już jakby mniej. „No no, Uchiha. Nigdy nie posądziłbym cię o taką uroczą uczuciowość.” – zakpił sam do siebie Shikamaru i usadowiwszy się wygodniej, a zarazem tak, żeby mieć jak najlepszy widok, postanowił poczekać co się wydarzy dalej. Niestety nawet on - geniusz strategii i logicznego myślenia nie wziął pod uwagę takiego obrotu wypadków. Aż zamrugał nie dowierzając temu co widzi. „No, teraz to już na pewno nikt mi nie uwierzy.” – stwierdził i już zupełnie trzeźwo podchodząc do sprawy dokończył – „Baka! Nikt się o tym nie dowie. Powinienem raczej zostawić tę ciekawostkę dla siebie.” Kiedy Itachi pociągnął Sasuke w stronę wyjścia z parku, Nara starał się żadnym niepotrzebnym ruchem nie zdradzić swojej obecności. Gdy przechodzili pod drzewem, na którym siedział, dosłyszał fragment rozmowy:
- Nii-san, ale ja jeszcze nie skończyłem moich rysunków. – zatrzymał się młodszy.
- To może oddasz któryś z tych co ja narysowałem?
- O tak! I powiem: Proszę pani, oto fantazje erotyczne mojego stukniętego aniki na mój temat. Jak się pani podobają? – ironizował Sasuke, co było już bardziej w jego stylu.
- Może faktycznie nie najlepszy pomysł, bo to powinny być raczej twoje fantazje na mój temat skoro to twoje zadanie domowe; ale teraz wolałbym jak najszybciej wprowadzić te, czy inne fantazje w życie. – dodał zmysłowo drażniącym głosem i przyciągnął go do siebie kładąc ręce na biodrach brata, a następnie przesuwając je ku górze, wśliznął się pod jego sweter. Kompletnie zaskoczony Shikamaru zdążył jeszcze zanotować rumieńce Sasuke, zanim ten schował twarz w zagłębieniu szyi Itachi’ego i to było kolejne nadzwyczajne zjawisko, którego był dzisiaj mimowolnym świadkiem; o zasłyszanej rozmowie nie wspomnąc.
Na szczęście dla braci, że tym, który odkrył ich sekret był właśnie Shikamaru Nara, który nade wszystko nie lubił nieprzyjemnych i kłopotliwych sytuacji, czy to dla siebie, czy dla innych. Pewnym więc było, że z nikim nie podzieli się tym co zobaczył i usłyszał. Sam, jeżeli nawet będzie myślał czasem o tej sprawie, nie uzna jej za coś złego lub gorszącego, bo jako geniusz , jest w stanie pomieścić w swojej głowie wiele niespotykanych zjawisk i rzeczy. Dodatkowo, moralność, jako logicznie słabo potwierdzony wynalazek, nigdy nie była mu zbyt bliska.
Tymczasem Itachi i Sasuke powoli zmierzali w stronę domu. Słońce chowało się za lasem, a zimny wietrzyk powiewał coraz mocniej. Nie spieszyli się. Obaj wiedzieli, że czeka ich dzisiaj miły wieczór, podczas którego będą mogli zająć się, czymkolwiek co przyjdzie im do głowy i nikt nie będzie ich niepokoił. Całą drogę Sasuke idąc pod ramieniem swojego brata trzymał w dłoni koniec jego warkocza. Od czasu do czasu przykładał go sobie do policzka, lub zanurzał w nim swój nosek. Nagle Itachi spostrzegł, że mały włożył do buzi sam koniuszek warkocza i possał go chwilę. Następnie przejechał mokrym kosmykiem po swoich policzkach i wargach. Uśmiechnął się widząc tą dziwną zabawę, ale postanowił na razie nie dać po sobie poznać, że cokolwiek zauważył.
Właśnie dlatego Sasuke był taki niezwykły. Postępował tak jakby był nieskażony jakąkolwiek myślą ludzką, która została sformułowana dotychczas. Nie znaczy to, że sobie z nich nie zdawał sprawy, wręcz przeciwnie, ale potrafił zachować w swoich sądach i czynach pewną „naiwność” i czystość. Tę cechę, Itachi wiedział, że należy w nim pielęgnować. Dlatego też nigdy nie krytykował i nie prostował czegokolwiek co mówił Sasuke, jedynie pytał, aby dowiedzieć się więcej o tym co myśli i do jakich wniosków dochodzi poznając wszystko. Zawsze wspierał go w tym do czego dążył, jeśli tylko dążenie to wynikało bezpośrednio z jego pragnień i swobodnie rozwijających się myśli, pozbawionych nabytej fałszywości; którą posiadamy wszyscy, a jedynie nauczyliśmy się przyjmować za prawdę. Jednym słowem, we wszystkim co przybliżało go do szczęścia. Na tym, mniej więcej również polegały ich wzajemne relacje.
