poniedziałek, 18 lipca 2011

IT WAS A GIMMICAL IMPACT 2 - Recording

- Oooooh!! Na żywo Aiji-sama jest jeszcze bardziej cool!! - zakrzyknął
Hiroshi, kiedy tylko Maya zamknął drzwi za gitarzystą.
- Ciiiicho głąbie, bo usłyszy!! - Maya syknął na niego zakrywając mu
usta dłonią.
- I jaki miły. - dodał kiedy tylko udało mu się wyswobodzić - Aniołek.
Żaden tam mrok i zło.
- I jaki ładny... - szepnął zachwycony Nao.
- I pachniał tak cudownieee! - zauważył niedyskretnie Hiro.
- Dolce&Gabbana~~~ - zapiali chórem Nao i Hiro, po czym wybuchneli
śmiechem zaskoczeni własnym synchro.
- Niezła partia dla naszego Mayatana!
- Cicho bądźcie. - Masahito glebnął się na sofę - on przyszedł
porozmawiać o muzyce. A nie... - wywrócił oczyma i westchnął nie mogąc
uwierzyć we własne szczęście, a za razem zabraniając sobie myśleć o
Aijim jako o potencjalnym obiekcie do podrywania, mimo, iż było to
trudne, bo... Bo Aiji po prostu był niesamowity pod każdym względem.
Ktoś taki jak Aiji na pewno mógł mieć każdą dziewczynę i Masahito był
przekonany, że Shinji nie spojrzałby na niego w TEN sposób. Teraz,
kiedy po tak długim czasie ponownie spotkał swojego Senpai wiedział,
że zachwyt i szacunek, które Aiji od zawsze w nim budził nie były
tylko zwykłym zachwytem i szacunkiem. Niemniej jednk wiedział też, że
przede wszystkim musi dać z siebie wszystko w studiu. Możliwość
tworzenia z Aijim była tak niesamowita, że Mayatan nigdy nawet nie
marzył, że otrzyma taką szansę od losu. Postanowił, że nie może żadnym
nieodpowiednimi uczuciem zrazić do siebie Aiji'ego. Właśnie dlatego,
że tak bardzo go szanuje i podziwia.  Sam nie mógł w to uwierzyć, ale
Aiji powiedział, że chce spróbować jeszcze w tym tygodniu popracować
nad piosenkami, które Maya nagrał na demówce Mocochanga i być może
spróbować stworzyć wspólną kompozycję. No i najważniejsze. Shinji
zdradził Mayi nieoficjalny news o tym, że PIERROT kończy działalność.
W sumie ten fakt nie zmartwił go aż tak bardzo, ponieważ zawsze
wydawało mu się, że Aiji nie do końca pasuje do tego zespołu. Nigdy
nie odważyłby się tego powiedzieć na głos, bo to w końcu decyzja
Shinji'ego w jakim zespole chciał grać. Niemniej jednak, po
dzisiejszej rozmowie wiedział już, że sam Aiji już od dłuższego czasu
nie czuł się dobrze grając z Kirito i resztą.
Aaaah~. Dziś Aiji powiedział mu tyle dobrych słów... Był taki
entuzjastyczny, kiedy mówił, że jutro zamówi dla nich studio
nagraniowe... Jak to możliwe, że Shinji natknął się właśnie na jego
demo!?
Mayatan zamknął oczy leżąc w dalszym ciągu na sofie. Serce biło mu
szybko. Gdyby tak on - Mayatan - mógł sprawić, że Aiji znowu czułby
się wspaniale grając w zespole. W jego zespole. Skoro Aiji nie będzie
miał już bandu to znaczy, że Mayatan naprawdę ma szansę na współpracę
z nim! Tak bardzo, bardzo, bardzo by tego chciał. Ze wszystkich ludzi
na świecie... Mayatan podczas tych kilku godzin spędzonych z Aijim,
czuł, że powinien postawić wszystko na jedną kartę... Z inspiracją jest
zupełnie inaczj niż ze wzajemnym poznawaniem się. Inspiracja
przychodzi nagle i od razu wie się czy jest dobra czy nie. Masahito
niemalże fizycznie czuł jak wszystkie trybiki twórczego mechanizmu w
jego umyśle zostały wprawione w ruch.
Tę noc spędził z gitarą na kolanach od nowa przerabiając wszystkie
dokończone i niedokończone kompozycje jakie tylko miał. Spojrzał na
Mocochanga z zupełnie innej strony i w jego głowie pojawiło się kilka
nowych pomysłów, których postanowił nie ignorować. Tak jak powiedział
mu dziś Aiji: "Nawet tych pomysłów - które wydaje ci się, że nikomu
się nie spodobają - nie należy porzucać. Zwłaszcza tych."

