środa, 2 listopada 2011

THAT WAS A GIMMICAL IMPACT - Karaoke

Przez kolejne tygodnie Maya i Aiji zajęli się formalnymi stronami swojej współpracy. Chodzili po urzędach, chodzili na spotkania w wytwórni… Produkcją ich pierwszych piosenek zainteresował się Narita-san, z którym – jak się okazało – szybko znaleźli wspólny język i który doskonale rozumiał ich wizję LM.C. No właśnie. Nazwa zespołu ostatecznie została zmieniona, ponieważ Masahito stwierdził, że teraz, kiedy Mocochang będzie składał się z niego i Senpaia, nie może pozostać przy starej nazwie. Nazwa powinna być wspaniała tak jak członkowie zespołu, muzyka i visual, który tworzą. W ten sposób Mocochang stał się “lovely-mocochang.com” i wszystkim bardzo się to spodobało. Nazwa była oryginalna i ciekawa w formie, w sam raz, żeby sprawiała kłopoty wszystkim dziennikarzom. (^_-)

Ani się obejrzeli, a z wiosny zrobiło się lato. Zajęci pracą, która sprawiała im tak dużo przyjemności, że zatracali się w niej bez reszty, nawet nie zauważali jak bardzo zbliżyli się do siebie, a “preteksty”, żeby się spotkać przychodziły do głowy same.

Pewnego wieczoru, zaraz po tym gdy zgodzili się nagrać piosenkę na album z coverami LUNA SEA, Maya stwierdził, że koniecznie muszą iść na karaoke, żeby pośpiewać LUNĘ i przy tym zdecydować, którą piosenkę z ich repertuaru wybrać.
Zamówili pokój w ulubionym karaoke Mayi i wzięli owocowe koktajle. Śpiewanie piosenek jednego z ich najulubieńszych zespołów było świetne i nawet Aiji dał się namówić na wykonanie kilku utworów. Jednakże główną gwiazdą wieczoru przy mikrofonie był oczywiście Maya. Uwielbiał chodzić na karaoke z Aijim, bo wtedy czuł, że śpiewa tylko dla niego, i tak też było. Sami w małym pokoju z jednym stolikiem i kanapą; u sufitu migające reflektory. Po kilku szybkich utworach(klik klik2) przyszła kolej na wolniejsze kawałki takie jak „Genesis of Mind”. Shinji zsunął się niżej, żeby oprzeć się wygodniej na sofie, przymknął oczy słuchając piosenki. Kiedy zaczął się kolejny utwór, otworzył je jednak z powrotem. Spojrzał prosto w stronę Masahito i jeszcze zanim ten zaczął śpiewać ich oczy spotkały się. Maya wyglądał na idealnie skupionego. Po chwili całe pomieszczenie wypełnił jego czysty głos. Shinji nie mógł oderwać od niego wzroku. Kolorowe światła pełznące w rytm muzyki po całej jego postaci i to jak wiele emocji wkładał w tą piosenkę, co było nie tylko słychać w jego głosie, ale także widać na jego ślicznej twarzy, i można było wyczytać z każdego najmniejszego jego ruchu. „I For You” w wykonaniu Mayi było niesamowite i poruszyło Aiji’ego do tego stopnia, że nim zdążył zorientować się jak bardzo, poczuł łzy spływające po policzkach. Tak bardzo dał się ponieść nastrojowi tego utworu? Nie. Dał się ponieść nastrojowi, który stworzył Maya…
- Eh? Aiji-senpai? – odezwał się przestraszony Masahito kiedy tylko skończył piosenkę – Dlaczego? Dlaczego zacząłeś płakać? – usiadł obok próbując zajrzeć mu w twarz, co skutecznie Shinji mu uniemożliwiał zasłaniając ją dłońmi – Proszę cię, nie rób tego. Chcesz, żebym też zaczął? – powiedział z miną wskazującą na to, że naprawdę jest bliski łez. Nie wiedział czy powinien się zbliżać czy może lepiej nie. Poczekał więc moment, aż Aiji się uspokoił i podniósł głowę.
- Senpai. – uśmiechnął się niepewnie kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Słyszałem… - zaczął drżącym głosem – Słyszałem tą piosenkę setki razy, ale nigdy… Nigdy nie zdażyło mi się coś takiego. Twój głos… To jak zaśpiewałeś – kontynuował przycisnąwszy dłonie do piersi jakby chcąc powstrzymać kolejną falę łez – To było cudowne… - szepnął. Masahito nie wiedział jak zareagować. Zbyt szczęśliwy i zbyt zdumiony. Pierwszą jego obawą było, że może coś się stało, kiedy pełne łez oczy Aiji’ego, ale teraz, po tym co usłyszał, chyba ostatecznie nie było w tym nic złego, że… Doprowadził Senpaia do łez.
Aiji odwrócił się do Mayi a jego zapłakana twarz i zaciśnięte z niepewności usta mówiły:”Tylko się ze mnie nie śmiej.” Masahito poruszył się nerwowo na swoim miejscu speszony tą niezręczną sytuacją. Nagle poczuł jak Aiji obejmuje go przytulając do siebie mocno. Serce Masahito stanęło na moment, po czym zaczęło walić jak oszalałe, a na policzki wypłynął rumieniec, którego Shinji na szczęście nie mógł teraz zobaczyć. Kiedy tylko otrząsnął się z zaskoczenia, fala nieopisanej radości zalała jego serduszko i również wtulił się w gitarzystę.
- Aiji-senpai – zaćwierkał dziecięcym głosikiem – Arigato ne.
Shinji nie miał pojęcia co go poniosło i dlaczego zrobił coś tak zawstydzajacego, ale teraz wiedział tylko jedno – że nie chce jeszcze puszczać Mayi… Jeszcze tylko chwilkę, albo dwie i… I wcale nie czuł się niezręcznie. Jego kouhai był taki ciepły i pachniał jak Maya. Teraz nawet to, że przed chwilą rozpłakał się przed nim z tak błahego powodu, nie miało znaczenia.

I podczas tej jednej chwili, obejmując się tak długo i w niemalże zupełnej ciszy, chyba po raz pierwszy raz w życiu, oboje pomyśleli o tej samej piosence. "In my dream (with shiver)" i to ją właśnie wykonali na albumie LUNA SEA MEMORIAL cover album.

-----------------------------------------------------

~Pico ('.')