Kiedy doszli do domu, tak jak się tego spodziewali, nie zastali w nim nikogo. Itachi zatrzymał Sasuke przy schodach na górę, oparł czoło o jego czoło i przytknął nos do zimnego noska. Popatrzeli na siebie chwilę, po czym Itachi zarządził, że on pójdzie „zrobić coś do żarcia”, a mały ma w tym czasie się wykąpać, a kiedy zwolni mu łazienkę, zająć się parzeniem herbaty i zaczekać na niego. Sasuke uśmiechnięty pobiegł w podskokach, a Itachi zajrzał do lodówki.
Po niecałych trzydziestu minutach siedzieli już w szlafrokach na podłodze przy stole w pokoju. Podczas gdy byli sami w domu ich posiłek nie przebiegał zupełnie spokojnie. Obaj wiedząc, że nie ma nikogo, kto by zwrócił im uwagę, oględnie mówiąc „bawili się jedzeniem”. Ciaprali się niemiłosiernie, siorbali z filiżanek, wtykali sobie do buzi co lepsze kąski, zdarzało się też, iż rzucali w siebie jakimiś, widocznie wyjątkowo się do tego nadającymi, produktami spożywczymi. Jednym słowem, przednia zabawa.
Za niedługo siedzieli w ciszy dopijając herbatę.
- Jesteś już śpiący? – zapytał Itachi, zabawnym gestem kładąc rękę na głowie Sasuke – Czy chcesz się jeszcze pobawić? – młodszy zmieszał się, bo wiedział o co chodzi bratu i wiedział, że skoro chce to musi to powiedzieć na głos, choć to w dalszym ciągu jeszcze go zawstydzało. Z drugiej strony coś łaskotało go gdzieś w okolicy mostka i uczucie to rozwiewało chwilowe zażenowanie.
- Nie chce mi się spać. – podjął okrężną drogą – Ani trochę. – podkreślił – Rodziców nie ma to nie wygonią mnie do łóżka. – błysnął chytrym uśmieszkiem.
- Ale ja mogę. – droczył się Itachi.
- Nie nii-san, nie rób tego. Nie chcę jeszcze zostawać sam. – dodał posmutniawszy, gdyż pomyślał, że aniki mówi na poważnie.
- W takim razie – kontynuował starszy – będę musiał wygonić nas obu. – wyszczerzył się – Zostawimy ten pieprznik tutaj, żeby było widać jaką pożywną kolację zjedliśmy i jak to świetnie sobie sami radzimy. A teraz, przykro mi Sasuke – mówił wrzucając go sobie na plecy – koniec siedzenia po nocach.
Sasuke rozpromieniony trzymając się mocno, „wjechał” na górę.
- No to u kogo śpimy?
- U ciebie nii-san.
- Oh, doskonały wybór. To jeden z najlepszych naszych apartamentów. Ciasny, ale przytulny i ten widok! Niezbyt egzotyczny, lecz zapierający dech w piersiach. Gwarantuję, że nie będzie pan żałował wyboru i przeżyje w nim niezapomniane chwile... – paplał Itachi, a na miejscu zrzucił Sasuke na łóżko, zamknął drzwi i sam też na nie wskoczył. Położył się obok i leżał nic nie robiąc. Czekał. Sasuke jakoś nie mógł się przełamać, choć czuł, że najwidoczniej Itachi chce, żeby tym razem on pierwszy coś zrobił. Zawsze to brat przejmował kontrolę i zajmował się nim. Dawał mu tyle przyjemności, że Sasuke nawet nie zdołał pomyśleć, że powinien odwdzięczyć się tym samym i chciał tego, ale wstydził się, że nie będzie umiał. Odwrócił się do Itachi’ego i dotknął jego ramienia. On popatrzał na niego pytająco, a Sasuke spłonął rumieńcem i spuścił oczy; bo niby jak miał mu to powiedzieć?
- Kochany Sasuke, co się stało? Jesteś jakiś dziwnie nieśmiały, coś zrobiłem? – gadał Itachi nie wiedząc jak tłumaczyć lękliwe zachowanie młodszego. Jeżeli już to potencjalną winą za to obarczał tylko i wyłącznie siebie. - Chodźmy spać jeśli chcesz.
- Nie, nii-san! – krzyknął Sasuke i znowu się czerwienił sam zaskoczony swoją gwałtownością.
- Ototo? – wziął go delikatnie w ramiona – Powiedz mi. Nie chcę, żebyś się czegoś obawiał, wstydził, albo robił coś czego nie chcesz... – kontynuował, bo czuł się źle widząc, iż czymś się trapi. Sasuke natomiast, będąc w jego objęciach i słysząc troskliwy ton, wiedział, że nie powinien przecież obawiać się, tylko jak najszybciej wyprowadzić Itachi’ego z błędu.