        Następne kilka dni Maya i Aiji spędzili w studio. Szybko
zaczęli oswajać się ze swoją obecnością, a było to tym bardziej łatwe,
że okazało się, iż mają mnóstwo tych samych nawyków jeśli chodzi o
pracę. Mayatan od początku postanowił, że będzie szczery i mówił
wprost o tym co mu się podoba lub nie i Aiji był tym zachwycony.
Atmosfera podczas nagrań była niesamowita i obaj tryskali energią. Co
prawda nie nagrali zbyt wiele, ponieważ większość czasu przegadali,
ale to też było dobre. Ich współpraca zaczęła się tak nagle, że
praktycznie niewiele wiedzieli o sobie i o tym co właściwie chcieliby
zrobić jako - mieli nadzieję - mający powstać zespół. Wszystkie te
godziny, które spędzili na rozmowach pomogły im poznać siebie i swoje
marzenia. Pomogły im utwierdzić się w przekonaniu, że to właśnie ten
drugi jest najprawdopodobniej największą inspiracją artystyczną w ich
życiu.

Po czterech dniach intensywnej pracy Maya wrócił do domu zupełnie
niezadowolony. Kiedy wyszedł ze studia zorientował się, że nie ma
pojęcia ile dni nie będzie widział się z Aijim. Nie współpracowali
przecież jeszcze oficjalnie i nie mieli, żadnych konkretnych planów co
będzie dalej. Oczywiście, że teraz należało im się dzień lub dwa
wolnego, ale Masahito czarpał z pracy tyle przyjemności, że wolne
wydawało mu się męczącym i niepotrzebnym czasem, który będzie musiał
przetrwać sam myśląc o tym czy powinien zadzwonić do Shinji'ego, czy
raczej czekać aż on to zrobi. 
Siedząc w pokoju wyrzucał sobie, że tyle lat był z dala od niego nie robiąc nic aby się zbliżyć. Ale różne zrządzenia losu wpłynęły na to, że wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. Poza tym wtedy, kiedy poznali się w Nagano Masahito był jeszcze dzieciakiem, a sześć lat różnicy wieku, które ich dzieliło było, przynajmniej wtedy, nie do przebycia. Z drugiej strony nie było jakoś okazji, żeby skontaktować się z Aijim zaraz po tym jak Mayatan sam przeprowadził się do Tokyo. Poza tym, nie miał na niego żadnych namiarów. Jakby na to nie patrzeć byli sobie praktycznie obcy... Dopiero teraz, kiedy miał okazję spędzić tych kilka dni z Aijim - tworząc, wymieniając się pomysłami, rozmawiając i jedząc wspólnie posiłki - Mayatan był pewien, że prędzej czy później ich drogi musiały się zejść, inaczej jego, życie nie miałoby sensu. Do idealnego scenariusza brakowało jeszcze tylko tego, żeby Shinji myślał o Masahito tak samo, ale życie nigdy nie pisze takich fantastycznych scenariuszy. Niemniej jednak, być z Aijim w zespole, być kouhaiem swojego najcenniejszeko senpaia - czyż to już nie był fantastyczny scenariusz? 
        W takim melancholijnym nastroju zastali go współlokatorzy.
- Mayatan, czy ty nie jesteś czasem przemęczony? - zmartwił się Naoki
siadając obok niego na sofie. - Ostatnio nie ma cię całe dnie i nawet
noce... - przytulił się lekko do jego ramienia.
- Nie. Ja po prostu... Jestem trochę zdezorientowany. - westchnął - Bo...
Jutro mam wolne...
- Stary! Czyś ty zwariował!? - przerwał mu Hiroshi, który właśnie
wszedł do pokoju - Dzień wolny powinien napawać cię radością i
beztroską, a ty czujesz się zdezorientowany???
- To nie tak. Ja wcale nie chcę siedzieć w domu. Nie potrzebuję
wolnego. Chcę iść do studia, albo chcę pisać piosenki z Aijim, chcę
spędzać z nim czas pomiędzy tym. Jest jeszcze tyle rzeczy, o które
chciałbym zapytać i o których chciałbym z nim porozmawiać.