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

THAT WAS A GIMMICAL IMPACT 3 - Day off




Aiji nadal nie mógł wyjść z szoku, jakiego doznał po tych kilku dniach
nagrań z Yamazakim. Tak nagle spotkał kogoś, z kim tak dobrze się
rozumiał! No dobra, spotkał go już dużo wcześniej, ale to było tyle
lat temu, że ledwo pamiętał tego małego, uroczego chłopca jakim był
Masahito. Niemniej jednak wspomnienia z nim związane, jakie Shinji
potrafił przywołać w pamięci, były bardzo miłe i wesołe. Jednakże te
najnowsze, te zaledwie ze wczoraj przyćmiewały w jego umyśle wszystko
inne.
Biegł po bieżni w siłowni cały czas bujając w obłokach. Atmosfera w
studio kiedy był w nim z Mayą, w niczym nie przypominała strutej aury
jaka gnębiła go w PIERROcie. Piosenki, które pisał Maya były świetne,
tak samo jak wszystkie jego pomysły. Jakby tego było mało Masahito
myślał to samo o jego kompozycjach. No, i dużo rozmawiali. Bardzo
dużo, bo naprawdę świetnie się z nim gada. Czuł to wspólne
oddziaływanie na siebie dwóch artystów, dzielił się swoimi pomysłami
tak lekko i wszystko co mówił tak idealnie pokrywało się i dopełniało
wizje Mayi. "Synchronizacja dusz: 100%"  pomyślał rozbawiony, bo ta
sytuacja przypomnała mu scenę z Neon Genesis Evangelion. No właśnie,
nawet pod względem anime i mangi mieli te same zdania. Aiji poczuł
elektryczny impuls w żyłach. Rozpierała go energia i żałował, że nie
może zadzwonić do Mayi i wymyślić im jakiegoś kolejnego zajęcia, nad
którym mogliby pracować razem, ale wiedział, że nie powinien. Po
intensywnie spędzonych dniach nagrań Maya na pewno chce mieć trochę
spokoju i on, jako jego senpai powinien uszanować jego prywatność.

Po skończonym treningu i nudnym wieczorze, podczas którego jego jedyną
rozrywką było PSP, zmienił zdanie. Jeśli zadzwoni do Masahito z jak
najbardziej luźną propozycją wypadu na wspólny obiad, Maya w cale nie
musi się zgadzać i będzie OK jeśli powie, że ma inne plany. Wybrał
numer telefonu młodszego i był trochę zły na siebie, bo nie potrafił
opanować uczucia podenerwowania. "Co do cholery, przecież to tylko
mały Masahito i nie jest tak, że ograniczam jego wolność. Zapytam
tylko co porabia!" Kiedy usłyszał dźwięczne "Halo" po drugiej stronie
słuchawki jego serce podskoczyło trochę.
- Un, cześć Maya...
- O! Aiji-senpai! Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty, bo odebrałem
bez patrzenia na ekranik. Coś się stało? - wyrzucił na jednym tchu
Masahito, ogromnie zaskoczony faktem, że Senpai do niego dzwoni.
- Nie, nic się nie stało. - Odpowiedział ze śmiechem i już o wiele
swobodniej niż na początku. - Chciałem tylko zapytać czy masz może
jakieś plany na wieczór...?
- Plany? - zaskoczenie Yamazakiego wzrosło nawet bardziej - N-nie~
Szczerze mówiąc siedzę w domu i nudzę się. - "No pięknie, głąbie, aleś
palnął. Teraz Senpai pomyśli, że jesteś ostatnim aspołecznym idiotą i
obibokiem." Myślał gorączkowo, ale było już po fakcie...
- Uhm, no, ja też. Całe popołudnie grałem w Mon Hana i teraz właśnie
chciałem wyjść gdzieś coś zjeść i pomyślałem, że... No, może chciałbyś
wyskoczyć ze mną?
- Serio? - zareagował może trochę zbyt entuzjastycznie niż powinien -
Oh, to znaczy, pewnie, bardzo chętnie. - uśmiechnął się do słuchawki.
- OK. To może być za jakieś pół godziny?
- Może być. Gdzie się umawiamy?
- W sumie to myślałem, że może wpadnę po ciebie samochodem, a potem
coś zdecydujemy.
- Ah, OK. To w takim razie będę gotowy za pół godziny. - "Łaaaaaaaa!!
Wpadnie po mnie samochodem!?!!!"
- W porządku. To do zobaczenia.
- Paaa~ - rozłączyli się.
        Kiedy tylko Maya odłożył słuchawkę, podskoczył zachwycony i
automatycznie wykasował z głowy wszystkie obawy jakimi gnębił sam
siebie od rana. Jak to wspaniale, jak to wspaniale, że zadzwonił do
niego i zaproponował wspólny obiad!! To znaczy, że spędzą razem
wieczór, no, przynajmniej z godzinę lub dwie. Maya pobiegł do pokoju i
otworzył szafę. Był kwiecień, więc było już dosyć ciepło. Wybrał luźne
dżnsy, żółty pasek, T-shirt z wielkim różowym napisem: "ICE CREAM",
wyglądającym jakby zaraz miał spłynąć z jego koszulki niczym
roztopione lody. Uczesał się starannie lekko roztrzepując włosy, żeby
wyglądały odrobinę niedbale. Zastanawiał się też ostatnio czy by nie
przefarbować włosów na jakiś jaśniejszy kolor, bo jak na razie miał
swój naturalny czarny kolor, z jednym szerokim pasmem z boku dolnej
partii włosów pofarbowanym na różowo. Jednakże nie chciał jeszcze nic
zmieniać, bo nie był pewien co będzie pasowało do ich visualu. Jeszcze
nie było  czasu, żeby coś w tej sprawie ustalić.
Ponieważ było już ciemno, a co za tym idzie - chłodno, zarzucił na
siebie również niebieską bluzę z literą "M" na przodzie i
czarno-srebrne tenisówki. Ani się obejrzał a już słyszał dzwonek do
drzwi...