- Itachi... – podniósł twarzyczkę w jego stronę. Aniki przyglądał mu się badawczo, odgarnął najdelikatniej jak potrafił włosy z czoła Sasuke i pogładził kciukiem jego policzek. Był niespokojny, a minę miał poważną. Mały uśmiechną się, żeby rozwiać jego najzupełniej niepotrzebne obawy i rzeczywiście podziałało, bo Itachi także się uśmiechnął w dalszym ciągu czekając.
- Nii-san, co ty za głupoty wygadujesz? Chcę, chcę bardzo, wszystko co tylko ci przyjdzie do głowy – mówiąc to wtulił się gwałtownie w jego brzuch – tylko... – ciągnął ciszej z twarzą w połach kimona, nieco zaskoczonego tą zmiennością, brata. Położył dłonie na jego łopatkach, pogładził jego kark, a następnie wplótł je w jego włosy i słuchał.
- Tylko... No, ja też... Chciałbym tak jak ty mnie, tylko... nie wiem czy potrafię. – wydukał wreszcie nie do końca tak jasno jak to sobie planował, ale pomyślał, że Itachi zorientuje się o co mu chodzi. Nie mylił się. Starszy załapał w lot przyczyny zakłopotania Sasuke.
- Sasuke. Oszalałeś? – ujął jego łebek leżący mu na brzuchu w obie dłonie – Ty już potrafisz! Samo to, że leżysz przy mnie jest dla mnie pieszczotą, nawet tylko to, że cię widzę. Pieszczenie ciebie jest dla mnie najcudowniejsze na świecie – popłynął na fali rozczulenia – Nigdy nawet nie myśl, że mogło by być inaczej. – przysunął się do niego i pocałował, po czym mówił dalej prosto do jego ucha – Kocham cię braciszku i będę się o ciebie zawsze troszczył, nie ważne co się stanie. Kocham cię bardziej niż brata i działasz na mnie bardzo mocno nie ważne co zrobisz. Za każdym razem kiedy chwytasz mnie za rękę, albo przytulasz się tak rozkosznie, kiedy odwzajemniasz moje pocałunki, a gdy masz zaczerwienione policzki ja też się rumienię. – mały nie mógł się otrząsnąć.
- Itachi, powiedziałeś mi najlepsze rzeczy jakie mógłbym sobie wyobrazić, i kocham cię, i już zawsze będę ci wszystko mówił. – odrzekł prawie ze łzami w czarnych oczach. Nikt już nic nie powiedział, a Itachi obejmował go wzruszony i moment ten przedłużał się jakoś dziwnie. Sasuke po tym wszystkim, zdecydował się przerwać w końcu te patetyczne chwile. Korzystając z tego, że znowu leżał na brzuchu Itachi’ego, wsunął łapki pod jego niedbale zawiązane kimono i zaczął gładzić jego boki. Aniki westchnął odprężając się i jednocześnie masował kark młodszego. Po chwili Sasuke podniósł się tak aby móc spojrzeć prosto w jego oczy. Uśmiechnął się leciutko, policzki miał zaróżowione, a włosy zmierzwione głaskaniem Itachi’ego.
- Jesteś taki śliczny, mój kochany Sasuke. – powiedział czule szepcząc – I taki słodki. Nie mogę ci się oprzeć. – kontynuował widząc, że mały rumieni się jeszcze bardziej.
- Itachi! Dlaczego zawsze mówisz mi takie zawstydzające rzeczy? Robisz to specjalnie! – odpowiedział jakby oskarżycielsko.
- A co nie podoba ci się gdy tak mówię? Ja naprawdę tak myślę.
- Podoba, nii-san, ale peszy mnie to... trochę. – dodał, żeby nie wyszło, że zachowuje się jak jakaś dziewczyna.
- Ale wtedy jesteś jeszcze bardziej uroczy, Sasuke – ostatnie słowo wyszeptał mu do ucha, owiewając je ciepłym oddechem.
- Aniki, to powiedz jak ja mam się oprzeć tobie, mimo, że chcesz za wszelką cenę mnie onieśmielić? – odrzekł i pocałował brata namiętnie.
- Nie wiem ototo. – wysapał Itachi – Może po prostu nie opierajmy się sobie nawzajem i po kłopocie... Uhh. – jęknął, bo Sasuke właśnie zaczął muskać językiem jego sutki.
- Geniuszu – odrzekł przewrotnie, przyznając tym samym, że to dobry pomysł i nie widząc potrzeby mówienia już czegokolwiek wrócił do całowania i lizania torsu, brzucha i szyi Itachi’ego. Robił to na tyle niezdarnie, że ślina pociekła mu po brodzie, ale on zatracony w pieszczocie nawet tego nie zauważył. Natomiast Itachi na ten widok, aż stęknął. Uniósł się do pół siadu i zlizał ślinę z jego twarzy...