- No więc powiedz mu to. Powiedz, że jeśli macie na serio popchnąć ten
zespół do przodu to nie ma czasu na leniuchowanie.
- Nie mogę tego zrobić! - jęknął zrozpaczony Masahito - Nie mogę aż
tak ingerować w jego życie. Wiecie, może on ma co zrobić z tym czasem.
Na pewno ma jakieś zainteresowania, hobby, albo zwyczajnie chce
spotkać się z przyjaciółmi, albo z-z kimś... - zmarkotniał.
- Mayatan - powiedział cicho Naoki - Nie martw się. Jestem pewien, że
Aiji-san z czasem zostanie twoim przyjacielem i wtedy z tobą też
będzie spędzał swój czas wolny. - pogładził go po dłoni. Hiro miał już
palnąć coś o tym, że Mayatan przecież najchętniej zaciągnął by
Aiji'ego do łóżka, ale coś go powstrzymało. Mina Mayi. Zdecydowanie po
raz pierwszy widział swojego przyjaciela w takim stanie. Pewnie, że
Mayę z Aijim łączył tylko mający powstać zespół i jak na razie Mayatan
nie miał, żadnych innych pretekstów, aby spotykać się z gitarzystą,
ale Mayatan, którego znali z Naokim, normalnie od razu startowałby do
osoby, która mu się podobała. A teraz Masahito siedzi z ponurą miną i
nie zrobi żadnego kroku w stronę Aiji'ego, bo obawia się, że może to
zostać odebrane jako narzucanie się. W każdym jego słowie było słychać
troskę o to czego chciałby Aiji, co pomyślałby Aiji lub czego od Mayi
oczekuje, a wszystkie pragnienia i myśli Mayatana nawet w oczach jego
samego stawały się drugo a nawet trzeciorzędne.
- Mayatan. - zaczął znienacka Hiro siadając ubok - ty naprawdę jesteś
w nim totalnie zakochany. - stwierdził bez ogródek. Masahito drgnął
niespokojnie i z lekkim przerażeniem na twarzy energicznie pokręcił
głową zaprzeczając sam sobie.
- N-nie, nie! Ja tylko nie chcę, żeby Aiji-senpai pomyślał, że...
- No widzisz? Ciągle tylko Aiji. Aiji to, Aiji tamto. Rozumiem, że nie
chcesz go na razie podrywać ze względu na zespół, ale bądź chociaż
szczery sam ze sobą.
- Nie... Ale ja... - Mayatan nie potrafił szybko znaleźć w głowie co
właściwie miałby na to odpowiedzieć, więc tylko zaciął się i spuścił
głowę. Naoki objął Masahito i próbował niewerbalnie dać znać Hiro,
żeby nie ciągnął już tematu. Niemniej jednak długowłosy nie lubił
takich niedokończonych rozmów.
- Mayatan - zaczął spokojniejszym głosem - Czy szanujesz i podziwiasz
Aiji'ego za to kim jest i co osiągnął?
- Pewnie, że tak.
- Czy wydaje ci się, że Aiji-san jest twoją największą inspiracją? -
powtórzył słowa, które Mayatan powtarzał wiele razy podczas ostatnich
dni.
- Nie wydaje mi się. Ja to wiem. - burknął, na co Hiro tylko
uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba przyznasz mi rację, że Aiji-san jest niezwykle ładny?
- Jest. - przyznał.
- A jego sposób bycia jest wyjątkowo czarujący...?
- Uhm. - zarumienił się.
- I nawet kiedy idzie korytarzem wygląda jakby szedł po wybiegu?
- Przestań! - nie wytrzymał Masahito - No dobra, może trochę mi się
podoba, ale co w tym dziwnego?! Chyba nie ma na świecie osoby, której
by się nie podobał! Ale to wcale nie znaczy, że kiedykolwiek ja
mógłbym spodobać się jemu! Poza tym, to nie znaczy też, że jestem w
nim zakochany. - nie chciał już myśleć o tym co najbardziej go
trapiło.
- Mayatan, wiesz, że chcę dla ciebie dobrze, więc lepiej pomyśl co
zrobić ze swoimi uczuciami do Aiji'ego, OK? - powiedział zmartwionym
tonem i położył głowę na ramieniu Masahito.
- OK, ale nie mogę nic zrobić. Na pewno nie teraz, ani w najbliższym
czasie... - zamysłił się kładąc dłoń na dłoni Hiro - w dalszym raczej
też nie...