*****************

        Hiroshi i Naoki wracali właśnie do domu. Na parkingu przed
budynkiem dostrzegli, jak im się wydawało, znajomą postać. Jak mogliby
jej nie zauważyć! Ktoś z taką dozą wrodzonej gracji w ruchach nie może
pozostać niezauważony. Zastanawiali się tylko, co Aiji robi pod ich
mieszkaniem o 11 wieczorem? Czyżby Maya jednak do niego zadzwonił i
umówili się na kolejne spotkanie z gitarami? Podeszli i przywitali się
zapytawszy grzecznie, czy nie będą swoim gadaniem przeszkadzać Mayi i
Aiji'emu w próbie. Jak się jednak okazało, Aiji nie miał zamiaru
zostawać dłużej:
- Oh, nie. Ja tylko przyjechałem po Mayę i zaraz jedziemy na miasto.
Nie będziemy wam przeszkadzać. Poza tym jest już przecież późno. -
odpowiedział z uśmiechem.
- Hm? Więc jednak Maya zebrał się na odwagę i zadzwonił do ciebie? -
wypalił Hiro nie pomyślawszy wcześniej, że Maya wolałby, aby Aiji nie
dowiedział się o jego rozterkach.
- Nie. Prawdę mówiąc, to ja do niego zadzwoniłem. Ale dlaczego mówisz,
że:"Odważył się"?? - zapytał szczerze zdziwiony tym, że Maya mógłby
się wahać czy zadzwonić do niego czy nie.
- O-oh, wiesz, Aiji-san, bo Maya po prostu nie chciał ci przeszkadzać
czy zawracać głowy w dzień wolny i to dlatego. Nawet jeśli miał ochotę
spędzić z tobą ten wolny czas. - pospieszył z odpowiedzią Nao, tym
samym uniemożliwiając Hiroshiemu chlapnięcia kolejnych, mogących
wprawić Mayę w zakłopotanie, rzeczy.
- Aha, rozumiem. Zupełnie niepotrzebnie. Ja też chętnie spędzę z nim
mój wolny czas. - uśmiechnął się przyjacielsko.
- Ah, Aiji-san! Zdaje się, że jesteś wspaniałym senpai! Maya jest
niezłym szczęściarzem. - odrzekł wesoło Naoki zupełnie oczarowany
Shinjim.
- Ahaha! Mam nadzieję, że Maya nie będzie miał powodów, żeby na mnie
narzekać. I sądzę, że to ja tu jestem szczęściarzem. - Hiroshi szedł
obok Nao i już nie odezwał się prawie ani słowem zrozumiawszy swoją
małą wpadkę. Na całe szczęście Aiji w ogóle na nią nie zareagował.
Doszli do mieszkania. Drzwi otworzył im promieniejący Maya, który
natychmiast wyszedł razem z Aijim zostawiając ich samych.

- Ej, Nao?
- Hm? - zapytał zalewając herbatę.
- Myślisz, że im się uda?
- Co im się uda?
- No, Mocochang. Czy uda im się osiągnąć to o czym marzy Maya? -
zamyślił się na poważnie leżący na sofie Hiroshi - Ja naprawdę bardzo
bym chciał, żeby im się udało.
- Popatrz tylko na nich - odrzekł ze stoickim spokojem Naoki niosąc
herbatę do stolika - Czy widziałeś, żeby Maya kiedykolwiek tak za kimś
szalał? Mam na myśli partnera z zespołu.
- No nie. Ale co jeśli to tylko chwilowe? Albo co jeśli Aiji-san go
rozczaruje? - zmartwił się jakby chodziło o jego własną przyszłość.
- Głupi jesteś. - przewrócił oczami Nao - Jesteśmy jego najleprzymi
przyjaciółmi, kto inny jeśli nie my miałby w niego wierzyć? Poza tym,
wiem, że Aiji również go nie zawiedzie. - uśmiechnął się.
- Hę? Skąd niby wiesz?!? - zdziwił się Hiro wstając do siadu.
- Powiedzmy, że to szósty zmysł, którego ty najwyraźniej nie
posiadasz. - dokuczył mu Naoki.
- Szósty zmysł!? Też mi coś! - fuknął - naczytałeś się za dużo mang
dla dziewczyn, które ilustrujesz.
- No dobrze już. Nie gniewaj się. - wtulil sie w niego.

********************

        Maya był podekscytowany. Przez ostatnie dni zdarzało mu się
to nader często. Ale miał ku temu powody. Siedział właśnie w
wypucowanym samochodzie Aiji'ego i jechał do centrum na kolację. Nie
mógł się powstrzymać, żeby ciągle nie zerkać na swojego towarzysza,
który wyglądał wprost olśniewająco. Dopasowane ciemnofioletowe rurki,
T-shirt z dużą srebrną czachą i i na to błyszcząca skórzana kurtka i
wysokie do łydki  równie błyszczące buty. Dziś Shinji miał rozpuszczone włosy
z przedziałkiem na boku. Pazurki cudownie podkreślały rysy jego
twarzy, a dłuższe partie spływały na plecy i ramiona. Do tego miał
zrobiony delikatny makijaż; tusz i odrobina kredki do oczu.
Wystarczająco, żeby wyglądał super sexy. Dlatego właśnie Maya siedział
jak zaczarowany zastanawiając się czy Senpai zawsze tak wychodzi na
miasto, czy tylko na specjalne okazje. Niemniej jednak myśl, że
wyjście z nim to specjalna okazja sprawiała, że zaczynał się
denerwować.
- To dokąd jedziemy? - zapytał, żeby zmienić tor myśli.
- A co chcemy zjeść?
- Hm… Nie wiem. Może sushi? – Aiji uśmiechnął się pod nosem. On też miał ochotę na sushi.
- To może pojedziemy do jednej z moich ulubionych restauracji? Może być?
- Pewnie, że może! – ucieszył się Maya wiedząc, że poznając miesca, w których bywa Aiji, dowie się również kolejnych rzeczy o nim samym.

         Lokal, do którego zawiózł go Shinji znajdował się na ostatnim piętrze wieżowca w samym centrum. Był urządzony bardzo nowocześnie i wywarł na Mayi spore wrażenie. „Więc do takich miejsc chodzi Aiji-senpai”- myślał zanim podszedł do nich kelner witając się z Aijim i mówiąc, że cieszy się, iż widzi go ponownie. Mayę troszkę to zaskoczyło, ale w końcu czegoś takiego można było się spodziewać po Aijim. Dostali stolik na samym końcu przy oknie z niesamowitym widokiem na nocne Tokyo. Kiedy skończyli jeść i chlipali już tylko swoje herbaty Aiji pomyślał, że to dobra chwila, żeby o coś zapytać.
- Maya?
- Hm?? – spojrzał na niego wyczekująco.
- Chciałbym zapytać… Bo chciałbym wiedzieć na pewno… Uhm, to znaczy, jeżeli możesz mi już odpowiedzieć… - poczuł się nagle trochę zmieszany – Maya, czy chciałbyś założyć ze mną zespół?
- A,,, Aiji-senpai, ale przecież mówiliśmy już, że chcemy zespołu…
- Tak, ale mi nie chodzi o taki zespół o jakim do tej pory mówiliśmy. To znaczy, dużo o tym myślałem przez ostatnie dni i dzisiaj doszedłem do wniosku, że nie chcę szukać innych ludzi do zespołu…
- Eh? J-jak to? Przecież sam mówiłeś, że Shouta-san powiedział, że Mocochang nie ma szans na wydanie czegokolwiek bez stałego składu i… i… - sam nie wiedział co myśleć o tym co usłyszał.
- Tak, ale z szukania kogoś na siłę może nie wyjść nic dobrego. Maya, moglibyśmy założyć band jako duet, a bas, klawisze i perkusję załatwiliby muzycy supportujący. To znaczy, myślę, że z komponowaniem własnego materiału spokojnie damy sobie radę, i przede wszystkim, nikt nie mógłby się nam wtrącić, ponieważ realnymi członkami zespołu bylibyśmy tylko ty i ja.
- S-senpai… - Maya zastygł w szoku, ale jego nieruchome spojrzenie, które przecięło się ze wzrokiem Aiji’ego rozbłysnąło radosnymi iskierkami. – Myślisz, że naprawdę moglibyśmy tak zrobić???
- Uhm! – pokiwał entuzjastycznie głową.
- A-ale… - Maya nagle zmarkotniał – Ale przecież chyba nie możemy mieć supportującego wokalisty!!
- Maya, ale… Ja w ogóle nie myślałem o czymś takim, bo… - urwał spoglądając Masahito prosto w oczy i kontynuował z pewnością siebie jakiej nie czuł chyba jeszcze nigdy – Maya ja zdecydowanie obstaję przy tym, żebyś to ty został naszym wokalistą.
- Aiji, ale ja nigdy nie śpiewałem, naprawdę nie wiem czy to jest dobry pomysł, ja…
- Maya, nie wygłupiaj się! – podniósł głos – Masz jeden z najlepszych głosów jakie kiedykolwiek miałem okazję usłyszyć i ty mi mówisz, że to nie jest dobry pomysł?? – Masahito zagryzł wargę zastanawiając się. W sumie zawsze na karaoke mu mówiono, że ładnie śpiewa, ale zawsze myślał też, że chodzi po prostu o to, że nie fałszuje. Czy jest wystarczająco dobry, żeby zostać wokalistą? Co więcej, czy jest na tyle dobry, żeby stanąć u boku Aijiego na scenie jako ich wokalista?
- Aiji-senpai… Naprawdę? Naprawdę uważasz, że dałbym sobie radę?
- Jestem pewien – odrzekł uśmiechając się ślicznie, gdyż czuł już, że Maya się zgodzi. – chcę, żebyś był wokalistą w naszym duecie. Proszę.
- A ty będziesz grał na gitarze? – zapytał jeszcze, jakby to nie było oczywiste.
- Obaj będziemy grali, jeśli chodzi o nagrania studyjne, a na scenie ja będę grał a ty śpiewał. Co ty na to?
- Dobrze. – uśmiechnął się nieśmiało. – Dam z siebie wszystko.

poniedziałek, 18 lipca 2011

IT WAS A GIMMICAL IMPACT 2 - Recording

- Oooooh!! Na żywo Aiji-sama jest jeszcze bardziej cool!! - zakrzyknął
Hiroshi, kiedy tylko Maya zamknął drzwi za gitarzystą.
- Ciiiicho głąbie, bo usłyszy!! - Maya syknął na niego zakrywając mu
usta dłonią.
- I jaki miły. - dodał kiedy tylko udało mu się wyswobodzić - Aniołek.
Żaden tam mrok i zło.
- I jaki ładny... - szepnął zachwycony Nao.
- I pachniał tak cudownieee! - zauważył niedyskretnie Hiro.
- Dolce&Gabbana~~~ - zapiali chórem Nao i Hiro, po czym wybuchneli
śmiechem zaskoczeni własnym synchro.
- Niezła partia dla naszego Mayatana!
- Cicho bądźcie. - Masahito glebnął się na sofę - on przyszedł
porozmawiać o muzyce. A nie... - wywrócił oczyma i westchnął nie mogąc
uwierzyć we własne szczęście, a za razem zabraniając sobie myśleć o
Aijim jako o potencjalnym obiekcie do podrywania, mimo, iż było to
trudne, bo... Bo Aiji po prostu był niesamowity pod każdym względem.
Ktoś taki jak Aiji na pewno mógł mieć każdą dziewczynę i Masahito był
przekonany, że Shinji nie spojrzałby na niego w TEN sposób. Teraz,
kiedy po tak długim czasie ponownie spotkał swojego Senpai wiedział,
że zachwyt i szacunek, które Aiji od zawsze w nim budził nie były
tylko zwykłym zachwytem i szacunkiem. Niemniej jednk wiedział też, że
przede wszystkim musi dać z siebie wszystko w studiu. Możliwość
tworzenia z Aijim była tak niesamowita, że Mayatan nigdy nawet nie
marzył, że otrzyma taką szansę od losu. Postanowił, że nie może żadnym
nieodpowiednimi uczuciem zrazić do siebie Aiji'ego. Właśnie dlatego,
że tak bardzo go szanuje i podziwia.  Sam nie mógł w to uwierzyć, ale
Aiji powiedział, że chce spróbować jeszcze w tym tygodniu popracować
nad piosenkami, które Maya nagrał na demówce Mocochanga i być może
spróbować stworzyć wspólną kompozycję. No i najważniejsze. Shinji
zdradził Mayi nieoficjalny news o tym, że PIERROT kończy działalność.
W sumie ten fakt nie zmartwił go aż tak bardzo, ponieważ zawsze
wydawało mu się, że Aiji nie do końca pasuje do tego zespołu. Nigdy
nie odważyłby się tego powiedzieć na głos, bo to w końcu decyzja
Shinji'ego w jakim zespole chciał grać. Niemniej jednak, po
dzisiejszej rozmowie wiedział już, że sam Aiji już od dłuższego czasu
nie czuł się dobrze grając z Kirito i resztą.
Aaaah~. Dziś Aiji powiedział mu tyle dobrych słów... Był taki
entuzjastyczny, kiedy mówił, że jutro zamówi dla nich studio
nagraniowe... Jak to możliwe, że Shinji natknął się właśnie na jego
demo!?
Mayatan zamknął oczy leżąc w dalszym ciągu na sofie. Serce biło mu
szybko. Gdyby tak on - Mayatan - mógł sprawić, że Aiji znowu czułby
się wspaniale grając w zespole. W jego zespole. Skoro Aiji nie będzie
miał już bandu to znaczy, że Mayatan naprawdę ma szansę na współpracę
z nim! Tak bardzo, bardzo, bardzo by tego chciał. Ze wszystkich ludzi
na świecie... Mayatan podczas tych kilku godzin spędzonych z Aijim,
czuł, że powinien postawić wszystko na jedną kartę... Z inspiracją jest
zupełnie inaczj niż ze wzajemnym poznawaniem się. Inspiracja
przychodzi nagle i od razu wie się czy jest dobra czy nie. Masahito
niemalże fizycznie czuł jak wszystkie trybiki twórczego mechanizmu w
jego umyśle zostały wprawione w ruch.
Tę noc spędził z gitarą na kolanach od nowa przerabiając wszystkie
dokończone i niedokończone kompozycje jakie tylko miał. Spojrzał na
Mocochanga z zupełnie innej strony i w jego głowie pojawiło się kilka
nowych pomysłów, których postanowił nie ignorować. Tak jak powiedział
mu dziś Aiji: "Nawet tych pomysłów - które wydaje ci się, że nikomu
się nie spodobają - nie należy porzucać. Zwłaszcza tych."