niedziela, 3 lipca 2011

IT WAS A GIMMICAL IMPACT 1 - Demo

To był już koniec. Zespół, który stał się tak wielki, że jego wielkość przerosła jego jakość, kończył się. Atmosfera jaka panowała w studio podczas nagrywania ostatniego singla PIERROTa była nie do zniesienia. Ciągłe sprzeczki, coraz większe różnice zdań i niejasny podział ról w zespole, który raczej nie powinien być już nazywany w ten sposób, bo po pracy zespołowej sprzed dziesięciu lat nie zostało już ani śladu. Już od kilku miesięcy było wiadomo, że nie dadzą rady dłużej tego ciągnąć, ale jednocześnie przez te długie kilka miesięcy nikt z członków zespołu nie odważył się podjąć żadnej poważnej decyzji. Ku zaskoczeniu wszystkich, pierwszego dnia nagrań do najnowszego singla, osobą, która powiedziała: "odchodzę" był Aiji. Spokojny, odpowiedzialny i niedający się nie lubić Aiji. Mimo, że to nie on był uczestnikiem głównych sporów dzielących band, jako pierwszy zebrał się w sobie i zakończył działalność PIERROTa. Nie zrobił tego dosłownie, ale pozostali doskonale wiedzieli, że nawet jeśliby znaleźli na jego miejsce nowego gitarzystę, PIERROT już nigdy się nie podniesie. Żaden z nich nie czuł już nic z dawnego zapału i radości jaką sprawiało im pisanie piosenek, żaden z nich nie dzielił swoich inspiracji z resztą kolegów. Żaden z nich nie zauważył nawet kiedy zaczęli się od siebie oddalać - jako artyści; jako przyjaciele... "Przyjaciele?" - wytknął sobie w myślach rozgoryczony Aiji. Zastanowił się nad tym, czy kiedykolwiek byli dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi... "Nigdy." - stwierdził krótko wypowiadając ten fakt na głos. Nikt z obecnych w studiu nie zapytał nawet o co mu chodzi, mimo, że wszyscy usłyszeli jego cichy i nad wyraz spokojny głos rozbrzmiewający głucho w jednym słowie: "Nigdy." Uśmiechnął się gorzko i pochyliwszy się nad trzymaną w rękach gitarą szepnął do niej ponownie: "Nigdy". Po chwili w pokoju dało się słyszeć delikatną, rozpływającą się jak białe obłoczki po błękitnym niebie, melodię. To nie był żaden z utworów PIERROTa. Aiji nie lubił tak naprawdę ich piosenek. Każda z melodii, którą skomponował, po przejściu przez sito wymuszonych kompromisów z resztą zespołu przestawała być jego piosenką. Aiji będąc z PIERROTem miał wszystko: dobrą pozycję w przemyśle muzycznym, masę fanów, pieniądze, ale cierpiał jako artysta. Nie dbał o to, że po odejściu z zespołu nie będzie miał co ze sobą zrobić. Znał przynajmniej sześć bandów, które nawet dziś chętnie przyjęłyby go jako muzyka wspomagającego lub studyjnego. Niemniej jednak Aiji wiedział, że nie chce po prostu grać dla kogoś. Na pewno nie na stałe. Musi coś zrobić z tymi wszystkimi melodiami w swojej głowie, które potrafią go nie raz zbudzić w środku nocy. Mógłby spróbować zebrać ludzi do nowego zespołu, ale nie chciał oddawać swoich utworów w czyjeś ręce, jednocześnie czuł, że musi się nimi dzielić. Potrzebował swobody, ale najbardziej ze wszystkiego potrzebował inspiracji. Potrzebował czegoś co sprawiłoby, że każdy utwór błyszczałby... Czegoś co sprawiłoby, że Aiji też by błyszczał. Uderzył z frustracją w struny gitary i pozostawiając współtowarzyszy w kakofonicznym zdumieniu wyszedł ze studia. Stojąc przed budynkiem zapalił papierosa i uświadomił sobie, że palić też zaczął pod wpływem zespołu. Może kiedy już wypełni ostatnie obowiązki dla PIERROTa, będzie w stanie zostawić za sobą również ten ohydny nałóg?