        Następne kilka dni Maya i Aiji spędzili w studio. Szybko
zaczęli oswajać się ze swoją obecnością, a było to tym bardziej łatwe,
że okazało się, iż mają mnóstwo tych samych nawyków jeśli chodzi o
pracę. Mayatan od początku postanowił, że będzie szczery i mówił
wprost o tym co mu się podoba lub nie i Aiji był tym zachwycony.
Atmosfera podczas nagrań była niesamowita i obaj tryskali energią. Co
prawda nie nagrali zbyt wiele, ponieważ większość czasu przegadali,
ale to też było dobre. Ich współpraca zaczęła się tak nagle, że
praktycznie niewiele wiedzieli o sobie i o tym co właściwie chcieliby
zrobić jako - mieli nadzieję - mający powstać zespół. Wszystkie te
godziny, które spędzili na rozmowach pomogły im poznać siebie i swoje
marzenia. Pomogły im utwierdzić się w przekonaniu, że to właśnie ten
drugi jest najprawdopodobniej największą inspiracją artystyczną w ich
życiu.

Po czterech dniach intensywnej pracy Maya wrócił do domu zupełnie
niezadowolony. Kiedy wyszedł ze studia zorientował się, że nie ma
pojęcia ile dni nie będzie widział się z Aijim. Nie współpracowali
przecież jeszcze oficjalnie i nie mieli, żadnych konkretnych planów co
będzie dalej. Oczywiście, że teraz należało im się dzień lub dwa
wolnego, ale Masahito czarpał z pracy tyle przyjemności, że wolne
wydawało mu się męczącym i niepotrzebnym czasem, który będzie musiał
przetrwać sam myśląc o tym czy powinien zadzwonić do Shinji'ego, czy
raczej czekać aż on to zrobi. 
Siedząc w pokoju wyrzucał sobie, że tyle lat był z dala od niego nie robiąc nic aby się zbliżyć. Ale różne zrządzenia losu wpłynęły na to, że wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Poza tym wtedy, kiedy poznali się w Nagano Masahito był jeszcze dzieciakiem, a sześć lat różnicy wieku, które ich dzieliło było, przynajmniej wtedy, nie do przebycia. Z drugiej strony nie było jakoś okazji, żeby skontaktować się z Aijim zaraz po tym jak Mayatan sam przeprowadził się do Tokyo. Poza tym, nie miał na niego żadnych namiarów. Jakby na to nie patrzeć byli sobie praktycznie obcy... Dopiero teraz, kiedy miał okazję spędzić tych kilka dni z Aijim - tworząc, wymieniając się pomysłami, rozmawiając i jedząc wspólnie posiłki - Mayatan był pewien, że prędzej czy później ich drogi musiały się zejść, inaczej jego, życie nie miałoby sensu. Do idealnego scenariusza brakowało jeszcze tylko tego, żeby Shinji myślał o Masahito tak samo, ale życie nigdy nie pisze takich fantastycznych scenariuszy. Niemniej jednak, być z Aijim w zespole, być kouhaiem swojego najcenniejszeko senpaia - czyż to już nie był fantastyczny scenariusz? 
        W takim melancholijnym nastroju zastali go współlokatorzy.
- Mayatan, czy ty nie jesteś czasem przemęczony? - zmartwił się Naoki
siadając obok niego na sofie. - Ostatnio nie ma cię całe dnie i nawet
noce... - przytulił się lekko do jego ramienia.
- Nie. Ja po prostu... Jestem trochę zdezorientowany. - westchnął - Bo...
Jutro mam wolne...
- Stary! Czyś ty zwariował!? - przerwał mu Hiroshi, który właśnie
wszedł do pokoju - Dzień wolny powinien napawać cię radością i
beztroską, a ty czujesz się zdezorientowany???
- To nie tak. Ja wcale nie chcę siedzieć w domu. Nie potrzebuję
wolnego. Chcę iść do studia, albo chcę pisać piosenki z Aijim, chcę
spędzać z nim czas pomiędzy tym. Jest jeszcze tyle rzeczy, o które
chciałbym zapytać i o których chciałbym z nim porozmawiać.
- No więc powiedz mu to. Powiedz, że jeśli macie na serio popchnąć ten
zespół do przodu to nie ma czasu na leniuchowanie.
- Nie mogę tego zrobić! - jęknął zrozpaczony Masahito - Nie mogę aż
tak ingerować w jego życie. Wiecie, może on ma co zrobić z tym czasem.
Na pewno ma jakieś zainteresowania, hobby, albo zwyczajnie chce
spotkać się z przyjaciółmi, albo z-z kimś... - zmarkotniał.
- Mayatan - powiedział cicho Naoki - Nie martw się. Jestem pewien, że
Aiji-san z czasem zostanie twoim przyjacielem i wtedy z tobą też
będzie spędzał swój czas wolny. - pogładził go po dłoni. Hiro miał już
palnąć coś o tym, że Mayatan przecież najchętniej zaciągnął by
Aiji'ego do łóżka, ale coś go powstrzymało. Mina Mayi. Zdecydowanie po
raz pierwszy widział swojego przyjaciela w takim stanie. Pewnie, że
Mayę z Aijim łączył tylko mający powstać zespół i jak na razie Mayatan
nie miał, żadnych innych pretekstów, aby spotykać się z gitarzystą,
ale Mayatan, którego znali z Naokim, normalnie od razu startowałby do
osoby, która mu się podobała. A teraz Masahito siedzi z ponurą miną i
nie zrobi żadnego kroku w stronę Aiji'ego, bo obawia się, że może to
zostać odebrane jako narzucanie się. W każdym jego słowie było słychać
troskę o to czego chciałby Aiji, co pomyślałby Aiji lub czego od Mayi
oczekuje, a wszystkie pragnienia i myśli Mayatana nawet w oczach jego
samego stawały się drugo a nawet trzeciorzędne.
- Mayatan. - zaczął znienacka Hiro siadając ubok - ty naprawdę jesteś
w nim totalnie zakochany. - stwierdził bez ogródek. Masahito drgnął
niespokojnie i z lekkim przerażeniem na twarzy energicznie pokręcił
głową zaprzeczając sam sobie.
- N-nie, nie! Ja tylko nie chcę, żeby Aiji-senpai pomyślał, że...
- No widzisz? Ciągle tylko Aiji. Aiji to, Aiji tamto. Rozumiem, że nie
chcesz go na razie podrywać ze względu na zespół, ale bądź chociaż
szczery sam ze sobą.
- Nie... Ale ja... - Mayatan nie potrafił szybko znaleźć w głowie co
właściwie miałby na to odpowiedzieć, więc tylko zaciął się i spuścił
głowę. Naoki objął Masahito i próbował niewerbalnie dać znać Hiro,
żeby nie ciągnął już tematu. Niemniej jednak długowłosy nie lubił
takich niedokończonych rozmów.
- Mayatan - zaczął spokojniejszym głosem - Czy szanujesz i podziwiasz
Aiji'ego za to kim jest i co osiągnął?
- Pewnie, że tak.
- Czy wydaje ci się, że Aiji-san jest twoją największą inspiracją? -
powtórzył słowa, które Mayatan powtarzał wiele razy podczas ostatnich
dni.
- Nie wydaje mi się. Ja to wiem. - burknął, na co Hiro tylko
uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba przyznasz mi rację, że Aiji-san jest niezwykle ładny?
- Jest. - przyznał.
- A jego sposób bycia jest wyjątkowo czarujący...?
- Uhm. - zarumienił się.
- I nawet kiedy idzie korytarzem wygląda jakby szedł po wybiegu?
- Przestań! - nie wytrzymał Masahito - No dobra, może trochę mi się
podoba, ale co w tym dziwnego?! Chyba nie ma na świecie osoby, której
by się nie podobał! Ale to wcale nie znaczy, że kiedykolwiek ja
mógłbym spodobać się jemu! Poza tym, to nie znaczy też, że jestem w
nim zakochany. - nie chciał już myśleć o tym co najbardziej go
trapiło.
- Mayatan, wiesz, że chcę dla ciebie dobrze, więc lepiej pomyśl co
zrobić ze swoimi uczuciami do Aiji'ego, OK? - powiedział zmartwionym
tonem i położył głowę na ramieniu Masahito.
- OK, ale nie mogę nic zrobić. Na pewno nie teraz, ani w najbliższym
czasie... - zamysłił się kładąc dłoń na dłoni Hiro - w dalszym raczej
też nie...

niedziela, 3 lipca 2011

IT WAS A GIMMICAL IMPACT 1 - Demo

To był już koniec. Zespół, który stał się tak wielki, że jego wielkość przerosła jego jakość, kończył się. Atmosfera jaka panowała w studio podczas nagrywania ostatniego singla PIERROTa była nie do zniesienia. Ciągłe sprzeczki, coraz większe różnice zdań i niejasny podział ról w zespole, który raczej nie powinien być już nazywany w ten sposób, bo po pracy zespołowej sprzed dziesięciu lat nie zostało już ani śladu. Już od kilku miesięcy było wiadomo, że nie dadzą rady dłużej tego ciągnąć, ale jednocześnie przez te długie kilka miesięcy nikt z członków zespołu nie odważył się podjąć żadnej poważnej decyzji. Ku zaskoczeniu wszystkich, pierwszego dnia nagrań do najnowszego singla, osobą, która powiedziała: "odchodzę" był Aiji. Spokojny, odpowiedzialny i niedający się nie lubić Aiji. Mimo, że to nie on był uczestnikiem głównych sporów dzielących band, jako pierwszy zebrał się w sobie i zakończył działalność PIERROTa. Nie zrobił tego dosłownie, ale pozostali doskonale wiedzieli, że nawet jeśliby znaleźli na jego miejsce nowego gitarzystę, PIERROT już nigdy się nie podniesie. Żaden z nich nie czuł już nic z dawnego zapału i radości jaką sprawiało im pisanie piosenek, żaden z nich nie dzielił swoich inspiracji z resztą kolegów. Żaden z nich nie zauważył nawet kiedy zaczęli się od siebie oddalać - jako artyści; jako przyjaciele... "Przyjaciele?" - wytknął sobie w myślach rozgoryczony Aiji. Zastanowił się nad tym, czy kiedykolwiek byli dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi... "Nigdy." - stwierdził krótko wypowiadając ten fakt na głos. Nikt z obecnych w studiu nie zapytał nawet o co mu chodzi, mimo, że wszyscy usłyszeli jego cichy i nad wyraz spokojny głos rozbrzmiewający głucho w jednym słowie: "Nigdy." Uśmiechnął się gorzko i pochyliwszy się nad trzymaną w rękach gitarą szepnął do niej ponownie: "Nigdy". Po chwili w pokoju dało się słyszeć delikatną, rozpływającą się jak białe obłoczki po błękitnym niebie, melodię. To nie był żaden z utworów PIERROTa. Aiji nie lubił tak naprawdę ich piosenek. Każda z melodii, którą skomponował, po przejściu przez sito wymuszonych kompromisów z resztą zespołu przestawała być jego piosenką. Aiji będąc z PIERROTem miał wszystko: dobrą pozycję w przemyśle muzycznym, masę fanów, pieniądze, ale cierpiał jako artysta. Nie dbał o to, że po odejściu z zespołu nie będzie miał co ze sobą zrobić. Znał przynajmniej sześć bandów, które nawet dziś chętnie przyjęłyby go jako muzyka wspomagającego lub studyjnego. Niemniej jednak Aiji wiedział, że nie chce po prostu grać dla kogoś. Na pewno nie na stałe. Musi coś zrobić z tymi wszystkimi melodiami w swojej głowie, które potrafią go nie raz zbudzić w środku nocy. Mógłby spróbować zebrać ludzi do nowego zespołu, ale nie chciał oddawać swoich utworów w czyjeś ręce, jednocześnie czuł, że musi się nimi dzielić. Potrzebował swobody, ale najbardziej ze wszystkiego potrzebował inspiracji. Potrzebował czegoś co sprawiłoby, że każdy utwór błyszczałby... Czegoś co sprawiłoby, że Aiji też by błyszczał. Uderzył z frustracją w struny gitary i pozostawiając współtowarzyszy w kakofonicznym zdumieniu wyszedł ze studia. Stojąc przed budynkiem zapalił papierosa i uświadomił sobie, że palić też zaczął pod wpływem zespołu. Może kiedy już wypełni ostatnie obowiązki dla PIERROTa, będzie w stanie zostawić za sobą również ten ohydny nałóg?


Była wiosna. Może powinien po prostu zrobić sobie bardzo długie wolne i zobaczyć co się stanie? Zrezygnowanie spowodowane brakiem iskry zapalającej talent Aiji'ego sprawiało, że miał ochotę się poddać. Nie był zrozpaczony. Był spokojny, a za owym spokojem kryło się niespełnienie.