Była wiosna. Może powinien po prostu zrobić sobie bardzo długie wolne i zobaczyć co się stanie? Zrezygnowanie spowodowane brakiem iskry zapalającej talent Aiji'ego sprawiało, że miał ochotę się poddać. Nie był zrozpaczony. Był spokojny, a za owym spokojem kryło się niespełnienie.


Wszedł z powrotem do budynku wytwórni, ale na samą myśl o ponownym przekroczeniu progu pokoju, w którym nagrywał PIERROT, nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Szedł powoli korytarzami czytając wszystkie tabliczki na mijanych drzwiach. Jedne z nich były uchylone i przez szparę Aiji dostrzegł jakiegoś nieporządnie odzianego faceta, który spał w obrotowym fotelu, papieros w jego dłoni zwisającej nad pełną popielniczką. Przyjrzawszy się bliżej, Aiji rozpoznał w młodym mężczyźnie swojego starego znajomego. Zerknął na tabliczkę umieszczoną na drzwiach. Wszystko się zgadzało. To był Shouta-kun, lekko zbzikowany facet, którego zadaniem było przesłuchiwanie wszystkich materiałów demo jakie przychodziły do wytwórni i ewentualne wyłapywanie nowych talentów. Jak widać, po przemęczonym Shoucie, przebrnięcie przez stosy do niczego nie nadającego się chłamu i nie przegapienie czegoś nadającego się do oszlifowania wymagało anielskiej cierpliwości i nade wszystko świetnej intuicji.


Gitarzysta wszedł nieproszony do środka i rozejrzał się dookoła. Zapukał głośno w stół chcąc obudzić śpiącego pracownika. Shouta, mimo, iż trochę wystraszony i rozespany, ucieszył się na widok Aiji'ego.