Wszedł z powrotem do budynku wytwórni, ale na samą myśl o ponownym przekroczeniu progu pokoju, w którym nagrywał PIERROT, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Szedł powoli korytarzami czytając wszystkie tabliczki na mijanych drzwiach. Jedne z nich były uchylone i przez szparę Aiji dostrzegł jakiegoś nieporządnie odzianego faceta, który spał w obrotowym fotelu, papieros w jego dłoni zwisającej nad pełną popielniczką. Przyjrzawszy się bliżej, Aiji rozpoznał w młodym mężczyźnie swojego starego znajomego. Zerknął na tabliczkę umieszczoną na drzwiach. Wszystko się zgadzało. To był Shouta-kun, lekko zbzikowany facet, którego zadaniem było przesłuchiwanie wszystkich materiałów demo jakie przychodziły do wytwórni i ewentualne wyłapywanie nowych talentów. Jak widać, po przemęczonym Shoucie, przebrnięcie przez stosy do niczego nie nadającego się chłamu i nie przegapienie czegoś nadającego się do oszlifowania wymagało anielskiej cierpliwości i nade wszystko świetnej intuicji.


Gitarzysta wszedł nieproszony do środka i rozejrzał się dookoła. Zapukał głośno w stół chcąc obudzić śpiącego pracownika. Shouta, mimo, iż trochę wystraszony i rozespany, ucieszył się na widok Aiji'ego.


Rozmawiali chwilę i Aiji opowiedział mu o swojej nieciekawej sytuacji.
- Przykro mi. - odrzekł szczerze mu współczując.
- Niepotrzebnie. - uśmiechnął się - zamierzam nie myśleć o tym co było. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Może dołączę do jakiegoś zespołu, może będę supportem. Wiesz, to naprawdę nie ważne. Ja po prostu muszę grać.
- Aiji! Dlatego jesteś niesamowity - rozochocił się Shouta - Twój talent i pasję do muzyki słychać w każdej nucie, którą grasz. Tacy ludzie nie pojawiają się często, wierz mi - kiwnął głową w stronę piętrzących się na półkach płyt - przesłuchuję niezliczone ilości nagrań młodziaków, którzy myślą, że mają to coś, ale tylko jeden na milion naprawdę ma.
- Hmm... Aż tak źle? - zaśmiał się Aiji - nie ma wśród tych tutaj naprawdę nikogo dobrego?
- Widzisz, w tym przemyśle stwierdzenie dobry czy nie nie wystarcza, sam wiesz jak to wygląda. Mimo, że to ja wybieram nowicjuszy to i tak muszę dzielić ich na nie godnych zaufania, utalentowanych eksperymentatorów i na takich co nadają się do studia mimo, iż są zwyczajnie poprawni, żeby nie powiedzieć nudni, ale właśnie dlatego wytwórnia będzie mogła zainwestować bez większego ryzyka. - Aiji pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Ale! Wśród tych inwestycji bez ryzyka zawsze można przeforsować miejsce dla takich małych ryzykownych perełek - rozpłomienił się Shouta - od tygodnia myślę co począć z taką jedną. Sam posłuchaj! - sięgnął po płytę leżącą tuż przy monitorze i włożył ją do odtwarzacza.


Pierwszymi dźwiękami jakie usłyszeli były jakieś szurania i gmerania. Wreszcie bardzo przyjemny śmiech jednej osoby dał się słyszeć głośniej i wyraźniej, tak, jakby zbliżał się do mikrofonu. Cisza. "Uhm. Jestem Mayatan. Gram na gitarze i nie jestem wokalistą, ale na dzisiaj będę także śpiewał. Przepraszam. - zachichotał dźwięcznie - Mój zespół nazywa się 'Mocochang'..." Trzy utwory, których wysłuchał Aiji były zupełnie inne niż wszystko co słyszał do tej pory. Owszem, dałoby się wydzielić w poszczególnych częściach wiele inspiracji, ale zbyt wiele, żeby być pewnym czym naprawdę Mocochang się inspirował. Gitara była surowa, lecz melodia dźwięcząca jak soczysta truskawka, ktoś wyraźnie bawił się tam syntezatorem i był nie mniej zachwycony różnymi elektronicznymi efektami. No i wokal. Aiji był przekonany, że stwierdzenie, które padło na początku "nie jestem wokalistą..." było jawną prowokacją, ponieważ to właśnie głos gitarzysty był jedną z najsilniej wybijających się i najbardziej oryginalnych części w każdym z trzech prezentowanych na nagraniu demo utworach.
- Nie rozumiem - odrzekł Aiji - dlaczego zastanawiasz się co z nim zrobić? Przecież jest świetny!
- No jest, ale dla wytwórni to jak widać za mało. - odpowiedział nie kryjąc swojego niezadowolenia i pretensji - Mocochang jest zespołem o niestabilnym składzie, żeby nie powiedzieć, że bez składu. W sumie, to wszystkim tak naprawdę zajmuje się Mayatan, wszystkie kompozycje jak i odjechane teksty są jego autorstwa. Główny problem polega na tym, że nikt nie da szansy zespołowi, który nie ma stałego składu. Wiesz, żeby zadebiutowali potrzebny jest wizerunek zespołu, promocja i cały ten shit, tym bardziej, że Mocochang jest visual-kei! Zdaje się, że żaden z jego kumpli, którzy pomogli mu w nagraniu demówki nie bierze muzyki na serio, a już na pewno nie wiąże z nią swojej przyszłości. Jak widzisz, Mocochang, a raczej Mayatan jest w czarnej dupie jeśli natychmiast nie znajdzie sobie porządnego składu. A poza tym, on naprawdę upiera się, że nie jest wokalistą i będzie na to miejsce kogoś szukał. - wzruszył bezradnie ramionami opadając na oparcie fotela.
- Kim jest Mayatan? - zapytał pogrążony w rozmyślaniach Aiji - w sensie... Masz na niego jakieś namiary? - Shouta podał mu pudełko płytki, w którym zamiast okładki była karteczka z ręcznie napisaną nazwą:'mocochang' literami zaaranżowanymi w długi obłoczek. Na odwrocie widniał numer telefonu i podpis: 'mayatan (Masahito Yamazaki)' Yamazaki? Masahito? Przecież go znał!! Chyba...
- Shouta-kun? Czy Masahito pochodzi z Nagano?
- Uhm... Nie jestem pewien. Naprawdę nie wymagamy takich informacji od składających dema...
- Ale to ten Masahito, który kiedyś grał z Sinnersami?
- Uhm... Nie wiem, serio nie pamiętam. Wiem, że on nie jest już amatorem, mówił coś o tym, że jeszcze niedawno był gitarzystą wspomagającym Miyavi'ego.
- Znam go. - zawyrokował Aiji - poznaliśmy się kiedy kończyłem szkołę. On miał wtedy może z 13 lat i często przychodził na koncerty mojego pierwszego zespołu. Czasem przychodził do sklepu muzycznego, w którym dorywczo pracowałem i rozmawialiśmy o LUNA SEA, X JAPAN i takich tam.
Z tego co pamiętam to uczył się grać na gitarze i szło mu naprawdę kiepsko. - zaśmiał się wspominając małego Mayę ekscytującego się kiedy mówił o rocku i visual-kei.
- Może powinienem do niego zadzwonić, może znajdzie muzyków, jednak szkoda, żeby się zmarnował przez taką głupią sprawę. - zastanawiał się Shouta.
- Nie. - Aiji wstał z krzesła - ja to zrobię. Zadzwonię do małego i dowiem się jak się sprawy mają i co planuje. - Shou pokiwał głową - Aha. Jeszcze jedno. Czy mogę to pożyczyć? - podniósł trzymaną w rękach płytę.
- Jest twoja na czas nieokreślony. - wyszczerzył się Shouta.