Rozmawiali chwilę i Aiji opowiedział mu o swojej nieciekawej sytuacji.
- Przykro mi. - odrzekł szczerze mu współczując.
- Niepotrzebnie. - uśmiechnął się - zamierzam nie myśleć o tym co było. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Może dołączę do jakiegoś zespołu, może będę supportem. Wiesz, to naprawdę nie ważne. Ja po prostu muszę grać.
- Aiji! Dlatego jesteś niesamowity - rozochocił się Shouta - Twój talent i pasję do muzyki słychać w każdej nucie, którą grasz. Tacy ludzie nie pojawiają się często, wierz mi - kiwnął głową w stronę piętrzących się na półkach płyt - przesłuchuję niezliczone ilości nagrań młodziaków, którzy myślą, że mają to coś, ale tylko jeden na milion naprawdę ma.
- Hmm... Aż tak źle? - zaśmiał się Aiji - nie ma wśród tych tutaj naprawdę nikogo dobrego?
- Widzisz, w tym przemyśle stwierdzenie dobry czy nie nie wystarcza, sam wiesz jak to wygląda. Mimo, że to ja wybieram nowicjuszy to i tak muszę dzielić ich na nie godnych zaufania, utalentowanych eksperymentatorów i na takich co nadają się do studia mimo, iż są zwyczajnie poprawni, żeby nie powiedzieć nudni, ale właśnie dlatego wytwórnia będzie mogła zainwestować bez większego ryzyka. - Aiji pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Ale! Wśród tych inwestycji bez ryzyka zawsze można przeforsować miejsce dla takich małych ryzykownych perełek - rozpłomienił się Shouta - od tygodnia myślę co począć z taką jedną. Sam posłuchaj! - sięgnął po płytę leżącą tuż przy monitorze i włożył ją do odtwarzacza.


Pierwszymi dźwiękami jakie usłyszeli były jakieś szurania i gmerania. Wreszcie bardzo przyjemny śmiech jednej osoby dał się słyszeć głośniej i wyraźniej, tak, jakby zbliżał się do mikrofonu. Cisza. "Uhm. Jestem Mayatan. Gram na gitarze i nie jestem wokalistą, ale na dzisiaj będę także śpiewał. Przepraszam. - zachichotał dźwięcznie - Mój zespół nazywa się 'Mocochang'..." Trzy utwory, których wysłuchał Aiji były zupełnie inne niż wszystko co słyszał do tej pory. Owszem, dałoby się wydzielić w poszczególnych częściach wiele inspiracji, ale zbyt wiele, żeby być pewnym czym naprawdę Mocochang się inspirował. Gitara była surowa, lecz melodia dźwięcząca jak soczysta truskawka, ktoś wyraźnie bawił się tam syntezatorem i był nie mniej zachwycony różnymi elektronicznymi efektami. No i wokal. Aiji był przekonany, że stwierdzenie, które padło na początku "nie jestem wokalistą..." było jawną prowokacją, ponieważ to właśnie głos gitarzysty był jedną z najsilniej wybijających się i najbardziej oryginalnych części w każdym z trzech prezentowanych na nagraniu demo utworach.
- Nie rozumiem - odrzekł Aiji - dlaczego zastanawiasz się co z nim zrobić? Przecież jest świetny!
- No jest, ale dla wytwórni to jak widać za mało. - odpowiedział nie kryjąc swojego niezadowolenia i pretensji - Mocochang jest zespołem o niestabilnym składzie, żeby nie powiedzieć, że bez składu. W sumie, to wszystkim tak naprawdę zajmuje się Mayatan, wszystkie kompozycje jak i odjechane teksty są jego autorstwa. Główny problem polega na tym, że nikt nie da szansy zespołowi, który nie ma stałego składu. Wiesz, żeby zadebiutowali potrzebny jest wizerunek zespołu, promocja i cały ten shit, tym bardziej, że Mocochang jest visual-kei! Zdaje się, że żaden z jego kumpli, którzy pomogli mu w nagraniu demówki nie bierze muzyki na serio, a już na pewno nie wiąże z nią swojej przyszłości. Jak widzisz, Mocochang, a raczej Mayatan jest w czarnej dupie jeśli natychmiast nie znajdzie sobie porządnego składu. A poza tym, on naprawdę upiera się, że nie jest wokalistą i będzie na to miejsce kogoś szukał. - wzruszył bezradnie ramionami opadając na oparcie fotela.
- Kim jest Mayatan? - zapytał pogrążony w rozmyślaniach Aiji - w sensie... Masz na niego jakieś namiary? - Shouta podał mu pudełko płytki, w którym zamiast okładki była karteczka z ręcznie napisaną nazwą:'mocochang' literami zaaranżowanymi w długi obłoczek. Na odwrocie widniał numer telefonu i podpis: 'mayatan (Masahito Yamazaki)' Yamazaki? Masahito? Przecież go znał!! Chyba...
- Shouta-kun? Czy Masahito pochodzi z Nagano?
- Uhm... Nie jestem pewien. Naprawdę nie wymagamy takich informacji od składających dema...
- Ale to ten Masahito, który kiedyś grał z Sinnersami?
- Uhm... Nie wiem, serio nie pamiętam. Wiem, że on nie jest już amatorem, mówił coś o tym, że jeszcze niedawno był gitarzystą wspomagającym Miyavi'ego.
- Znam go. - zawyrokował Aiji - poznaliśmy się kiedy kończyłem szkołę. On miał wtedy może z 13 lat i często przychodził na koncerty mojego pierwszego zespołu. Czasem przychodził do sklepu muzycznego, w którym dorywczo pracowałem i rozmawialiśmy o LUNA SEA, X JAPAN i takich tam.
Z tego co pamiętam to uczył się grać na gitarze i szło mu naprawdę kiepsko. - zaśmiał się wspominając małego Mayę ekscytującego się kiedy mówił o rocku i visual-kei.
- Może powinienem do niego zadzwonić, może znajdzie muzyków, jednak szkoda, żeby się zmarnował przez taką głupią sprawę. - zastanawiał się Shouta.
- Nie. - Aiji wstał z krzesła - ja to zrobię. Zadzwonię do małego i dowiem się jak się sprawy mają i co planuje. - Shou pokiwał głową - Aha. Jeszcze jedno. Czy mogę to pożyczyć? - podniósł trzymaną w rękach płytę.
- Jest twoja na czas nieokreślony. - wyszczerzył się Shouta.