。・:*:・°'★,。・

- OK, czyli na serio umowiłeś się z TYM Aijim?? - zaczął jeden z jegokumpli gdy Maya tylko odłożył słuchawkę - Dlaczego nie mowiłeś wcześniej, ze kręcicie ze sobą? - wyrzucił mu z lubieżnym uśmieszkiem. - przecież nie mamy przed sobą sekretów!
- Właśnieeee, szczególnie jeśli chodzi o randki z AIJIM - doczepił się drugi chichotając.
- O boże, zamknijcie się zboczeńcy! - Mayatan wywrócił oczyma - On tylko pytał o mój band. Nie wiem właściwie o co mu dokładnie chodziło. W każdym razie powiedział, że chce się ze mną jak najszybciej spotkać.
- No, ale zainteresowałeś go, inaczej by nie dzwonił, nie?
- Chyba tak... - zamyślił się - Dawno się nie widzieliśmy. - dodał uśmiechając się delikatnie.
- C-co?????? To wy się znacie?? - Zakrzyknął Naoki.
- Uhm. - przytaknął Mayatan - Poznaliśmy się jak miałem 13 lat, jeszcze w Nagano.
- I co i co?? Dlaczego nigdy o tym nie wspomniałeś!?
- No, jakoś tak... Wtedy często przychodziłem do sklepu, w którym pracował i rozmawialiśmy. Byłem jego fanem od samego początku. - rozpromienił się wspominając dawne czasy - To trwało może z kilka miesięcy, a potem Aiji-senpai wyjechał do Tokyo i zaczął karierę muzyczną na poważnie. A ja postanowiłem, że poświęcę swoje życie muzyce i visual-kei. Poza tym, miałem zawsze nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy... - Mayatan urwał swoje wspominki, podniósł głowę i spiorunował
 spojrzeniem kolegów. - On tu będzie najdalej za godzinę, więc jak się pojawi to macie się zachowywać!! Żadnych głupich uwag, żadnego macania się na kanapie i tego typu rzeczy! W ogóle najlepiej, żebyście się zmyli na ten czas z domu.
- No wiesz?? Mamy okazję poznać gitarzystę PIERROTa, a ty nas wyganiasz z domu, NO WAY - nadął policzki. - Mayatan zawahał się na chwilę, ale ostatecznie uległ urokowi Hiroshi'ego.
- Oj, już dobrze, dobrze, chodź tu świnko - Maya pocałował go na zgodę. - A teraz ruszcie tyłki i sprzątnijmy ten burdel.


Mayatan mieszkał z dwoma kolegami - Hiroshim i Naokim - w niewielkim mieszkaniu w centrum Shibuyi. Razem tworzyli Mocochang i byli dosyć dobrymi przyjaciółmi. Wspólnie chodzili na zakupy, imprezowali w klubach, robili różne nieprzyzwoite rzeczy. Niestety żaden z nich nie myślał o muzyce jako o swojej przyszłości, więc oczywistym było, że Mayatan musiał znaleźć kogoś z kim dzieliłby swoje zainteresowania i plany.


Gdy rozległo się pukanie wszyscy trzej nie wiedzieli co ze sobą zrobić i jak się właściwie zachować. Ostatecznie Mayatan kazał kolegom po prostu siedzieć w pokoju, a sam pobiegł otworzyć.
Uchylił drzwi i wyjrzał niepewnie. Stał przed nim jeden z najsławiniejszych gitarzystów, TEN Aiji z PIERROTA, ale również Senpai, którego podziwiał i bardzo lubił już 13 lat temu. Co prawda ich znajomość trwała bardzo krótko, ale jednak. Masahito nie był pewny jak się zachować, ani jak powinien zwracać się do Aiji'ego. Z dystansem, czy może bardziej po kumplowsku. W czarnych rurkach, luźnym T-shircie, z błyszczącą torebką na ramieniu, ciemnobrązowe włosy upięte w motylka podkreślały jego twarz królewny.
- "Kakkoiiiii...." - pomyślał i mimowolnie delikatnie się zarumienił. - Ah....konnichiwa, Aiji-san! - Maya uśmiechnął się nieśmiało, a na jego policzkach pokazały się najśliczniejsze dołeczki jakie kiedykolwiek Aiji widział. Teraz to on się zarumienił.
- Konichiwa, Masahito-kun, dawno się nie widzieliśmy! - powiedział wchodząc do środka. Obaj czuli się trochę skrępowani. Aiji był zaskoczony tym jak bardzo Masahito się zmienił. Urósł, wyszczuplał, zapuścił długie włosy z grzywką na bok, jego głos także się zmienił. Nie był już małym chłopcem, niemniej jednak nadal wyglądał jak mały chłopiec.
- Urosłeś. - powiedział uśmiechając się nieśmiało, a Mayatan roześmiał się zmieszany.
Aiji rozejrzał się po mieszkaniu. Od razu rzuciły mu się w oczy plakaty, które wisiały praktycznie na każdej ścianie. X, LUNA, Kuroyume, Pura[*Plastic Tree], MYV... Był też bardzo duży plakakat PIERROTa wiszący na wprost wejścia. Przy stole na samym środku pokoju siedziało dwóch wyraźnie podenerwowanych chłopców, którzy wstali na równe nogi gdy tylko Aiji przekroczył próg.
- Poznaj moich kolegów, to jest Hiroshi, jest modelem, a chwilowo robi za perkusistę Mocochang - Mayatan wskazał ręką na jednego z nich.
- Yoroshikuonegaishimasu! - machnął długim kucykiem przed nosem Aijiego, zginając się w ukłonie.
- A to Naoki, gra na basie, ale tak naprawdę ilustruje mangi - drobny chłopak zarumienił się i również zgiął się w pół mamrocząc zawstydzony jakąś formułkę grzecznościową.