。・:*:・°'★,。・

- OK, czyli na serio umowiłeś się z TYM Aijim?? - zaczął jeden z jegokumpli gdy Maya tylko odłożył słuchawkę - Dlaczego nie mowiłeś wcześniej, ze kręcicie ze sobą? - wyrzucił mu z lubieżnym uśmieszkiem. - przecież nie mamy przed sobą sekretów!
- Właśnieeee, szczególnie jeśli chodzi o randki z AIJIM - doczepił się drugi chichotając.
- O boże, zamknijcie się zboczeńcy! - Mayatan wywrócił oczyma - On tylko pytał o mój band. Nie wiem właściwie o co mu dokładnie chodziło. W każdym razie powiedział, że chce się ze mną jak najszybciej spotkać.
- No, ale zainteresowałeś go, inaczej by nie dzwonił, nie?
- Chyba tak... - zamyślił się - Dawno się nie widzieliśmy. - dodał uśmiechając się delikatnie.
- C-co?????? To wy się znacie?? - Zakrzyknął Naoki.
- Uhm. - przytaknął Mayatan - Poznaliśmy się jak miałem 13 lat, jeszcze w Nagano.
- I co i co?? Dlaczego nigdy o tym nie wspomniałeś!?
- No, jakoś tak... Wtedy często przychodziłem do sklepu, w którym pracował i rozmawialiśmy. Byłem jego fanem od samego początku. - rozpromienił się wspominając dawne czasy - To trwało może z kilka miesięcy, a potem Aiji-senpai wyjechał do Tokyo i zaczął karierę muzyczną na poważnie. A ja postanowiłem, że poświęcę swoje życie muzyce i visual-kei. Poza tym, miałem zawsze nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy... - Mayatan urwał swoje wspominki, podniósł głowę i spiorunował
 spojrzeniem kolegów. - On tu będzie najdalej za godzinę, więc jak się pojawi to macie się zachowywać!! Żadnych głupich uwag, żadnego macania się na kanapie i tego typu rzeczy! W ogóle najlepiej, żebyście się zmyli na ten czas z domu.
- No wiesz?? Mamy okazję poznać gitarzystę PIERROTa, a ty nas wyganiasz z domu, NO WAY - nadął policzki. - Mayatan zawahał się na chwilę, ale ostatecznie uległ urokowi Hiroshi'ego.
- Oj, już dobrze, dobrze, chodź tu świnko - Maya pocałował go na zgodę. - A teraz ruszcie tyłki i sprzątnijmy ten burdel.


Mayatan mieszkał z dwoma kolegami - Hiroshim i Naokim - w niewielkim mieszkaniu w centrum Shibuyi. Razem tworzyli Mocochang i byli dosyć dobrymi przyjaciółmi. Wspólnie chodzili na zakupy, imprezowali w klubach, robili różne nieprzyzwoite rzeczy. Niestety żaden z nich nie myślał o muzyce jako o swojej przyszłości, więc oczywistym było, że Mayatan musiał znaleźć kogoś z kim dzieliłby swoje zainteresowania i plany.


Gdy rozległo się pukanie wszyscy trzej nie wiedzieli co ze sobą zrobić i jak się właściwie zachować. Ostatecznie Mayatan kazał kolegom po prostu siedzieć w pokoju, a sam pobiegł otworzyć.
Uchylił drzwi i wyjrzał niepewnie. Stał przed nim jeden z najsławiniejszych gitarzystów, TEN Aiji z PIERROTA, ale również Senpai, którego podziwiał i bardzo lubił już 13 lat temu. Co prawda ich znajomość trwała bardzo krótko, ale jednak. Masahito nie był pewny jak się zachować, ani jak powinien zwracać się do Aiji'ego. Z dystansem, czy może bardziej po kumplowsku. W czarnych rurkach, luźnym T-shircie, z błyszczącą torebką na ramieniu, ciemnobrązowe włosy upięte w motylka podkreślały jego twarz królewny.
- "Kakkoiiiii...." - pomyślał i mimowolnie delikatnie się zarumienił. - Ah....konnichiwa, Aiji-san! - Maya uśmiechnął się nieśmiało, a na jego policzkach pokazały się najśliczniejsze dołeczki jakie kiedykolwiek Aiji widział. Teraz to on się zarumienił.
- Konichiwa, Masahito-kun, dawno się nie widzieliśmy! - powiedział wchodząc do środka. Obaj czuli się trochę skrępowani. Aiji był zaskoczony tym jak bardzo Masahito się zmienił. Urósł, wyszczuplał, zapuścił długie włosy z grzywką na bok, jego głos także się zmienił. Nie był już małym chłopcem, niemniej jednak nadal wyglądał jak mały chłopiec.
- Urosłeś. - powiedział uśmiechając się nieśmiało, a Mayatan roześmiał się zmieszany.
Aiji rozejrzał się po mieszkaniu. Od razu rzuciły mu się w oczy plakaty, które wisiały praktycznie na każdej ścianie. X, LUNA, Kuroyume, Pura[*Plastic Tree], MYV... Był też bardzo duży plakakat PIERROTa wiszący na wprost wejścia. Przy stole na samym środku pokoju siedziało dwóch wyraźnie podenerwowanych chłopców, którzy wstali na równe nogi gdy tylko Aiji przekroczył próg.
- Poznaj moich kolegów, to jest Hiroshi, jest modelem, a chwilowo robi za perkusistę Mocochang - Mayatan wskazał ręką na jednego z nich.
- Yoroshikuonegaishimasu! - machnął długim kucykiem przed nosem Aijiego, zginając się w ukłonie.
- A to Naoki, gra na basie, ale tak naprawdę ilustruje mangi - drobny chłopak zarumienił się i również zgiął się w pół mamrocząc zawstydzony jakąś formułkę grzecznościową.